Hotel 69. Sonia Rosa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 3
– Co jest? – zapytała, sięgając po podaną jej przez chłopaka listę gości.
– Carlsson przyjeżdża.
– Przecież wiem. – Jelonek nerwowo zerknęła przez ramię, jakby spodziewała się, że właściciel hotelu wyłoni się zza którejś z rozstawionych w korytarzu donic z olbrzymimi palmami. – Swoją drogą nieco to dziwne… Nigdy wcześniej nie zjawiał się tak znienacka.
– No więc dzisiaj się zjawi. Nie martw się, postawiłem już na nogi cały personel. W każdym razie chce się z tobą spotkać.
– I niczego więcej nie wiesz?
– Tyle, co ty. Jego asystentka dzwoniła i przekazała mi, że przyjeżdża. Mam po niego wysłać auto na lotnisko.
– Dobrze, jakoś to ogarniemy. Miej oko na wszystko, muszę wypić kawę.
– Jasne. – Igor wziął od niej listę hotelowych gości, którą pobieżnie przejrzała, i wrócił za swój kontuar.
* * *
Carlsson zjawił się koło południa i tradycyjnie kazał się zameldować w należącym do niego apartamencie na ostatnim piętrze.
– Podeślijcie mi na górę kawę, miętowe lody i czekoladowego rogala – poprosił Igora, który momentalnie sięgnął po słuchawkę, chcąc wydać polecenia szefowi kuchni. – Iwona, miło cię widzieć – zwrócił się do stojącej obok Jelonek i poprosił, żeby wjechała z nim na górę.
Kiedy weszli do olbrzymiego narożnego penthouse’u, menadżerka z napięciem zlustrowała wnętrze ekskluzywnego apartamentu, ale wyglądało na to, że wszystko zostało skrupulatnie przygotowane na przyjazd niespodziewanego gościa. Uchylone okno, żeby pozbyć się zaduchu, świeże lilie w wazonach, czekoladki.
– Usiądź, proszę. – Carlsson podsunął jej jeden z obitych złoconą tkaniną foteli, a sam nalał do szklanek wody z kryształowej karafki i zasiadł naprzeciwko. – Wszystko w porządku? Blado wyglądasz – zauważył starszy Szwed i swoją dziwnie twardą, ale perfekcyjną angielszczyzną dodał, że stres nikomu nie służy.
– To nie stres. Ja tylko… – Iwona nie dokończyła, bo w apartamencie zjawił się szef kuchni, Gennaro, niski, krępy neapolitańczyk, którego Jelonek od początku darzyła sympatią.
– Lody, rogale i kawa. – Włoch postawił posrebrzaną tacę na niskiej ławie z przeszklonym blatem i sięgnął po dzbanek, ale właściciel hotelu powstrzymał go gestem imponująco wypielęgnowanej dłoni.
– Poradzimy sobie – powiedział i Gennaro ruszył w stronę drzwi. – Pewnie się zastanawiasz, co się dzieje? – Carlsson rozlał aromatycznie pachnącą kawę do przyniesionych przez szefa kuchni kruchych porcelanowych filiżanek, a Iwona nagle pomyślała, że może Szwed chce ją zwolnić.
„Chociaż nie, czemu miałby to robić? Hotel świetnie przecież prosperuje, nie powinnam mieć powodów do obaw” – pocieszyła się w duchu, podczas gdy starszy mężczyzna sięgał po cukier.
– Słodzisz? – zapytał.
– Tak. – Jelonek wzięła od niego cukiernicę i wsypała dwie łyżeczki do podanej przez niego kawy. – Dziękuję. – Uśmiechnęła się, siląc na coś więcej niż wymuszony grymas.
