Pokłosie przekleństwa. Edyta Świętek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pokłosie przekleństwa - Edyta Świętek страница 16

Pokłosie przekleństwa - Edyta Świętek

Скачать книгу

to organizacja na miarę Pruszkowa albo Wołomina, lecz skąd wiadomo, czy nie urośnie do tak wielkiej potęgi? Od kilku lat świat stawał na głowie. Policji trudno było ścigać bandziorów, gdyż miała do dyspozycji stare, zdezelowane polonezy lub przy odrobinie szczęścia volkswageny vento, podczas gdy bandyci szaleli po drogach supernowoczesnymi wozami, o jakich niedofinansowanym służbom mundurowym nawet się nie śniło.

      – Ta… Dali ci słowo honoru, że nie zakoszą mi więcej fury? – zakpił Tymoteusz. – Tak po prostu?

      – Mam swoje sposoby – odparł Dereń. – Zawsze lubiłem zbierać różne kwity. Nawet takie, które na pozór nie były mi potrzebne w robocie. Temu, co skroił ci brykę, oddałem parę przysług, bo on kilka razy pomógł moim sprawom. Zakładałem, że dojdziemy do porozumienia.

      – Skąd wiedziałeś, u kogo szukać samochodu? – Tymek spojrzał podejrzliwie na kumpla.

      – Ej, no co ty, stary? Chyba nie myślisz, że miałem z tym coś wspólnego? Sam mi podpowiedziałeś. Wisior, o którym wspomniałeś, jest nader charakterystyczny. Zasadniczo byłem zdziwiony, że naczelny oprych osobiście przyjechał po furę. Zwykle goni na posyłki swoich ludzi.

      – Może chciał poćwiczyć, by nie wyjść z wprawy?

      – Możliwe. Przy okazji usłyszałem coś ciekawego. Myślę, że to cię zainteresuje.

      – Dawaj, dawaj! – W oczach Tymka pojawił się błysk.

      – Czy córka wspominała ci, że ma „opiekunów” ściągających haracze z kawiarni?

      – Nie. Ani słowem nie pisnęła, by ktoś ją nachodził. Wiesz coś o tym?

      Dereń przytaknął.

      – Stoi za tym ten sam człowiek, który podprowadził twojego merca. Próbowałem wybadać grunt i ocenić, jakie są szanse, by odpuścił również Mirze.

      – Działałeś już w tym kierunku? – zapytał Tymoteusz zadziwiająco lekkim tonem. Romek przypuszczałby raczej, że Trzeciakowi puszczą nerwy. Tymczasem przyjaciel ze stoickim spokojem sięgnął po leżącą na biurku paczkę papierosów. Wyciągnął ją w stronę kolegi. Dereń skwapliwie skorzystał.

      – Na razie nie. Chciałem najpierw sprawdzić, ile by to kosztowało. Zapewne jakąś konkretną przysługę, bo nikt ot tak nie wycofuje swoich wpływów z miejsca, które przynosi mu zyski.

      Trzeciak zaciągnął się mocno, potem wypuścił ustami kłąb dymu. Nie wyglądał ani na zdziwionego, ani tym bardziej na wściekłego. Po jego twarzy błąkał się zagadkowy uśmieszek.

      – Co jest, stary? – Roman nie wytrzymał. – Nie mów, że cię to nie rusza.

      – Owszem, rusza. Maryśka wysępiła ode mnie sporo kasy, by wejść w spółkę z koleżanką. Nie chciała słuchać życzliwych rad, gdy przestrzegałem ją właśnie przed takimi sytuacjami. Powiedziała mi, że jest dużą dziewczynką. Oczywiście szlag mnie trafia na myśl, że forsa idzie na zmarnowanie, bo przez tych drani Mira pewnie do usranej śmierci nie spłaci mi pożyczki. Ale w gruncie rzeczy nie zawadzi, jeśli ktoś jej utrze nosa. Rozpuszczona franca jak cygańskie pory. Niech wie, że prawdziwe życie to nie zabawa.

      – To co, nie odwoływać zbirów?

      – Nie. Przypuszczam, że musiałbyś coś dla nich poświęcić. To z kolei byłoby dla mnie zobowiązaniem honorowym. Niech na razie uczą Maryśkę rozumu. Długo to nie potrwa. Przynajmniej doceni mój gest, gdy pozwolę, aby tutaj wróciła.

