Morderstwa w Kingfisher Hill. Sophie Hannah

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah страница 8

Автор:
Серия:
Издательство:
Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah

Скачать книгу

zmienił teraz strategię.

      – Proszę nam streścić historię spotkania z człowiekiem, który z wyglądu przypomina mojego przyjaciela, Catchpoola. Zakładam, że mężczyzna, który panią ostrzegał, to nie przeczucie ani wytwór pani wyobraźni, prawda? Kiedy i gdzie go pani spotkała?

      – Ja... Chyba nie pamiętam, kiedy to było. Jakieś pięć, może sześć dni temu. A co do miejsca, to było... przy ulicy Charing Cross. Tak, to tam go spotkałam!

      Wiedziałem, że kobieta kłamie. Może nie wszystko, co mówiła, było nieprawdą, ale zauważyłem, że w szczególny sposób powiedziała: „przy ulicy Charing Cross”.

      – Byłam akurat w mieście, bo miałam odebrać coś dla ciotki. Wyszłam ze sklepu, a wtedy ten człowiek do mnie podszedł. Już wam mówiłam, co od niego usłyszałam.

      – Jak zagaił tę rozmowę? – zapytał Poirot. – Wiedział, jak się pani nazywa?

      – Tak. To znaczy... Nie zwrócił się do mnie po imieniu, ale musiał wiedzieć, kim jestem, prawda?

      – To co powiedział? – drążył Poirot.

      – Nie pamiętam.

      – Proszę spróbować sobie przypomnieć, mademoiselle. Często pamiętamy więcej, niż nam się wydaje.

      – Nie potrafię, po prostu... Pamiętam tylko, jak mówił, że wkrótce czeka mnie podróż autokarem i że powinnam trzymać się z daleka od miejsca w siódmym rzędzie i... No, o tym wam już mówiłam!

      Poirot się zamyślił. W końcu rzekł:

      – Eh bien, wsiadajmy z powrotem do autokaru.

      – Nie! – Joan Blythe z przerażenia wytrzeszczyła oczy. – Nie mogę tam wrócić. Przecież panu tłumaczyłam!

      Poirot zwrócił się do mnie.

      – Catchpool?

      – Chcesz, żebym się zamienił z panną Blythe – rzekłem zrezygnowany.

      – Non. Nie pozwoliłbym ci podjąć takiego ryzyka. Ja, Herkules Poirot, zajmę to niebezpieczne miejsce. Zobaczymy, czy morderca się ujawni!

      Byłem zaskoczony, a jednocześnie wdzięczny. W niemal wszystkich pomniejszych kwestiach Poirot zwykle mnie kazał cierpieć niedogodności, których sam chciał uniknąć. Wzruszyła mnie świadomość, że kiedy chodzi o sprawy życia i śmierci, kieruje się innymi zasadami.

      Gdyby mojemu przyjacielowi coś groziło, również bym się martwił, to oczywiste, ale ani przez moment nie wierzyłem, by po drodze do Kingfisher Hill miało dojść do jakiegokolwiek morderstwa.

      Poirot poklepał mnie po plecach.

      – W takim razie postanowione! Panno Blythe, zajmie pani moje miejsce, a ja przesiądę się do siódmego rzędu. Catchpool, usiądziesz obok panny Blythe i dopilnujesz, żeby cała i zdrowa dotarła do Cobham. Mogę ci powierzyć to zadanie?

      Mógł. Zresztą nie miałem wyboru.

      Nie tylko ja byłem niezadowolony z takiego obrotu spraw: Joan Blythe też nie wydawała się zachwycona i nawet nie próbowała tego ukryć. Kiedy autokar znów ruszył, kobieta wpadła w posępny nastrój.

      – Pan Poirot mi wierzy, czego nie można powiedzieć o panu – odezwała się.

      – Niczego takiego nie twierdziłem.

      – Ale ma pan to wypisane na twarzy. Pan... Jak teraz się panu dobrze przyjrzałam, to wcale pan nie wygląda jak tamten mężczyzna – dodała przepraszającym tonem. Chyba było jej odrobinę wstyd. Potem rzekła z powagą: – Nie jestem kłamczuchą, inspektorze Catchpool.

