Hotel 69. Sonia Rosa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 4
* * *
Wieczorem, w domu, kiedy już zrobiła kolację synowi i pozwoliła mu wyjść do kolegi, przed należącą do niej starą willą pojawił się ciemny samochód Piotra.
– Otworzysz mi? Jesteś sama czy mam spadać? – zapytał przez telefon, a ona podeszła do okna i zerknęła w dół, na zadbany trawnik i ciemną, cichą uliczkę.
– Jestem sama – powiedziała.
I chociaż wciąż czuła się wściekła po ich porannej rozmowie, pozwoliła mu wejść. W korytarzu, kiedy tylko zamknął za sobą masywne drzwi starej, ponad studwudziestoletniej willi, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
– Tęskniłem – wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
– Chodź.
Pociągnęła go za rękę, chcąc zabrać kochanka na górę, do swojej sypialni, ale on już na półpiętrze zaczął całować ją tak żarliwie, że usiadła na schodach i pozwoliła mu pieścić się ustami, starając się nie myśleć o tym, co będzie, jeśli Błażej postanowi wcześniej wrócić od kolegi z przeciwka.
Ale tym razem mieli szczęście. Orgazm nadszedł nagle, za nim kolejny, nieco słabszy, a Piotr, który klęczał z głową między jej nogami, podniósł wzrok i posłał jej rozbawione spojrzenie.
– Nadal masz czelność twierdzić, że już cię nie pragnę, zła kobieto? – powiedział.
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała w usta. Smakował jej sokami i wypitą w przychodni kawą.
– Kocham cię – wyszeptał w jej włosy.
– Ja ciebie też – powiedziała cicho, a on ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął wargami jej usta.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą świata, słyszysz?
– Oprócz twojej żony, co? – wyrwało jej się, ale i tym razem nie dał się sprowokować do kłótni.
– Tak, Alicja kiedyś była naprawdę piękna.
– Kiedyś? – parsknęła. – Nadal jest.
– Może. Ja już tego nie dostrzegam. – Wzruszył ramionami i pocałował ją w szyję. – Możemy się podnieść z tych schodów, zanim znowu coś mi wejdzie w bark? – rzucił żartem.
– Możemy.
W sypialni kochali się na jej niezasłanym łóżku ze skotłowaną pościelą, później wypili resztkę przyniesionego przez nią z dołu wina, a on zapalił papierosa.
– Masz już plany na wakacje? Wyjeżdżasz gdzieś? – zapytała, celowo nie wspominając nic o żonie, która z całą pewnością będzie mu towarzyszyć, dokądkolwiek by się nie udał.
– Pewnie do Chorwacji. Mówiłem ci, że znajomy kardiolog kupił tam domek.
– Nie – powiedziała, strząsając popiół z odebranego mu papierosa do leżącej na jego nagim torsie szklanej popielniczki.
– Mówiłem ci – upierał się, odgarniając z jej czoła kręcony kosmyk.
– Nie mówiłeś, ale mniejsza z tym – powiedziała, zanim ostatni raz zaciągnęła się dymem i dogasiła peta.
– Posłuchaj, w przyszłym roku na pewno poproszę Alicję o rozwód. Jeszcze tylko pierwsza komunia Kornelki i…
– W maju, za rok?! Tyle chcesz czekać?!
– Mówiłem ci przecież, że…
– Piotr, ja tego dłużej nie wytrzymam, słyszysz?! Twoich powrotów do niej, samotnych nocy, świąt, weekendów! – wybuchła.
– Przecież od początku wiedziałaś, że jestem żonaty, niczego przed tobą nie ukrywałem!
– Bo myślałam, że to będzie tylko romans! Nie sądziłam, że aż tak się w tobie zakocham!
– I znowu to robisz. Rujnujesz idealny moment. Leżymy tu sobie, kochaliśmy się, było miło. Pozwól sobie na relaks. – Piotr sięgnął do jej nagiej piersi, ale strąciła jego rękę.
– Spieprzaj! Nie potrafisz ze mną rozmawiać, chcesz tylko jednego!
– Ja chcę tylko jednego? – Zaśmiał się chrapliwie i odwrócony do niej plecami usiadł na łóżku. – Wiesz co, może masz rację? Spieprzam! – rzucił przez zęby, wstał i zaczął zbierać porozrzucane po podłodze ciuchy.
– Przepraszam – powiedziała cicho Iwona, ale nawet na nią nie spojrzał.
Założył bokserki i dżinsy, zapiął koszulę i ze skarpetkami w ręku schylił się po buty.
– Piotr, przepraszam. – Siedząca na łóżku Iwona wyciągnęła do niego rękę, ale nie zareagował.
Wyszedł z sypialni bez słowa pożegnania i po chwili usłyszała tupot jego kroków na starych drewnianych schodach. Był przy samochodzie, kiedy owinięta wełnianym kocem wychyliła się przez okno i zawołała go po imieniu. Spojrzał w górę i uniósł dłoń w geście pożegnania, ale nie zdobył się na nic więcej. Chwilę później wsiadł do swojej terenówki i zniknął jej z oczu. Zeszła więc na dół, zamknęła za nim frontowe drzwi i paląc wyjętego z zapomnianej przez niego paczki przedostatniego papierosa, siedziała za kuchennym stołem, rozpamiętując ich ostatnie wspólne miesiące.
* * *
– Nie wiem, co robić, Olka – wyżaliła się młodszej siostrze, do której zadzwoniła tuż po powrocie Błażeja, zamknięta z telefonem w łazience, zapłakana i roztrzęsiona. – On już chyba nie wróci, wyglądał na totalnie wkurwionego…
– Mówiłam ci, daruj sobie żonkosia? Mówiłam! – triumfowała Ola.
– Kocham go, nie rozumiesz tego? – syknęła Iwona.
– Ten facet się tobą bawi.
– Gówno prawda! Kochamy się!
– Dziewczyno, gdyby on cię kochał, dawno temu spakowałby swoje bety i ją zostawił. Bez względu na wszystko, słyszysz? On gra na zwłokę, nic więcej.
– Nie umiem się z nim rozstać, nie potrafię… – rozszlochała się Iwona.
– To miotaj się dalej w tym emocjonalnym pierdolniku. Wybacz, muszę kończyć. Mam w cholerę roboty. Tylko sobie nie otwieraj żył, okay? Bo brzmisz naprawdę żałośnie. Kocham cię, siostrzyco.
– Ja ciebie też.
– Pa. Jutro się odezwę – obiecała Ola, po czym przerwała połączenie.
„Jestem taka cholernie samotna