Hotel 69. Sonia Rosa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 6
– I jak? – Kiedy Lewandowski zszedł do recepcji, Igor wyszedł zza masywnego kontuaru i ruszył w jego stronę.
– Nic wielkiego, pijana w dupę parka. Ona, wulgarna i napalona, powitała mnie w samych stringach, on siedział z fajką w ręku na zarzyganej łazienkowej podłodze.
– Uroczo. – Igor skrzywił się. – Ty, a ty wiesz, co to za jedna?
– Ona? Nie mam pojęcia.
– Córeczka prezydenta miasta, w którym kiedyś ostro zabalowaliśmy w sylwestra. Niedawno było o niej głośno, kiedy nocą na kościelnym murze rozwaliła podarowane jej przez tatusia bmw. Kojarzysz?
– Pieprzysz?! Tatuś polityk, a niegrzeczna dziewczynka szlaja się po hotelach? Ile ona ma lat?
– Nie wiem, jakieś dwadzieścia. Ale to tak między nami, bo wiesz… – Igor, który nagle zdał sobie sprawę, że chlapnął o parę słów za dużo, zdradzając tożsamość jednego z gości, obejrzał się przez ramię i wrócił za swój kontuar. – Ściśle tajne – dodał i mrugnął do kumpla.
– Jasne. – Lewandowski złośliwie się uśmiechnął i łypnął w stronę przeszklonych drzwi, przez które przechodziła właśnie elegancko ubrana starsza para. – Poszukam którejś z dziewczyn. Niech ogarnie ten chlew, zanim całe piętro zacznie cuchnąć rzygowinami – dodał szeptem, po czym ukłonił się idącym przez korytarz gościom i pchnął ciężkie drzwi z napisem „Tylko dla personelu”.
4.
Warszawa, maj 2019
Alexander Carlsson podszedł do siedzącej za biurkiem dziewczyny, odgarnął z jej karku długie jasnorude włosy i pocałował ją w szyję.
– Zaraz kończę, teraz już bez ściemy – obiecała, wprowadzając ostatnie dane do tabelki Excela. – Zaparzyłbyś mi kawy? – poprosiła, nie odrywając wzroku od monitora. – Ślęczałam nad tym do trzeciej nad ranem, a wstałam dziś przed siódmą.
– Przed siódmą? Obłęd. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio wstałem o tak nieludzkiej porze. Chyba na studiach. – Carlsson parsknął śmiechem i ruszył w stronę mikroskopijnej kuchni.
Czekając, aż zagotuje się woda, przejrzał zawieszone na starej lodówce magnesy. Portugalia, Kanary, Chorwacja, Praga, Hel, Sztokholm. Na widok ostatniego lekko się uśmiechnął. Jego rodzinne miasto. Nie miał pojęcia, że je zna.
– Z dwiema łyżeczkami cukru poproszę! – krzyknęła z pokoju Sylwia.
– Robi się! – odkrzyknął.
Garnuszki znalazł w starym drewnianym kredensie, który stał wciśnięty pomiędzy wyłożoną ciemnoniebieskimi kuchennymi płytkami ścianę a przedpotopową lodówkę. Zalewając wrzątkiem rozpuszczalną kawę, pomyślał, że polubił to niewielkie mieszkanie w starym bloku przy Paryskiej, zagracony salonik, pomalowaną na lazurowo sypialnię i tę pyskatą rudą okularnicę, która była tak różna od pustych panienek, z którymi spotykał się w ostatnich latach. Sam fakt, że pracowała jako adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim, wyraźnie świadczył o jej inności względem lasek całymi dniami tkwiących w klubach fitness bądź markowych butikach. Ale wszystko, co dobre, szybko się zazwyczaj kończy. Jego warszawskie balety również. Nie był zachwycony, kiedy dowiedział się, że ojciec zwalił na niego prowadzenie swojego sopockiego hotelu, w dodatku nazywając to prezentem, ale nie zamierzał się ze starym wykłócać. Zresztą znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nic by to nie dało…
– Już! Zrobione! – Sylwia pojawiła się w kuchni, kiedy grzebał po szufladach w poszukiwaniu łyżeczki. – Obawiam się, że wszystkie są w zlewie. – Roześmiała się.
– Moja mała świnka rzadko sprząta? – Alexander przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. – Chodźmy do łóżka. Orzeźwię cię lepiej niż ta lura – mruknął, pieszcząc jej pośladki przez materiał króciutkiej prążkowanej sukienki, którą lubiła nosić po domu.
– Kogo ty właśnie nazwałeś małą świnką, dupku? – Roześmiała się, zanim oddała mu pocałunek.
Chwilę później zrzuciła sukienkę, zdjęła bawełniane majtki w drobne kwiatki i cisnęła ciuchy na dywan. To również mu się w niej podobało, że w żaden sposób nie chciała mu się przypodobać drogą bielizną i kochała swoje ciało, pomimo że nie miała figury idealnej. Wziął ją od tyłu, opartą o parapet, wyobrażając sobie nielicznych przechodniów spoglądających w górę, w okno, w którym stała młoda naga kobieta. Kiedy skończył, długo ją do siebie tulił, napawając się zapachem jej kwiatowych perfum i nutą kokosowego olejku, który lubiła wcierać we włosy.
– Serio będę za tobą tęsknić – powiedział, obejmując ją w pasie. – Gdybyś była kimś innym, zapytałbym, czy pojedziesz ze mną, ale przecież z góry znam odpowiedź. Tu masz pracę, przyjaciół, własne życie.
– Czy pojadę z tobą? – Sylwia parsknęła urywanym śmiechem, odwróciła się twarzą do niego, stanęła na palcach i pocałowała go w usta. – A co z twoją oficjalną narzeczoną? Haremik się marzy, co?
– Daj spokój. Annika to…
– Alex… Było, minęło – weszła mu w słowo. – Świetnie się bawiliśmy, pozostaną miłe wspomnienia.
– I tyle? Będę dla ciebie miłym wspomnieniem?
– A kim chciałbyś dla mnie być?
– Chodzącą erekcją. – Carlsson wyszczerzył się w chłopięcym uśmiechu i pocałował ją w usta. – Jesteś piękna, rudzielcu.
– I cała twoja. Przynajmniej dziś – powiedziała, sięgając po leżące na parapecie papierosy.
– Nie pal tego świństwa. Ja zawsze wolałem trawę. Fajki zabijają.
– Serio? Palenie tytoniu może zmniejszyć przepływ krwi i powodować impotencję – przeczytała napis na paczce i głośno się roześmiała. – W tym akurat wypadku nie czuję się szczególnie przestraszona – dodała, zanim pstryknęła zapalniczką i zaciągnęła się dymem. – Wyjeżdżasz jutro? – zapytała, przysuwając bliżej pełną niedopałków ceramiczną popielniczkę.