      – Chcesz ją ściągnąć z powrotem do Dłutexu? – wyraził zdziwienie przyjaciel.

      – A mam inne wyjście? Jasiek ani myśli w to wchodzić. Mira może jest cholerą, ale posiada intuicję przedsiębiorczą. Niegłupia z niej babka, tylko jęzor ma zanadto cięty. No i trochę za surowa jest w ocenie ludzi. Liczę na to, że wróci z podkulonym ogonem. Komuś muszę przekazać w przyszłości mój biznes – oznajmił. – Ale ty się nie martw. Dla ciebie zawsze będę miał fuchy – uprzedził szybko wątpliwości Derenia. – Póki ja tym zarządzam, a nie spocznę w najbliższym czasie, jesteś mi potrzebny.

      – Możesz na mnie liczyć.

      – To dobrze, bo wyskoczyła świeża sprawa. – Tymek pokiwał głową. Zdusił niedopałek w popielniczce.

      – O co tym razem chodzi?

      – Znowu o małe śledztwo. Trzeba prześwietlić jednego kolesia.

      – Czyli zabawa w detektywa – skwitował Romek. – A wiesz, parę dni temu Janka podpowiedziała mi, abym otworzył agencję.

      – Niezła myśl. Powinieneś posłuchać żony. Spośród wielu bab, które znałem w całym moim życiu, ona należy do tych zdecydowanie najmądrzejszych. W przeciwieństwie do Elżuni ma rozum, a nie kurzy móżdżek. Zarejestruj działalność, co ci szkodzi?

      – Trochę mnie zniechęca papierologia. Zusy, city, pity, srity – wyliczył pogardliwie. – To nie mój klimat.

      – Tym się nie przejmuj. W przyszłym miesiącu odchodzi stąd Barbara. Zakłada własny interes. Będzie prowadziła biuro rachunkowe. Zleć jej księgowość, na pewno zrobi to solidnie.

      – A co to za rewolucja? – zapytał zaskoczony przyjaciel. On jeden orientował się w sprawie znajomości Tymka z Szydłowską. – Rozpad związku?

      – Nie. Basia sama zadeklarowała chęć odejścia z Dłutexu, bo wiedziała, że księgowość jest solą w oku Maryśki. Wie, że chcę tu widzieć córkę z powrotem. Może żywiła obawy, czy nasz romans w końcu się nie wyda?

      – Po tylu latach? Byłbym zdziwiony. Jesteście mistrzami w zachowywaniu ostrożności.

      – Niby tak. Ale po co ryzykować? Zresztą nie mogę kobiecie podcinać skrzydeł. Skoro czuje się na siłach, niech prowadzi własną działalność.

      – A ty zlecisz jej swoje sprawy?

      – Zleciłbym, gdyby nie Mira. Ale obiecałem Basi, że będę ją polecał znajomym.

      – W porządku. Wezmę to pod uwagę. A wracając do tematu: co za człowieka mam dla ciebie prześwietlić?

      – Właściwie sam nie wiem, bo nie znam nawet jego nazwiska. Ale Kazik mi doniósł coś ciekawego. Usłyszał ostatnio od Manueli, która jest w dość dobrych stosunkach z Justyną, że szwagierka ma plany matrymonialne. Podobno zamierza brać ślub z mężczyzną, który niedawno przyjechał z Niemiec. – Trzeciak wyraźnie się ożywił na samą myśl o tym. – Możesz ustalić, kto zacz?

      – W jakimś konkretnym celu?

      – Na razie to czysta ciekawość. Ale powiązania Justyny z Niemcami zawsze będą dla mnie interesujące. Już dla samego faktu, że tak gładko weszła w eksport. Ktoś jej to musiał ułatwić. No i teraz nie daje mi spokoju, czy to nie ma przypadkiem czegoś wspólnego ze skurwysynem od przekrętu z kasetami. Być może ponosi mnie fantazja, ale chcę wiedzieć.

      – Nie uważasz, że lepiej nie tykać tego gówna, skoro nie śmierdzi?

      Dereń

Скачать книгу