Zamknij drzwi. Rachel Abbott
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zamknij drzwi - Rachel Abbott страница 5
– Nie! Oczywiście, że nie. – Ściskam trochę mocniej drzwi. – Ash może wrócić w każdej chwili, a nie powinien cię tutaj zobaczyć.
To dość mało prawdopodobne, żeby zjawił się o tej porze, ale Steve tego nie wie, a ja muszę go spławić. Nie chcę go tutaj.
Steve wyraźnie mnie ignoruje.
– Gdzie jest Millie?
– W szkole, ale za chwilę muszę po nią pojechać. Steve, co ty, kurwa, sobie wyobrażasz, zjawiając się ot tak pod moimi drzwiami? Rozmawialiśmy już o tym, że musimy zachować to w tajemnicy.
– Ty tak powiedziałaś, a ja nie pamiętam, żebym się na to zgodził. Prosisz mnie naprawdę o wiele. Może chciałbym przekonać się, jak wygląda sytuacja, zanim się zgodzę?
Gapię się na niego z nadzieją, że na mojej twarzy nie maluje się trwoga.
– Niczego od ciebie nie chcę. Zachowujesz się po prostu niedorzecznie. Proszę, idź już. Wpadnę do ciebie, może jutro, kiedy Millie będzie w szkole.
Wydyma dolną wargę w bardzo nieatrakcyjny sposób.
– Nie da rady, obawiam się. Zamierzam się zatrzymać w samym środku niczego – gdzieś na wzgórzach – u znajomej.
Dlaczego się pojawił tutaj, w Manchesterze, ponad trzysta kilometrów od domu? Czy ja miałam rację? Czy to jego spojrzenie czułam na karku w poniedziałek? Ta myśl przyprawia mnie o dreszcz.
– Śledzisz mnie?
Parska śmiechem.
– Daj spokój. Powiedziałbym ci, że zamierzam dziś wpaść z wizytą, gdybyś odpowiedziała na moją wiadomość. Nie pomagasz, ignorując mnie w taki sposób, wiesz? To poważna decyzja, a jeśli chcesz, żebym był po twojej stronie, powinnaś być dla mnie nieco milsza, nie sądzisz?
Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Nie chcę zaogniać sytuacji, ale on stoi za blisko i to sprawia, że czuję się niekomfortowo. Jeśli cofnę się o krok, może to uznać za zaproszenie do wejścia do domu, tkwię więc nieruchomo, czując na policzku jego oddech cuchnący starym tytoniem.
– Może będę cię śledził. To wcale nie taki głupi pomysł. Nie będę z tobą rozmawiał, zachowam dystans.
Nie chcę tego. Ta myśl przepełnia mnie strachem, nie mogę jednak powstrzymać człowieka przed chodzeniem po ulicy, a wiem, że Steve jest wystarczająco uparty, żeby skrócić ten dystans, jeśli nie zachowam się odpowiednio.
Chyba dostrzega niepewność w moich oczach, bo cofa się z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
– Nie rozglądaj się, Jo. Będę tuż za tobą.
Wracając ze szkoły z Millie, czuję się niekomfortowo. Przez cały czas odnoszę wrażenie, że Steve nas obserwuje, ale powstrzymuję się przed jego wypatrywaniem. Millie jak zwykle podskakuje wesoło, opowiadając mi o swoim dniu i o tym, jak pomogła Zofii nauczyć się kilku nowych słów.
– Pomyślałam, mamo, że powinna nauczyć się słów „proszę” i „dziękuję”, trudno jednak wytłumaczyć, dlaczego tak się mówi. – Chichocze. – I tak by nie zrozumiała, więc zaczęłam je powtarzać w odpowiednich miejscach i wiesz co?
– Nie, powiedz.
– Kiedy poszłyśmy na lunch, wzięła swój talerz i powiedziała „dziękuję”. Fantastycznie, prawda?
Cudownie jest widzieć jej podekscytowanie, ale chyba wyczuwa, że coś jest nie tak, bo nie droczę się z nią ani nie próbuję jej rozśmieszyć.
– Dobrze się czujesz, mamo?
Uśmiecham się i kiwam głową, ale Millie nie daje się oszukać. Chwyta mnie za rękę i prowadzi w milczeniu przez resztę drogi.
W końcu docieramy do domu i zamykam za nami drzwi. Natychmiast odzywa się mój telefon.
SŁODKI DZIECIAK. CHYBA ZACZNĘ SIĘ ZASTANAWIAĆ.
Chcę mu odpowiedzieć, ale co mam napisać? „Popełniłam błąd. Odejdź, proszę, i daj nam spokój”?
Taka jest prawda. Naprawdę popełniłam błąd, i to poważny. Do tego nie wiem zupełnie, jak wydostać się z tego bagna, w które sama się wpakowałam.
Przechodzimy z Millie do kuchni, gdzie mała wypakowuje na stół książki z plecaka. Nalewam jej szklankę mleka, a ona informuje mnie, że idzie odrobić lekcje. Lekcje w wieku siedmiu lat! Jestem temu zdecydowanie przeciwna, ale ona to uwielbia i robi to z niemal religijną czcią.
Nieco poniewczasie przypominam sobie, że zaprosiłam na dzisiejsze popołudnie część grupy teatralnej, żeby popracować nad kostiumami na następną produkcję. Chwytam za telefon, żeby to odwołać, kiedy rozlega się dzwonek do drzwi. Już za późno, żeby je odesłać.
Pięć kobiet wchodzi do mojego domu, śmiejąc się i szczebiocząc. Jedynie Tessa zauważa, że nie mogę się już doczekać, kiedy wyjdą za drzwi.
Dzieje się tak dopiero po dwóch godzinach, zanim jednak znajduję czas, żeby poczuć się winna z powodu braku uwagi poświęconej przyjaciółkom, znów odzywa się mój telefon.
CHCĘ POGADAĆ. MOGĘ TERAZ WPAŚĆ? WIDZĘ, ŻE TWOJE KOLEŻANKI JUŻ SOBIE POSZŁY.
On mnie obserwuje. Czuję gęsią skórkę na całych ramionach, a palce mi się trzęsą, kiedy piszę odpowiedź.
NIE. ASH JEDZIE DO DOMU.
Nie mam tak naprawdę pojęcia, kiedy wróci. Przełączam się na niego, żeby go o to zapytać, kiedy znów słyszę sygnał wiadomości.
NIE BĘDĘ CZEKAŁ W NIESKOŃCZONOŚĆ.
5
Sobota
– Millie, idź zapytać tatusia, czy napije się herbaty, dobrze, kochanie?
Moja córka odkłada marker na kuchenny stół i posłusznie rusza w stronę schodów. Słyszę, jak cienkim głosikiem woła Asha, kiedy ten w gabinecie czyta dokumentację pacjenta, przygotowując się do operacji, którą ma przeprowadzić rano. Rzadko pracuje w niedziele, ale to wyjątkowa sytuacja, a on podchodzi do tego bardzo sumiennie.
– Tatuś już schodzi – oznajmia Millie, wracając do rysowania.
Podchodzę do niej i zerkam nad jej ramieniem, nie mogąc się powstrzymać od przeczesania palcami jedwabistych blond włosów i pocałowania w miękki policzek. Często się zastanawiam, jak udało mi się stworzyć coś tak doskonałego, szczególnie że jest taka drobna i delikatna – całkowite przeciwieństwo mnie.
Moja matka zawsze powtarzała, że jestem posągowa – zazwyczaj jako