Faraon, tom trzeci. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon, tom trzeci - Болеслав Прус страница 17

Жанр:
Серия:
Издательство:
Faraon, tom trzeci - Болеслав  Прус

Скачать книгу

a potem co?… – pytał Herhor.

      – Potem będzie sobie rządził państwem i powiększał armię bez pieniędzy – odparł rozdrażniony Mefres.

      – A… a jeżeli jego wygłodzona armia zechce zrabować świątynie?… – wciąż pytał Herhor.

      – Cha!… cha!… cha!… – wybuchnął śmiechem Mefres.

      Nagle spoważniał i kłaniając się, rzekł ironicznym tonem:

      – To już należy do waszej dostojności… Człowiek, który przez tyle lat, jak wy, rządził państwem, winien był przygotować się na podobne niebezpieczeństwo.

      – Przypuśćmy – mówił powoli Herhor – przypuśćmy, że ja znalazłbym środki przeciw niebezpieczeństwom, które by groziły państwu. Ale czy wasza dostojność, który jesteś najstarszym arcykapłanem, potrafiłbyś zapobiec zniewadze stanu kapłańskiego i świątyń?…

      Przez chwilę obaj patrzyli sobie w oczy.

      – Pytasz: czybym potrafił? – rzekł Mefres. – Czy potrafię?… Ja nawet nie będę trafiał. Bogowie złożyli w moich rękach piorun, który zniszczy każdego świętokradcę.

      – Psyt!… – szepnął Herhor. – Niechże się tak stanie…

      – Za zgodą czy bez zgody najwyższej rady kapłanów – dodał Mefres. – Kiedy czółno wywraca się, nie czas na rozprawianie z wioślarzami.

      Rozeszli się obaj w posępnym nastroju. Zaś tego samego dnia wieczorem wezwał ich faraon.

      Przyszli o naznaczonej porze, każdy oddzielnie. Złożyli głęboki ukłon panu i – każdy stanął w innym kącie, nie patrząc na drugiego.

      „Czyby się poróżnili ze sobą?… – pomyślał Ramzes. – Nic to nie szkodzi…”

      W chwilę później wszedł święty Sem i prorok Pentuer. Wtedy Ramzes usiadł na wzniesieniu, wskazał czterem kapłanom niskie taborety naprzeciw siebie i rzekł:

      – Święci ojcowie! Nie wzywałem was do tej pory na radę, ponieważ wszystkie moje rozkazy odnosiły się wyłącznie do spraw wojskowych…

      – Miałeś prawo, wasza świątobliwość – wtrącił Herhor.

      – Zrobiłem też, com mógł, w czasie tak niedługim, ażeby wzmocnić obronne siły państwa. Utworzyłem dwie nowe szkoły oficerskie i wskrzesiłem pięć zwiniętych pułków…

      – Miałeś prawo, panie – odezwał się Mefres.

      – O innych wojskowych ulepszeniach nie mówię, gdyż was, ludzi świętych, rzeczy te nie obchodzą…

      – Masz słuszność, panie – rzekli razem Mefres i Herhor.

      – Ale jest inna sprawa – mówił faraon, zadowolony potakiwaniem dwu dostojników, od których spodziewał się opozycji. – Zbliża się dzień pogrzebu boskiego ojca mego, lecz skarb nie posiada dostatecznych funduszów…

      Mefres podniósł się z taboretu.

      – Ozyrys-Mer-amen-Ramzes – rzekł – był sprawiedliwym panem, który ludowi swemu zapewnił wieloletni spokój, a bogom chwałę. Pozwól więc, wasza świątobliwość, aby pogrzeb tego pobożnego faraona odbył się na koszt świątyń.

      Ramzes XIII zdziwił się i wzruszył hołdem oddanym jego ojcu. Przez chwilę milczał, jakby nie mogąc znaleźć odpowiedzi, wreszcie odparł:

      – Bardzo jestem wam wdzięczny za cześć okazaną równemu bogom ojcu memu. Zezwalam na taki pogrzeb i jeszcze raz – bardzo wam dziękuję…

      Przerwał, wsparł głowę na ręku i rozmyślał, jakby ze sobą samym staczając walkę. Nagle podniósł głowę: twarz jego była ożywiona, oczy błyszczały.

      – Jestem wzruszony – rzekł – dowodem waszej życzliwości, święci ojcowie. Jeżeli tak drogą jest wam pamięć mego ojca, więc chyba nie możecie być niechętni dla mnie…

      – Czy wasza świątobliwość wątpi o tym?… – wtrącił arcykapłan Sem.

      – Mówisz prawdę – ciągnął faraon – niesłusznie was posądzałem o uprzedzenie do mnie… Ale chcę to naprawić, więc będę z wami szczerym…

      – Niech bogowie błogosławią waszą świątobliwość!… – rzekł Herhor.

      – Będę szczerym. Boski ojciec mój, skutkiem wieku, choroby, a może i zajęć kapłańskich, nie mógł tyle sił i czasu poświęcać sprawom państwa, ile ja mogę. Ja jestem młody, zdrów, wolny, więc chcę i będę rządził sam. Jak wódz musi prowadzić swoją armię na własną odpowiedzialność i według własnego planu, tak ja będę kierował państwem. Oto jest moja wyraźna wola i od tego nie odstąpię.

      Ale rozumiem, że choćbym był najdoświadczeńszy, nie obejdę się bez wiernych sług i mądrych doradców. I dlatego będę niekiedy zapytywał was o opinię w rozmaitych sprawach…

      – Po toż jesteśmy najwyższą radą przy tronie waszej świątobliwości – wtrącił Herhor.

      – Owszem – mówił wciąż ożywiony faraon – będę korzystał z waszych usług, nawet od tej chwili, zaraz…

      – Rozkazuj, panie – rzekł Herhor.

      – Chcę poprawić byt ludu egipskiego. Ale ponieważ w podobnych sprawach zbyt szybkie działanie może tylko przynieść szkody, więc na początek ofiaruję im rzecz drobną: po sześciu dniach pracy – siódmy dzień odpoczynku…

      – Tak było przez ciąg panowania osiemnastu dynastii… Prawo to jest stare jak sam Egipt – odezwał się Pentuer.

      – Odpoczynek co siódmy dzień da pięćdziesiąt dni rocznie na każdego robotnika, czyli jego panu ujmie pięćdziesiąt drachm. A na milionie robotników państwo straci z dziesięć tysięcy talentów rocznie… – rzekł Mefres. – Myśmy to już rachowali w świątyniach!… – dodał.

      – Tak jest – żywo odparł Pentuer – straty będą, ale tylko w pierwszym roku. Bo gdy lud wzmocni swoje siły wypoczynkami, w następnych latach odrobi wszystko z przewyżką…

      – Prawdę mówisz – odpowiedział Mefres – w każdym jednak razie trzeba mieć dziesięć tysięcy talentów na ów pierwszy rok. Ja zaś myślę, że i dwadzieścia tysięcy talentów nie zawadziłoby…

      – Masz słuszność, dostojny Mefresie – zabrał głos faraon. – Przy zmianach, jakie chcę zaprowadzić w moim państwie, dwadzieścia, a nawet trzydzieści tysięcy talentów nie będzie sumą zbyt wielką.

      Dlatego – dodał szybko – od was, święci mężowie, będę potrzebował pomocy…

      – Każdy zamiar waszej świątobliwości gotowi jesteśmy popierać modłami i procesjami – rzekł Mefres.

      – Owszem,

Скачать книгу