Dom dzienny, dom nocny. Olga Tokarczuk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dom dzienny, dom nocny - Olga Tokarczuk страница 14

Dom dzienny, dom nocny - Olga Tokarczuk

Скачать книгу

leży w tym samym miejscu, dlatego jest tak wyczuwalny w starych domach. Jest to zapach czegoś, co kiedyś było płynne i miękkie, a teraz zastygło, nie umarło, ale zastygło iwłaściwie śmierć mu już nie grozi. Rozpuszczona w wodzie i zapomniana żelatyna. Smużka kisielu, która przywarła do rąbka talerza. To zapach snu wsiąkłego w pościel. Zapach utraty przytomności – tak pachnie skóra, gdy cię w końcu ocucą zastrzykiem, potrząsną, uderzą w twarz. Tak pachnie także własny oddech. Gdy się ma twarz przysuniętą do szyby, gdy się wygląda na zewnątrz, a oddech odbity od szyby zawraca.

      Podobnie pachną starzy ludzie. Marta była stara, choć nie tak bardzo. Gdyby wciąż była przeszłość, gdybym ja była młoda jak wtedy, kiedy pracowałam na oddziale starców, Marta byłaby dla mnie bardzo stara. Snułaby się po rozgrzanych suchym powietrzem korytarzach z plastikową reklamówką w ręku. Z bezczynności, skóra zarastałyby jej paznokcie.

      Po południu pojechałyśmy do Wambierzyc do stolarza, którego polecił mi ktoś ze wsi. Po załatwieniu z nim spraw poszłyśmy do bazyliki. Marta była tam dawno, tylko raz albo dwa, choć mieszka tak niedaleko. Wyglądała na przejętą. Najdłużej oglądała obrazy wotywne porozwieszane w nawach, ludzka wdzięczność zamieniona w obrazki, komiks na temat wszelkich możliwych nieszczęść i ich szczęśliwych końców. Dziesiątki historyjek o chorobach, przemianach i nawróceniach. Parada przeszłych mód. Niemieckie lapidarne podpisy. Dowody na istnienie cudów. Krużganki pełne cieni.

      Na schodach bazyliki w milczeniu jadłyśmy wodniste lody, od których zrobiło nam się zimno i żeby się rozgrzać, rozruszać ciała zastygłe z wrażeń doznanych w bazylice, poszłyśmy jeszcze wąskimi dróżkami Drogi krzyżowej. Tam Marta nagle wskazała mi z radością jedną ze stacji.

      Na krzyżu wisiała kobieta, dziewczyna, w tak obcisłej sukience, że jej piersi wydawały się pod warstwą farby nagie. Warkocze skręcone misternie wokół smutnej twarzy z chropowatego kamienia, jakby kamień, z którego wyrzeźbiono tę twarz, szybciej wietrzał. Spod sukni wystawał bucik, druga stopa była bosa i po tym poznałam, że ta sama figurka wisi w kapliczce przy drodze do Agnieszki. Tamta miała jednak brodę, dlatego zawsze myślałam, że to Chrystus w wyjątkowo długiej szacie. Pod spodem było napisane „Sanc. Wilgefortis. Ego dormio et cor meum vigilat”, a Marta powiedziała, że to jest święta Troska.

      Potem zaczął padać deszcz i nagle zapachniało świeżą zielenią. Miasteczko było prawie puste. W sklepie z pamiątkami Marta kupiła sobie przecenione drewniane pudełko z napisem: „Pamiątka z Wambierzyc”. A ja wśród broszur z żywotami świętych za złotówkę znalazłam to, co powinnam była znaleźć tego dnia: żywot świętej Kummernis, zwanej także Wilgefortis, bez ponumerowanych stron, bez autora, bez roku i miejsca wydania, tylko na okładce, w prawym górnym rogu ktoś przekreślił wydrukowany napis „30 gr” i napisał „10 tysięcy”.

      Żywot Kummernis z Schonau

      spisany z pomocą Ducha Świętego oraz

      przełożonej zakonu benedyktynek

      w Klosterze

      przez Paschalisa, mnicha

      I. Zamierzając napisać żywot Kummernis, wzywam mieszkającego w niej Ducha Świętego, aby tak samo jak jej chętnie udzielił niezwykłych cnót i obdarzył łaską męczeńskiej śmierci, tak i mnie dał wymowę i gibkość myśli, bym wydarzenia jej życia opowiedział sprawnie i po kolei, i żebym umiał wyrazić je słowami. Jestem bowiem człowiekiem prostym i niewykształconym, na dodatek zagubionym w sobie, a dziedzina słowa nie jest moim naturalnym żywiołem. Przeto proszę o wybaczenie mojej prostoty, a może i naiwności oraz śmiałości, że podejmuję się oto dzieła opisania życia i śmierci osoby tak niezwykłej i wielkiej, godnej tak samo niezwykłego i wielkiego pióra. Cel mojej pracy jest uczciwy – pragnę dać świadectwo prawdzie i spisać to, co wszak wydarzyło się na wiele lat, zanim pojawiłem się na świecie, ale w istocie miało miejsce. I żeby zamknąć usta tym, którzy nie słyszawszy nic o niej, mówią, że nie istniała.

