Morderstwa w Kingfisher Hill. Sophie Hannah
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah страница 6
– Bien sûr. – Poirot zwrócił się teraz do kobiety: – Proszę pani, chciałaby pani zająć inne miejsce?
– Tak. Muszę. To... To ważne. Inaczej bym o to nie prosiła.
W tej samej chwili rozległ się ostry jak żyletka głos, który od razu rozpoznałem:
– Panie Poirot, proszę w swojej uprzejmości zamienić się z tą panią na miejsca. Wolałabym siedzieć koło światowej sławy detektywa niż obok rozdygotanej wariatki. Od kwadransa dyszy i się trzęsie. To niezmiernie męczące.
Czyli la pauvre mademoiselle, jak ją nazwał Poirot, siedziała obok właścicielki tej nieszczęsnej książki! Nic dziwnego, że chciała wysiąść. Pewnie przez pomyłkę zerknęła na okładkę i została surowo zrugana.
– A co jest nie tak z pani miejscem? – zapytał Poirot. – Dlaczego chce się pani przesiąść?
Kobieta gorączkowo pokręciła głową, a potem się rozpłakała:
– Nie uwierzy mi pan, ale... Zginę, jeśli tam zostanę. Ktoś mnie zabije!
– Proszę mówić jaśniej – poprosił Poirot. – Kto panią zabije?
– Nie wiem! – wyszlochała kobieta. – Ale wiem, że chodzi o to miejsce. W przejściu, siódmy rząd, po prawej stronie. Tylko to miejsce, żadne inne. Tak twierdził. Nic mi nie będzie, jeśli usiądę gdzie indziej. Proszę, zamieni się pan ze mną?
– Kto pani tak powiedział?
– Ten człowiek! Jakiś człowiek... Nie wiem, kto to był.
– Co pani rzekł? Że jeśli pani siądzie na tym miejscu, to co się stanie? – drążył Poirot.
– No przecież mówiłam – wyjęczała kobieta. – Powiedział, że zostanę zamordowana! „Wspomnisz moje słowa – tak mówił. – Posłuchaj ostrzeżenia, bo inaczej nie wysiądziesz z tego autobusu żywa”.
ROZDZIAŁ 2
Niebezpieczne miejsce
Po tym zaskakującym oświadczeniu kobieta z niedokończoną twarzą zamknęła się w sobie, więc dalsza rozmowa była niemożliwa. Ignorując wściekłe protesty pana Bixby’ego („Co za pomysł, panie Poirot! Morderstwo w autokarze Kingfishera? To nie do pomyślenia!”), Poirot polecił kierowcy zatrzymać się, a następnie wyprowadził nieszczęsną kobietę na zewnątrz, żeby choć trochę się uspokoiła.
Ruszyłem między fotelami, chcąc do nich dołączyć, ale surowe spojrzenie Poirota przekonało mnie, że nie byłbym mile widziany. Kierowca zaparkował na poboczu ulicy, którą akurat jechaliśmy. Znam większość zakątków Londynu, ale nie mogłem się rozeznać wśród niepozornych domków i sklepów. Zauważyłem salon modystki i jeden budynek wyraźnie wyższy od pozostałych. Na fasadzie widniał duży szyld z napisem „McAllister & Son Ltd. Opróżniamy magazyn – Wyprzedaż całego asortymentu w zaskakująco niskich cenach”. Nikt z nas nie wiedział, jak długo przyjdzie nam czekać, aż Poirot skończy rozmowę w cztery oczy z damą, która spowodowała całe to zamieszanie. Wkrótce w autokarze rozległy się szepty, a większość z nich wyrażała zaniepokojenie.
– Catchpool.
Kiedy podniosłem głowę, okazało się, że Poirot stoi w przejściu tuż obok mnie.
– Bądź tak miły i wyjdź ze mną przed autokar.
– Wydawało mi się, że nie chciałeś...
– Chodź ze mną.
Obeszliśmy autobus, a przyczynę naszego opóźnienia znaleźliśmy pod murkiem: siedziała skulona i drżała.
– Oto inspektor Catchpool! – Poirot przedstawił mnie, choć wcześniej sam to uczyniłem. Kiedy to robił, dotarło do mnie, że wciąż ściskam w dłoni reguły gry w patrzałki. Szybko złożyłem kartkę i schowałem ją do kieszeni.
Kobieta podniosła głowę, kiedy podszedłem.
– Nie – odparła. – To nie był on. Na pewno nie. Przepraszam, musiałam coś pomylić.
– O co chodzi? – zapytałem Poirota. – Że niby gdzie to nie byłem ja?
– Pytałem o dżentelmena, który powiedział naszej znajomej, że zostanie zamordowana, jeśli siądzie w siódmym rzędzie po prawej stronie, w przejściu.
– Co takiego? Czy sugerujesz...
– Niczego nie sugeruję, Catchpool. Mademoiselle, niecałe dwie minuty temu mówiła mi pani, że mężczyzna, od którego usłyszała pani to ostrzeżenie, to ten sam człowiek, z którym rozmawiała pani, zanim wsiedliśmy do autokaru, prawda? Twierdziła pani, że chodzi o tego człowieka, inspektora Catchpoola, który teraz przed panią stoi, czyż nie?
– Tak, tak mówiłam. Ale kiedy zobaczyłam jego twarz, zrozumiałam, że się myliłam. – Zapłakała.
– Ale przyznaje pani, że tamten mężczyzna, który ostrzegał panią przed morderstwem, był podobny do inspektora Catchpoola?
– Tak, proszę pana! Obaj są wysocy, mają ten sam kolor włosów, ale tamten... miał takie dziwne oczy.
– W jakim sensie dziwne? – zapytał Poirot.
– Nie wiem! Nie potrafię tego wyjaśnić.
– Przedtem, kiedy czekaliśmy przed autokarem, chciała pani wiedzieć, kim jest inspektor Catchpool, prawda?
Kobieta skinęła głową.
– Czy pytała pani o jego nazwisko, ponieważ uważała, że to on udzielił tego osobliwego ostrzeżenia?
– Nie! – wykrzyknęła nasza rozmówczyni, wyraźnie zaniepokojona tą insynuacją. – Nie, ja... Nie pamiętam, co wtedy myślałam. Mam wrażenie, że to było tak dawno.
– Od tamtej pory upłynęło niecałe pół godziny – sprecyzował Poirot. – Nie lubię, kiedy ktoś jest ze mną nieszczery, mademoiselle, ale jeszcze bardziej nie lubię, kiedy nieszczerość ukrywa pod pretekstem zaniku pamięci! Nie umie pani na poczekaniu wymyślić wiarygodnej historyjki, więc dogodnie zasłania się pani nagłą utratą pamięci.
– Przez całe życie byłam szczera i uczciwa – wyszlochała kobieta. W tym momencie zacząłem jej współczuć. – Są rzeczy, o których nie chcę panu mówić, o których nie mogę mówić. Tak naprawdę... Nie sądziłam, by inspektor Catchpool mógł być tym, za kogo się podaje, bo... Cóż, bałam się, co mnie może spotkać! W autokarze. To wszystko wydawało się takie nieprawdopodobne.
Czekaliśmy, aż powie coś więcej.
– Odkąd tamten mężczyzna ostrzegł mnie, że mogę