Oko proroka. Władysław Łoziński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oko proroka - Władysław Łoziński страница 8

Жанр:
Серия:
Издательство:
Oko proroka - Władysław Łoziński

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – A mówiliście, Semen, że ojca nie co innego zgubiło, tylko zdrada żydowska.

      – Ale zdrada z tego poszła, że ojciec miał to, na co Żyd był łakomy jak wilk na barana, a czego kupić nie mógł, bo ojciec wiedział, co to warte. Widzisz bo, mołojczyku, u nas tak się dzieje: Idzie Kozak na wyprawę, na chadzkę, czajkami płynie na turskie brzegi, pali grody i zamki, łupi miasta, zabiera Turkom wielkie skarby – każdy z mołojców wraca z bogatą zdobyczą, ale cóż, kiedy zdobyczy sprzedać nie umie, a czasem i nie może. Jak zdobył gotowe pieniądze, aspry85, lewki86, piastry87, czerwone złoto88, to rzecz łatwa: na pieniądze nie trzeba kupca. Ale jak z chadzki wrócą z drogim towarem – z złotogłowiem, kobiercami, koralami, naczyniem złotym i srebrnym, bo naród turski bogaty i w zbytkach się bardzo kocha – co z tym robić? Sprzedać. A komu Kozak sprzeda? Niechże sam próbuje pójść z tym do miasta albo do dworu, między kupcy czy między pany – oho, dobrze się wybrał! To właśnie tak, jakby własną głowę na targ poniósł. A skąd to masz, a kędyś zrabował? a kogoś zabił? Odbiorą, kijem napędzą, i to najlepszy jeszcze koniec: rad bądź Bogu i dziękuj, że cię do tarasa89 nie dadzą, na męki nie wezmą, abyś prawdę wyśpiewał, a czasem i nie powieszą! A przecież to Kozak szablą zdobył, i na kim? Na psim synu, na poganinie, niewiernym wrogu Chrześcijaństwa: a przecie Kozak krwią swoją zapłacił, krzywdy się tylko pomścił, bo ano, ile to narodu, ile złota, ile srebra z cerkwi świętych nie biorą Turcy i Tatarzy! Czy to sprawiedliwość? Ale cóż robić, tak ono już jest. Tedy rad nierad Kozak musi sobie zachodzić z Żydem, z Ormianinem, z Wołochem, co na takie kupno łakomy, ale najczęściej z Żydem. Tak i z tym Kara-Mordachem bywało. Po każdej chadzce przyjeżdżał szelma do nas i kupował; za byle co kupował, dziesiątej, setnej części tego nie dał, co rzecz warta, ale ojciec niegłupi, wiedział, co za skarb rzadki ma, że i sto takich Żydów wytrząść, a tyle grosza nie wytrzęsiesz. O jedno Mordachowi chodziło, jak diabłu o duszę, a tego dostać nie mógł. Zwabił ojca niby do bogatego kupca, co jakoby z Moskwy umyślnie przyjechał, przedni sługa carski. Ten pewno kupi, dla samego cara gosudara do Kremla kupi. Mój ojciec znał z dawien dawna Mordacha, handlował z nim długie lata, uwierzył. Pojechał z Żydem na granicę wołoską, wpadł w zasadzkę, Mordach zabrał mu wszystko, co było przy nim, a samego Turkom wydał i jeszcze zapłacić sobie kazał, bo im puszkarza naraił, jakiego na świecie szukać… Ot, widzisz, tak to było.

      Chwilę Semen milczał i chmurno przed siebie patrzał, jakby dumał nad tym, co się stało, i nad tym, co się jutro stać może, a nagle zawołał:

      – Dosyć tego gadania; wiesz więcej, niż ci wiedzieć potrzeba, ale tego właśnie nie wiesz, po com cię tu wołał. Mnie czas w drogę. Przysiągłeś na Krzyż Święty i pod wielką klątwą, a kto takiej przysięgi nie dotrzyma, będzie od Trójcy św. oddzielony i na miejsce Judasza powołany. Słuchajże teraz i uważaj! Widzisz tę rozpadlinę w skale?

      – Widzę.

      – Stań plecyma do skały, oprzyj się o nią, tak abyś sobą przykrył rozpadlinę.

      Zrobiłem tak, jak Semen chciał.

      – Patrz teraz naprzód, prosto przed siebie, jak strzelił; dziewięć kroków zrób, ale dużych, dobrze rozsadzaj nogi, boś ty mniejszy ode mnie.

      Zrobiłem dziewięć kroków.

      – Teraz uklęknij na jedno kolano.

      Ukląkłem – a Semen przystąpił do mnie, przysiadł i ziemię koło mego kolana dobrze oglądnął.

      – Tak dobrze, wraz dobrze, jak strzelił. Czy widzisz co na ziemi, znak jaki, ślad jaki?

      – Nic takiego nie widzę – odpowiedziałem.