      Początek żywotu Kummernis

      II. Kummernis urodziła się niedoskonała dla swojego ojca, lecz w tym znaczeniu, jakie niedoskonałości przypisują ludzie – jej ojciec bowiem pragnął syna. Czasem jednak niedoskonałość w świecie ludzi jest doskonałością w świecie Boga. Była szóstą z kolei córką. Matka jej umarła przy porodzie, mogę więc rzec, że minęły się w przejściu – jedna przyszła, druga odeszła. Kummernis dostała na chrzcie imię Wilgefortis albo Wilga.

      Zdarzyło się to we wsi Schonau, która leży u podnóża gór. Góry zasłaniają północne wiatry, więc jest tam ciepło, a na południowych zboczach czasem rośnie jeszcze winorośl jako znak, że kiedyś te ziemie bliższe były Bogu i cieplejsze. Na zachodzie wyrasta majestat innych gór, o płaskich szczytach, jakby służyły za stoły olbrzymom, ze wschodu zaś otaczają Schonau wzniesienia ponure i zarośnięte lasami. Na południe rozciąga się stamtąd wielka panorama czeskiej równiny, która zaprasza do podróży w świat. Dlatego ojciec Wilgi nigdy długo nie zagrzewał miejsca w domu. Cały rok polował, az każdą wiosną wyruszał na dalsze wyprawy. Był silnej postury, gwałtowny i skory do gniewu. Córkom swym zapewnił piastunki i niańki – właściwie to wszystko, co mógł dla nich zrobić. Kilka miesięcy po przyjściu na świat Wilgi wyruszył do Pragi na miejsce zbiórki wszelakiego rycerstwa. Stamtąd wszyscy wyprawili się do Ziemi Świętej.

      Dzieciństwo Kummernis

      III. Wilga spędziła pierwsze lata swojego życia wśród kobiet: sióstr swoich, piastunek i służących. Dom był gwarny, rodzeństwa wiele. Pewnego razu ojciec, chcąc ją do siebie przywołać, zapomniał jej imienia, miał bowiem tyle dzieci, tyle spraw na głowie, tyle wojen stoczył w swoim życiu, tylu miał poddanych, że imię córki wypadło mu z pamięci. Którejś zimy ojciec wrócił i przywiózł z wyprawy następną żonę. Mała dziewczynka pokochała tę swoją macochę nad życie. Podziwiała jej urodę, jej piękny głos i jej jasne dłonie, które wydobywały z instrumentów cudowne dźwięki. Kiedy na nią patrzyła, myślała, że kiedyś też taka będzie – zwiewna, piękna i delikatna jak puch.

      Ciało Wilgi kierowało się tym samym planem co jej marzenia – dziewczynka rosła i stawała się piękna, tak że każdy, kto ją widział, w milczeniu podziwiał ten cud stworzenia. Dlatego wielu panów i rycerzy z niecierpliwością czekało na powrót ojca i pana dziewczyny, żeby ją sobie zamówić i przed innymi zdążyć się oświadczyć.

      IV. Raz, gdy wszystkie od dwóch lat czekały na powrót ojca, męża i pana, zjawił się jakiś strudzony drogą młody rycerz i oświadczył, że jakoby widział jego ciało wśród innych poległych w wypalonej słońcem krainie. Ów człowiek pobył u nich całe lato, pocieszał macochę słodkimi pieśniami, spacerami po ogrodzie i opowieściami o lazurowych morzach i złotych bramach Jerozolimy. Lecz potem zniknął na zawsze. Macocha płakała, jej instrument leżał na podłodze z popękanymi strunami.

      Ojciec wrócił niedługo potem, którejś ciemnej nocy. Zapalono pochodnie i wszyscy wyszli go powitać. Był zarośnięty i brudny, cuchnął krwią z daleka. Jego koń padł zaraz ze zmęczenia, lecz baron ani spojrzał na niego. Jego wzrok przesuwał się po twarzach córek i spoczął na urodzie Wilgi, wszakże jej wydało się, że widzi obcego człowieka.

      Kilka dni potem ukochana macocha Wilgi umarła w krwotoku, a ojciec, nie bacząc na żałobę, wydał jednego dnia pięć córek za swoich najlepszych rycerzy. Wilga, jako jedyna za młoda do małżeństwa,

Скачать книгу