– Chodzi o mojego syna Alexandra. Niedługo kończy trzydzieści lat i postanowiłem sprezentować mu ten hotel. Moi prawnicy właśnie zaczynają przygotowywać papiery i niebawem to on będzie formalnym i jedynym właścicielem. Biedak liczył na to, że na trzydziestkę kupię mu maserati, ale dostanie coś o wiele bardziej wymagającego uwagi. – Szwed złośliwie się uśmiechnął i pomieszał kawę. – Wiem, że takie zmiany mogą się wam wydać stresujące, ale myślę, że szybko się dogadacie. Matka Alexandra jest Polką, a on sam świetnie mówi w waszym języku, bo w dzieciństwie wszystkie wakacje spędzał u dziadków, na Kaszubach, a od czasów studiów mieszka w Warszawie. A ja zajmę się innymi inwestycjami i nie będę musiał tak często przylatywać do Polski – wyjaśnił. – I jeszcze jedno… Alexander chciałby urządzić w Sopocie swoją trzydziestkę. Zakładam, że będzie się bawić w którymś z klubów na mieście, ale apartament ma być gotowy. Jego goście też się pewnie tu zatrzymają, wszystko sobie na spokojnie dogadacie.
– O jakiej dacie mówimy?
– O dwudziestym piątym maja.
– Oczywiście, wszystko przygotujemy – obiecała Iwona, starając się nie okazywać tego, jak bardzo poruszyły ją przekazane przez Carlssona wieści.
Nie znała jego syna, ale świetnie potrafiła go sobie wyobrazić. „Bogaty, wychuchany paniczyk, który na urodziny dostaje od ojca hotel, prędko pewnie doprowadzi nas na skraj bankructwa, a przynajmniej ostro da nam popalić” – pomyślała, obserwując, jak Szwed nakładał miętowe lody na talerzyk ze złoconymi brzegami.
– Poczęstujesz się? – zapytał, zanim zanurzył łyżeczkę w lodowej masie.
Odmówiła.
– Nie wyglądasz na zachwyconą – zauważył.
– Nie lubię zmian – przyznała szczerze, za późno gryząc się w język.
„Idiotka! Co ja w ogóle wygaduję?! W czasach, kiedy trzeba być przedsiębiorczym i pod każdym względem elastycznym, ja rzucam takie teksty” – zganiła się w duchu i na dobre zamilkła.
– Alexander przyleci za kilka dni – odezwał się Carlsson, kiedy już rozprawił się z lodami. – Wtedy sobie wszystko dogadacie. A teraz wybacz, chciałbym odpocząć po podróży i uciąć sobie drzemkę. – Szwed odłożył na ławę talerzyk, dopił swoją kawę, wstał i wyciągnął do niej rękę. – Z mojej strony dziękuję ci za wszystko. Jesteś świetna w tym, co robisz. Nie mogłem powierzyć hotelu nikomu lepszemu – powiedział, a Iwona poczuła, jak zaciskająca się na jej sercu metalowa obręcz stresu gwałtownie się poluzowuje, pozwalając jej zaczerpnąć głębszy oddech.
– Dziękuję. To dla mnie piękny komplement. – Uśmiechnęła się.
– Piękne kobiety często powinny słyszeć komplementy – powiedział Szwed.
W windzie oparła się o przeszkloną ścianę i przygryzła wargę, starając się powstrzymać rozbawienie. Piękne kobiety powinny często słyszeć komplementy? Pracowała dla niego od kilku lat, ale nigdy wcześniej nie potraktował jej tak… Sama nie wiedziała, jak miałaby to określić. Frywolnie? Na myśl o jego poufałej uwadze poczuła się znacznie lepiej niż rano, po kłótni z Piotrem. A jednak komuś się jeszcze podoba. I to komu! Szwedzkiemu miliarderowi, potentatowi nieruchomości, który mając taki kaprys, mógłby pewnie wykupić cały Sopot albo i Trójmiasto. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i poprawiła sięgające jej do połowy pleców ciemne, mocno kręcone włosy, które zazwyczaj spinała w nieco zbyt luźny kok.
– Penelopa, czekaj! I co? – Wysiadała z windy, kiedy zawołał ją Igor.
Słysząc swoją ksywkę, znowu się uśmiechnęła.