      To zdanie mnie zastanowiło. Można je było rozumieć dwojako. Pierwsze znaczenie było oczywiste: „Nie jestem kłamczuchą – nie powiedziałam ani słowa nieprawdy”. Do mnie jednak bardziej przemawiało drugie znaczenie: „Nie jestem kłamczuchą z natury, nie mam takich skłonności, dlatego źle się czuję z tym, że musiałam was dzisiaj okłamać”. Tak, gdybym miał się zakładać, obstawiłbym to drugie.

      – Mogę panią o coś zapytać, panno Blythe? – zwróciłem się do niej.

      Zamknęła oczy.

      – Jestem zmęczona. Wolałabym już skończyć rozmowę.

      – Tylko jedno pytanie, potem dam pani spokój.

      Delikatnie skinęła głową.

      – Powiedziała pani Poirotowi, że ciotka na panią czeka i nie chce jej pani zawieść. Tak pani wytłumaczyła, dlaczego za wszelką cenę chciała wsiąść do autokaru mimo wcześniejszego ostrzeżenia. Następnie, kiedy Poirot zapytał, czy pani mieszka z ciotką, odparła pani twierdząco. Przyznała pani, że mieszka z nią już prawie rok. A potem dodała: „Wie, że przyjadę dziś po południu, a ostatnio źle się czuje”.

      – To wszystko prawda – odparła ze smutkiem Joan Blythe. W jej głosie zabrzmiała błagalna nuta, jak gdyby sam fakt, że o to pytam, mógł wpłynąć na prawdziwość tej sytuacji.

      – Nie rzekła pani: „Ciotka czeka na mnie w domu”, a tak się zwykle mówi, kiedy mieszka się z chorym krewnym. Pani wypowiedź brzmiała, jak gdyby obiecała pani odwiedzić chorą ciotkę.

      – Ależ mieszkam z nią. Naprawdę! Nie jestem złą osobą, inspektorze. Nigdy nie popełniłam żadnej zbrodni, zawsze dokładałam starań, żeby robić to, co słuszne.

      – Mogę pani wyjawić, co o tym myślę? Odnoszę wrażenie, że pani naprawdę się boi... Tak, sądzę, że jest pani śmiertelnie wystraszona. Wierzę, że nie jest pani przestępczynią. Zapewne grozi pani niebezpieczeństwo. Ale sądzę też, że nie wszystko, co pani mówiła, jest prawdą. Dlatego trudno mi będzie pomóc, jeśli nie opowie mi pani całej historii od początku. Bez ubarwiania.

      – Czy możemy już skończyć tę rozmowę? Jestem wykończona. Oczy mi się kleją. – Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i zamknęła powieki. Jej oddech stawał się coraz wolniejszy. Jeśli nawet nie spała, odzyskała spokój, którego jeszcze dotąd u niej nie widziałem. To mnie zaciekawiło: kobieta najwyraźniej bała się tylko o siebie. Nie martwiło jej to, że zamieniając się z Herkulesem Poirot, zapewne naraża jego życie. W sumie miało to sens: obawiała się wyłącznie scenariusza, przed którym ją ostrzegano – to ona nie powinna siadać na tym konkretnym miejscu. Dopiero połączenie tych dwóch elementów oznaczało katastrofę. To ją ostrzegano przed tym miejscem; Poirot nie miał podobnego „przeczucia”.

      Ale mogła wsiąść do autokaru pierwsza, gdy tylko otworzyły się drzwi, i zająć którekolwiek z pozostałych dwudziestu dziewięciu miejsc. Jeśli uwierzyła tajemniczemu nieznajomemu, tak powinna postąpić, mając na uwadze własne bezpieczeństwo, prawda? A teraz, kiedy siedziała obok mnie, wydawała się całkowicie spokojna – zachowywała się tak, jakby jej zdaniem problem został już rozwiązany – a przecież mogła od początku tu siedzieć, gdyby tylko wsiadła do autobusu przede mną.

      To

Скачать книгу