      – Słuchajże! w tym miejscu, na którym jest teraz twoje kolano, zakopałem to, co mego ojca zawiodło w jasyr, co Mordacha wydało na moją zemstę, co już przedtem i mnogiej krwi, i mnogiego nieszczęścia było przyczyną. Tego Persa, co to przyniósł był aż z indyjskiej ziemi, struł jeden Ormianin, tego Ormianina udusili trzej Greczyni w Białogrodzie, tych Greczynów utopić kazał basza jędropolski, tego baszę zabił ataman Łoboda, Łobodę rozsiekali mołojcy, aż się to dostało memu ojcu, a ojciec usycha teraz w pogańskich łykach… Kiedybyś chciał wziąć, com zakopał, to i ciebie spotka nieszczęście i zguba!

      – A ty tego nie weźmiesz? – pytam Semena.

      – Wezmę, na tom zakopał, abym wziął. Ale teraz brać się boję, bo mnie wywołali już wszędy dokoła za tego Mordacha jako zabójcę; muszę się dobrze pilnować, abym uszedł zdrowo. Nosić to przy sobie niebezpieczno; można zgubić, można przez złodzieja postradać. Ale jak z wywiadów powrócę i będę już na pewno wiedział, gdzie mój ojciec, w jakim zamku, u jakiego baszy, przyjdę tu albo drugiego do ciebie przyszlę, a ty temu wiernikowi, co przyjdzie w moim imieniu, pokażesz miejsce, gdzie ma kopać.

      – A jakoż ja go poznam i jako mu dam wiarę? – pytam ja na to.

      – Otóż tak; teraz mi się podobasz, mołojczyku! – zawołał Semen. – Czekałem tylko, czy się zapytasz; sława Bohu, żeś się zapytał! Bo teraz wiem, że masz rozum. Słuchaj i spamiętaj: Jak kto przyjdzie do ciebie, czy to będzie stary, czy młody; czy chłop, czy baba; czy sługa, czy pan; czy czerniec90, czy żołnierz; czy w łachmanach i z torbą dziadowską, czy w sajecie91 i przy bogatej szabli – wszystko to jedno – jeżeli ktoś przyjdzie do ciebie i uderzy cię dłonią po lewym ramieniu i powie te słowa:

      Oko Proroka

      Synopa Archioka

      to ty mu odpowiesz: Musztułuk! On ci na to ma powiedzieć: – „Bedryszko cię pozdrawia” – a wtedy masz go zaprowadzić na tę polanę, pokazać mu to miejsce, które znasz; niech wykopie i idzie z Bogiem, a tym masz milczeć o tym jako grób! Powtórz słowa!

      – Oko Proroka, Synopa Archioka, Musztułuk! – powtórzyłem, i to kilkanaście razy, póki Semen nie uwierzył, że nie zapomnę.

      – A teraz w drogę! – zawołał Semen i ruszyliśmy nazad tym samym szlakiem, i znowu po drodze kładł mi w pamięć wszystko, po czym miałem się rozeznać, aby nie zabłądzić i trafić do onej skały na polanie.

      Kiedy już stanęliśmy w czystym polu, Semen uściskał mnie, pocałował w oba policzki i rzekł:

      – Zostań zdrów, Hanusz, pomagaj ci Boże! A jak się zdarzy szczęście, wrócę i wezmę cię z sobą na Sicz, na porogi92, i nie będziesz się nazywał Hanusz, ale Iwaszko, i będziesz z nami hulał i na Turków chodził! Boś ty łepski chłopak, wart być Kozakiem! Zostań zdrów!

      Jam go z rzewnością serca także jakby brata ucałował i pytam:

      – A koń kędy?

      – A kędyżby był? Jest, czeka na

Скачать книгу


<p>85</p>

aspry – daw. drobne monety tureckie. [przypis edytorski]

<p>86</p>

lewki – monety z wizerunkiem lwa, bite w wielu krajach (dziś nazwę lew, лев, nosi waluta Bułgarii). [przypis edytorski]

<p>87</p>

piastry (z wł. piastra: blaszka) – drobna moneta w krajach Bliskiego Wschodu. [przypis edytorski]

<p>88</p>

czerwone złoto, częściej czerwony złoty – dukat, polska moneta ze złota, warta ok. 5 złotych srebrnych. [przypis edytorski]

<p>89</p>

taras (tu daw.) – więzienie, loch (por. zatarasować). [przypis edytorski]

<p>90</p>

czerniec (z ukr.) – mnich prawosławny. [przypis edytorski]

<p>91</p>

sajeta (daw.) – cienka, kosztowna tkanina wełniana. [przypis edytorski]

<p>92</p>

porogi, właśc. porohy (ukr. пороги) – progi wodne w dolnym biegu Dniepru, dziś już nieistniejące grzebienie skalne w poprzek nurtu rzeki, które sprawiały, że Dnieprem mogły pływać łodzie tylko bardzo doświadczonych żeglarzy, przeważnie Kozaków. [przypis edytorski]