Świeży. Nico Walker
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świeży - Nico Walker страница 6
– Który to? Zaraz mu nastukam.
– Nie. Był po prostu samotny. Każdemu mogło się zdarzyć.
– To trochę, kurwa, brak szacunku.
– Niektórzy chłopcy po prostu mówią w ten sposób.
– Co to za skurwiel?
– Nie wiem. Nie ma go tu już. Nie przejmuj się tym, proszę. Pomyślałam, że to zabawne. Nie chciałam cię zdenerwować.
– Przepraszam. Po prostu to w chuj nie w porządku, wiesz? To, że ten skurwiel tak do ciebie powiedział.
Wzięła mnie za ręce.
– Odpuść.
– Strasznie się cieszę, że tu jesteś – stwierdziłem.
– A to dlaczego? – spytała.
– Bo cię bardzo lubię.
– Zamknij się.
– Nie no, serio.
– Hmmm.
– Co?
– Po prostu myślałam…
– Aha?
– Po prostu myślałam… że jesteś śliski.
Wróciliśmy razem, Emily i ja. Całą drogę szliśmy wzdłuż trawników, mijały nas światła samochodów. Żadne z nas nie miało na nogach butów. Emily nie założyła ich na imprezę, a ja niosłem japonki w ręku, bo chciałem, żeby pomyślała, że jestem miły.
– Nie musisz tego robić – powiedziała.
– Mam wrażenie, że muszę.
– Spójrz na siebie – powiedziała. – Ś l i s k i z ciebie gość, co nie?
– Zupełnie się co do mnie mylisz.
I tak sobie szliśmy. Aż doszliśmy do pokoju, w którym pocałowaliśmy się pierwszy raz. W którym odwróciła wzrok i powiedziała:
– Rób, co tylko chcesz, typie.
Obudziliśmy się rano. Za dwie godziny musiałem być w pracy. Wtedy zadzwonili ze sklepu i powiedzieli, że mnie zwalniają. Odpowiedziałem, że rozumiem, rozłączyłem się i wróciłem do łóżka.
– Zmiana planów – zwróciłem się do Emily. – Właśnie mnie zwolnili.
– Och, kurwa. Przykro mi – powiedziała.
– Nie, to nic – stwierdziłem. – W sumie to dobrze. Nie muszę teraz iść do roboty.
– To ten grubas rewizjonista, o którym mi mówiłeś?
– Jego matka.
– Twój szef kazał cię zwolnić matce?
– Tak.
– Co za pizda jebana!
– Co nie? Mówiłem ci, że to gnida, prawda?
– Co zamierzasz?
– Nie wiem. Ale pomyślę o czymś… Hej.
– Tak?
– Dzięki, że wzięłaś moją stronę w tej całej historii ze zwolnieniem. Naprawdę miła z ciebie dama.
Uśmiechnęła się.
– Chyba za tobą szaleję – powiedziałem.
– Przestań. Widziałeś gdzieś mój stanik?
Schyliła się i zaczęła szukać po omacku pod łóżkiem, a ja pomyślałem sobie: nie można mieć lepszych cycków.
Sięgnąłem dłońmi jej bioder.
– Jesteś piękna w chuj.
– Hmm… kurwa! Gdzie on się podział?
– Nie jest ci potrzebny.
– Owszem, jest. To mój najlepszy.
– Jesteś aniołem.
– Pomóż mi go znaleźć.
– Nie. Nie pomogę. Przykro mi.
– Spierdalaj.
– Rozpieprzasz mnie.
– Cholera.
– Wracaj… proszę. Kurwa, poważnie mówię.
– Ach tak?
Była zachwycona.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ma się przyjaciół. Zwykle to nic takiego. Ale James Lightfoot był w porządku. Pamiętał o urodzinach, nigdy nie odpierdalał. Bezwzględny pacyfista. Miał leniwe oko i połówkę serca. Taki się urodził. Nosił te swoje długie włosy. Szatyn. Mieszkał w domu mamy. Trochę minęło, od kiedy jego mama tam mieszkała, ale dom nadal wyglądał jak gniazdko rodzinne. Na ścianach wisiały zdjęcia, pokazywały jego dorastanie, rok w rok. Zdjęcia szkolne. I to jedno oko od samego początku rozpieprzające mu życie.
We wtorek podwiózł mnie do banku. Kupił właśnie GTI za trzysta dolców. W kolorze spranych dżinsów. Mogłem podejść do banku, ale miałem dobre zdanie na temat Jamesa Lightfoota i jego GTI, więc wybrałem się z nim na przejażdżkę. Tamtego dnia los się do nas uśmiechał: pojaraliśmy jakiejś meksykańsko-tajskiej mieszanki, to i nas elegancko poklepało. Był z nami Roy. Roy malował domy, ale tego dnia nie pracował. Siedział z przodu. Był wysoki. Brunet. Ja siedziałem z tyłu. James Lightfoot wrzucił na głośniki jakąś płytę noise-rockową; przypominała zakłócenia telewizyjne podbite bębnem basowym. Uważałem, że to niemożliwe, żeby mu się naprawdę podobała. Myślałem, że może i całkiem picuje, ale to jego wóz.
James Lightfoot wrzeszczał na Roya. Kuzyn Roya, Joe, mówił, że wstąpi do piechoty morskiej, a James nie chciał, żeby Joe się zaciągnął. Ale Roy nie widział w tym problemu i dlatego James się teraz na niego darł. Wcześniej powiedział, że Roy musi wybić Joemu z głowy ten pomysł.
„TO OBOWIĄZEK WYNIKAJĄCY Z MIŁOŚCI – powiedział. – TWOJEJ MIŁOŚCI DO KUZYNA, KTÓREGO WSZYSCY TAK BARDZO KOCHAMY”.
I teraz znów na niego krzyczał z powodu całego tego pierdolnika z Joem i piechotą morską, a ja nie słyszałem, co mówi, ale widziałem, jak wymachuje ręką, i nie mogłem się powstrzymać przed spostrzeżeniem, że James wygląda na bezradnego i że pewnie do usranej śmierci nikt go nie posłucha.
Nieco