Morderstwa w Kingfisher Hill. Sophie Hannah
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah страница 4
– Proszę wybaczyć, inspektorze. Oczywiście, że jest pan tym, za kogo się podaje. Nie wiem, co mnie napadło.
– Co pani jest? – zapytałem wprost.
– Nic. Zupełnie nic mi nie jest.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Gdybym potrzebowała pomocy, tobym o nią poprosiła, inspektorze. Proszę nie zawracać sobie mną głowy.
– Doskonale – odparłem niezadowolony. – Wsiadamy? – Gestem wskazałem na autobus. Byłem ciekaw, czy teraz kobieta będzie się już zachowywać rozsądnie. Choć do tej pory rzeczywiście dziwnie się zachowywała, byłem przekonany, że jest przy zdrowych zmysłach. Nie była obłąkana. Powiedziałbym raczej, że dręczył ją problem natury emocjonalnej.
– Ja... Pan... – wyjąkała teraz.
– Chodźmy, Catchpool. Zajmiemy miejsca – wtrącił stanowczo Poirot. – Ty i ja. Młoda dama najwyraźniej chce zostać sama.
Słysząc te słowa, kobieta z niedokończoną twarzą spojrzała na nas z ulgą. Skoro postanowili trzymać wspólny front przeciwko mnie, nie miałem innego wyjścia i przyznałem się do porażki. Kiedy zostawiliśmy bagaże w luku, podobnie jak inni pasażerowie, a następnie wsiedliśmy do autobusu, kobieta się oddaliła. Być może jej nazwisko nie znalazło się jednak na liście Alfreda Bixby’ego i od początku nie wybierała się do Kingfisher Hill. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie miała ze sobą żadnej walizki ani nawet torebki. Być może dołączyła do naszej grupy, żeby się przed kimś ukryć. Uznałem, że nie ma sensu dłużej się nad tym zastanawiać, skoro i tak nie dane mi będzie poznać prawdy.
Kiedy wsiedliśmy, zauważyłem, że większość miejsc była pusta. Okazało się, że wyjaśnienie jest dość proste: wielu pasażerów ociągało się ze wsiadaniem, chcąc podsłuchać moją rozmowę z tajemniczą kobietą. Teraz zaś wszystkim przypomniało się, że na zewnątrz jest zimno, więc rzucili się tuż za mną i tłoczyli się w przejściu.
– Nie róbcie zatoru – mruknął ktoś z tyłu.
– To prawda, pospiesz się, Catchpool – dodał Poirot.
Ruszyłem przed siebie, lecz po chwili stanąłem jak wryty. Kątem oka dostrzegłem na jednym z foteli otwartą książkę. Była zwrócona okładką do góry, więc z łatwością odczytałem tytuł. Czyżby to...?
Usłyszałem za plecami pełne zniecierpliwienia okrzyki. Wśród nich rozpoznałem też głos Poirota, kiedy cofnąłem się, zmuszając pozostałych pasażerów, by się odsunęli. Musiałem przyjrzeć się okładce. Pomyliłem się. Tytuł książki brzmiał NOCNE ZGROMADZENIE. Zamrugałem i spojrzałem jeszcze raz. Tak, to było NOCNE ZGROMADZENIE. Ale przez cały czas odnosiłem wrażenie, że na początku widziałem zupełnie inne słowa.
– Co ten gość tam wyprawia? – zapytał z amerykańskim akcentem jeden z pasażerów tłoczących się za moimi plecami. – Przecież wszyscy czekają!
– Alors, on y va, Catchpool – odezwał się stojący tuż za mną Poirot.
Nagle ujrzałem jak kobieca dłoń sięga po książkę i zabiera ją z fotela. Ten szybki gest wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem głowę. To była nieuprzejma kobieta z głosem czystym jak diament. Przycisnęła książkę do piersi i posłała mi gniewne spojrzenie, jak gdybym mógł natrętnym wzrokiem uszkodzić jej własność.
