Świeży. Nico Walker

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świeży - Nico Walker страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Świeży - Nico Walker

Скачать книгу

wracać do Cleveland, nie mieliśmy prezerwatyw, a Madison miała paranoję na ich punkcie, mimo że brała tabletki. Nie wiem, na czym polegał jej problem.

      – Nie potrzeba nam śmiesznych, jebanych gumek, co nie? – spytałem.

      Powiedziała, że potrzeba. Powiedziała, że w łazience jest automat. Dobrze się składało, bo zostały mi tylko drobniaki. Ale to był żeński akademik, więc łazienka też była dla dziewczyn.

      – Nie możesz po nią pójść? – powiedziałem.

      – Ty idź.

      Półnagi znalazłem automat, ale wszystko się rozeszło, poza jakimś gównem o nazwie Black Velvets. Chciałem po prostu wyjść z damskiej łazienki, więc kupiłem jedną i wróciłem do małego łóżka Madison, i zaczęliśmy od nowa.

      Przyszła pora, żeby ją założyć.

      Kondom był czarny jak lukrecjowe żelki. Miałem blade uda. Był z tego samego materiału, którego używa się do produkcji kaloszy. Wyglądało to tak, jakbym sobie nałożył sztucznego fiuta.

      Nie obchodziło mnie, czy ją wyrucham czy nie. Miałem dość pierdolenia jej. Zawsze było to wielkie przedsięwzięcie: potrzebowała gumek, składanek na płytach CD, torby z rzeczami na zmianę. Raz poszedłem do niej do domu; powiedziała, że mi obciągnie, i zrobiła to, ale najpierw zmusiła mnie do zjedzenia torebki popcornu i obejrzenia całego meczu bejsbolowego.

      Nie tak wygląda miłość, pomyślałem.

      Wylizałem ją po raz ostatni.

      Wróciłem autobusem do Cleveland, zdychając z głodu.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Sklep z butami był na końcu Promenade 3, obok Dillarda. Szef dawał mi popalić, bo chodziłem w japonkach.

      – To sklep z butami – powiedział.

      Wiedziałem, że wie, że jestem na kwasie.

      Potem wszedł Johnny Carson.

      – Potrzebuję twojej pomocy, dzieciaku.

      Szukał pary białych tenisówek.

      – Całe białe. I bez żadnych krzykliwych wzorków. Dziewięć i pół na szerokość. Mam szerokie stopy.

      Powiedziałem, że zrobię, co mogę.

      – Ale w dzisiejszych czasach większość butów ma te krzykliwe wzorki.

      Powiedział, że rozumie.

      – Po prostu zrób, co się da – stwierdził.

      Zajęło to dwie godziny, ale mu to ogarnąłem. Miałem problemy z odczytywaniem napisów na pudełkach. Plus nie znałem się na kolorach. Ciągle łapałem się za krocze, bo wydawało mi się, że się zeszczałem.

      Wyczułem niepokój klienta.

      Chciałem mu wszystko powiedzieć.

      Chciałem powiedzieć całą prawdę.

      Zanim wszystko dobiegło końca, przerodziło się to w prawdziwą mordęgę. Pudełka po butach leżały wszędzie. Bibułka też. Resztki rozpaczy i wahania. Johnny prawie wyszedł, nie raz ani nie dwa, ale błagałem go, żeby został.

      – Doskonale rozumiem – mówiłem. – Jestem jak t y.

      Teraz cieszył się, że został. Miał buty, których pragnął, a przynajmniej coś do nich zbliżonego. Ubogaciły go.

      – Pozwól, że coś ci powiem, dzieciak… Przyszłość przed tobą… Trzymaj się sprzedaży… Swoje osiągniesz – zwrócił się do mnie.

      Po pracy pojechałem autobusem 32X, wysiadłem przy South Belvoir i poszedłem na piechotę. Dzień był ciepły. Słońce właśnie zachodziło. Widziałem cienie ptaków na żywopłotach. Pewnie wróbli. W domach zaczęto włączać światła, a ja pławiłem się w schyłkowym stadium euforii. W głowie miałem The Great Pink Hope, kawałek Rubelli z Williama Whale’a. Powiedziałem do siebie, że troszkę pośpiewam.

      I tak zrobiłem. Śpiewałem:

      Rozczaruję cię uśmiechem, mówiłem

      Przekonałaś się, że to prawda

      Gdy pokonałem czterdziestą milę

      Twojego ducha boję się najbardziej

      Podobno o tej porze roku na Grenlandii jest fajnie

      Wpadłem na e-lektrycznego węgo-rza

      Próbowali uczyć mnie o koła szkarła-acie

      Tak sobie szedłem, gdy po prawej płonęło niebo. I coś poczułem. Ucisk w sercu. Strasznie chciałem być dla kogoś miły.

      Zadzwoniłem do Madison.

      – Tęsknię za tobą – powiedziałem. – Co robisz?

      – O, fuj. Brzmisz jak przećpany.

      – Szczerze mówiąc, nie jestem.

      – To dlaczego tak brzmisz?

      – Po prostu dlatego, że tak bardzo za tobą tęsknię.

      – Czego chcesz?

      – Pogadać z tobą.

      – Teraz nie mogę.

      – Czemu nie?

      – Muszę lecieć.

      – Nie.

      – Do widzenia.

      – Czekaj…

      – Co?

      – …boję się.

      Rozłączyła się.

      Dotarłem do Fairmount. Wszedłem do Russo, żeby kupić fajki na zapas, i wpadłem na jakieś dzieciaki z Shaker, które znałem. Dały mi xanax. Miałem przy sobie trochę ecstasy, więc rozdałem parę piguł i sam wziąłem jedną. Na dworze było ciemno. Dzieciaki z Shaker powiedziały, że idą na imprezę u tej całej Maggie na chacie. Poszedłem z nimi. Nie było daleko. Dom znajdował się przy Inverness. Był z cegły. Ruszyliśmy drogą na tyłach i przez furtkę w ogrodzie; dostrzegłem Emily. Stała pod trejażem obwieszonym światełkami, miała na sobie białą letnią sukienkę. I śmiała się.

      – To ty? – spytała.

      Powiedziałem, że tak.

      – Znasz tych ludzi?

      – Tak jakby.

      – Mały ten świat, nie? – powiedziała.

      – No. A znasz Maggie czy…?

      – O

Скачать книгу