Świeży. Nico Walker
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świeży - Nico Walker страница 7
– Przysłaliście mi powiadomienie o debecie, ale coś jest nie tak. Już go spłaciłem – powiedziałem do kobiety w okienku.
Pokazałem jej pokwitowanie. Było sprzed kilku dni. Od tamtej pory nie wyciągałem pieniędzy z konta. Wpisała moje nazwisko do komputera.
– To świeży debet – powiedziała.
– Ale to niemożliwe. Nie wypłacałem nic od czasu ostatniej wpłaty. Wpłaciłem sto sześćdziesiąt dolarów.
– Dzięki tej wpłacie stan pańskiego konta wynosił dziesięć dolarów, ale była dodatkowa opłata debetowa, po której znów znalazł się pan na minusie.
– Jak mogliście obciążyć mnie kolejną opłatą, skoro spłaciłem debet?
– Wpłata nie została rozliczona na czas.
– Zapłaciłem gotówką. Tutaj.
– Proszę pana, nie została r o z l i c z o n a.
– Jebaną gotówką.
– Nie. Została. Rozliczona.
Wyszedłem na zewnątrz. Samochód stał w płomieniach. Dym wydobywał się spod maski. James i Roy patrzyli, jak się pali. Podszedłem do nich i stanąłem obok.
– Przykro mi z powodu samochodu – powiedziałem do Jamesa.
Spytał, czy odzyskałem pieniądze.
Odpowiedziałem, że nie.
Zabraliśmy z samochodu, co się dało: blachy, płyty, sprzęt stereo, który byliśmy w stanie unieść. Ruszyliśmy w stronę domu mamy Jamesa. Roy miał przy sobie trochę zielonego, nabił lufkę i podał ją Jamesowi.
Nic nie mówiliśmy.
Zapaliliśmy i poczuliśmy, jakbyśmy znów byli zwycięzcami.
Emily zostawiała ciągle gumki do włosów w moim łóżku, a ja je oddawałem. Z tą dziewczyną było tak, że jej rodzice rozwiedli się, gdy miała trzynaście lat. Zawsze powtarzała, że wydawało się jej, że miłość nie istnieje, że to tylko feromony wycinają ludziom numery i że pewnie menda i kłamca ze mnie. Opowiedziała mi, jak dowiedziała się jako pierwsza w rodzinie o romansie swojego ojca; podsłuchiwała telefon. Spytałem, dlaczego w ogóle podsłuchiwała.
– Złamas z ciebie jebany – powiedziała.
– Przepraszam. Znaczy, to musiało być okropne.
– Powiedziałam mu o tym. Próbował mnie przekupić. Powiedział, że wyśle mnie na obóz siatkarski, jeśli przyrzeknę, że nie powiem mamie.
– O w dupę.
– Chciałam pojechać na obóz siatkarski – stwierdziła.
– Co zrobiłaś?
– Powiedziałam mamie.
– I pojechałaś na ten obóz?
– Nie.
Miała taki zwyczaj, że znikała. Czasem szedłem jej szukać. Nie zawsze było łatwo; zdarzało się, że trudno było ją odnaleźć. Kiedyś znalazłem ją pod kratką w chodniku. Spytałem, jak się tam dostała. Powiedziała, że nie ma pojęcia.
– Przejdźmy się – rzuciłem.
Powiedziała, że musi się nad tym zastanowić.
– Co ty w ogóle tam robisz? – spytałem.
– Uczę się.
– Bardzo długo tam siedzisz?
– Mhm.
– Głodna jesteś?
Podniosła coś do światła.
– Wzięłam małą paczkę cheeriosów – powiedziała.
– Co zrobisz, jak się rozpada?
– Pewnie się utopię.
A poza tym był jeszcze Rolkarz. Spędzała z nim więcej czasu, niż bym sobie życzył. No więc mówię do niej:
– Dlaczego ten dupek jebany zawsze ma na nogach te głupie rolki?
A ona na to, że to ja jestem jebanym dupkiem, że się tylko przyjaźnią i nigdy nic między nimi nie było.
– Bardzo mnie szanuje – stwierdziła.
– Nie wierzysz tak naprawdę w te pierdoły, co? Bóg wie, co tam sobie knuje.
– A co tam z twoją dziewczyną?
Potrafiła być bezlitosna w tym właśnie stylu.
Madison znalazła jedną z gumek do włosów Emily jakoś w okolicy Święta Dziękczynienia. Ale nie robiła z tego wielkiej afery, bo wszystko było jasne i oboje o tym wiedzieliśmy. Więc wszystko grało.
Nie można było zranić Madison.
Nie była takim typem dziewczyny.
Działała z zimną krwią.
Serio była morderczynią.
Ale z drugiej strony, mimo że była morderczynią, bywała też urocza. Tak jak wtedy, minionego kwietnia, gdy zarzuciłem mnóstwo kwasów, a ona odpierdalała na trampolinie. Ależ to był widok, jej jasnoniebieska koszula wirowała, zostawiając smugi w powietrzu. Jej śmiech przetaczał się przez wierzchołki drzew. Ależ mnie to doprowadzało do płaczu. Ale nie była wzgórzem, na którym pisane mi było umrzeć.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Emily pracowała na nocki w Budynku Nauki. Sprzątała klatki i zabijała myszy laboratoryjne za pomocą małej gilotyny, której kazali jej używać naukowcy. Odcinała głowy myszkom i wyciskała krew z ich ciałek. Nie lubiła tego, ale doszła do wniosku, że myszy i tak były z góry skazane na zgubę, a ona potrzebowała pieniędzy. Jej tata był jakimś specjalistycznym dentystą i zarabiał wystarczająco dużo, żeby dopilnować, by nigdy nie otrzymała większego wsparcia od ludzi z pomocy społecznej. Ale sam nie dawał jej nic, a matka w ogóle nie pomagała. No więc Emily robiła bzdety w stylu nadkładania dodatkowego kilometra drogi, ponieważ w Marc’s sprzedawali popcorn i dietetyczne napoje gazowane o kilka centów taniej niż w Russo. Robiła takie rzeczy, gdy ja miałem wolne i zajmowałem się, czym tylko chciałem, bo się ze mną cackano i rodzice dawali mi wszystko, czego potrzebowałem. A wszystko, czego nie potrzebowałem, mogłem sobie ogarnąć za hajs ze sprzedaży dragów dzieciakom w szkole. Co było zresztą proste. Emily uważała trochę, że ze mnie łobuziak, ale w sumie jej się to podobało, więc nie było problemu. Mimo to lubiła ostentacyjnie podkreślać, że w najmniejszym stopniu mi nie ufa. A gdy się starałem i mówiłem jej coś miłego, zwykle śmiała mi się w twarz. Nie