– Przepraszam, nie chciałem... – wymamrotałem. Spojrzała na mnie z jeszcze większą złością. Jej twarz doskonale pasowała do jej głosu: brakowało odrobiny życzliwości i współczucia, ale gdyby nie to, efekt byłby powalający. Nagle coś do mnie dotarło: wyraźnie zarysowane kości policzkowe, delikatne rysy, błękitne oczy i piękne złote włosy – ta młoda dama była odzwierciedleniem marzeń mojej matki, przynajmniej pod względem fizycznym. Za każdym razem, kiedy matka usiłowała mnie wyswatać, wybierała właśnie ten typ dziewczyny. No, może bez wściekłego grymasu na twarzy.
Na serdecznym palcu lewej dłoni właścicielka książki nosiła pierścionek z dużym rubinem. „Przykro mi, mamo, spóźniłem się – pomyślałem. – Jest już po słowie z innym mężczyzną. Mam nadzieję, że jej wybranek nie jest zbyt wrażliwy, bo inaczej długo nie wytrzyma”.
Odwróciłem się i już miałem ruszyć przed siebie między fotelami, gdy nagle młoda dama zrobiła coś nieoczekiwanego. Wykonała gest, jakby chciała odłożyć książkę na miejsce, a potem zatrzymała się w ostatniej chwili. Jej dłoń zawisła między nami nad fotelem. Od razu zrozumiałem tę zamierzoną złośliwość. Kobieta posłała mi szyderczy uśmiech. Wiedziała, że się zorientowałem. Co za nieprzyjemna osoba! Rozkoszowała się faktem, że może mi sprawić przykrość. Jej uśmiech mówił wyraźnie: „Inni niech sobie patrzą na okładkę. Nie chcę tylko, żebyś ty ją oglądał”. To była moja kara za zbytnią ciekawość. Cóż, być może ta jędza miała trochę racji. Zbyt nachalnie przyglądałem się książce. Kiedy już zajęliśmy z Poirotem miejsca z tyłu autokaru, mój przyjaciel zwrócił się do mnie w te słowa:
– Powiedz mi, Catchpool, co przyciągnęło twoją uwagę do tego stopnia, że w nieskończoność trzymałeś nas wszystkich w przejściu?
– Nic takiego. Pomyliłem się. Poza tym nie trzymałem was aż tak długo – raptem parę sekund.
– A na czym polegała twoja pomyłka?
– Widziałeś książkę, którą czytała tamta kobieta?
– Ta piękna rozgniewana dama?
– Owszem.
– Tak, widziałem, że ściska jakąś książkę.
– Chyba bała się, że chcę jej zabrać lekturę – odparłem. – Bo chciałem się dokładniej przyjrzeć okładce tej książki. Tytuł brzmiał Nocne zgromadzenie. Kiedy po raz pierwszy spojrzałem na okładkę, byłem pewien, że widzę nazwisko „Nick Gathercole”. Przypuszczam, że zmyliły mnie litery N i G.
– Nick Gathercole – zaciekawił się Poirot. – Masz na myśli prawnika, Nicka Gathercole’a? To interesujące.
Nicka Gathercole’a poznałem rok wcześniej, podczas obfitującego w ciekawe wydarzenia pobytu w Clonakilty, w Wolnym Państwie Irlandzkim.
– Ale dlaczego nazwisko Nicka Gathercole’a, całkiem przeciętnego prawnika, miałoby znaleźć się na okładce książki jako jej tytuł, Catchpool?
– Otóż to. I wcale się nie znalazło. Pomyliłem się. Nie musimy tego dłużej drążyć.
– Bardziej prawdopodobne byłoby to, że Gathercole napisał książkę i został wymieniony na okładce jako autor – ciągnął Poirot.
– Gathercole nie miał z tą książką nic wspólnego. Ktoś inny napisał powieść i zatytułował ją Nocne zgromadzenie.
Proszę, skończmy już ten temat – pomyślałem.
– Chyba już wiem,