Morderców tropimy w czwartki. Richard Osman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderców tropimy w czwartki - Richard Osman страница 14

Morderców tropimy w czwartki - Richard  Osman

Скачать книгу

nie była w komisariacie, ogląda za to wszystkie programy dokumentalne na ITV. Jest nieco rozczarowana, że nikt tu nikogo nie obezwładnia i nie wlecze do celi przy akompaniamencie przezornie wyciszonych przekleństw. Młody sierżant siedzi po prostu za biurkiem i udaje, że nie układa właśnie pasjansa na komputerze.

      – Czym mogę paniom służyć? – pyta.

      Elizabeth zaczyna płakać. Joyce z trudem kryje zdumienie.

      – Wyrwali mi torebkę. Przed Holland and Barrett – szlocha jej przyjaciółka.

      A więc dlatego nie miała ze sobą torebki, myśli Joyce. W busie nie dawało jej to spokoju. Otacza Elizabeth ramieniem.

      – To było straszne.

      – Zaraz przyprowadzę policjanta, który przyjmie od pań zeznania, i zobaczymy, co da się zrobić. – Dyżurny przyciska guzik na ścianie z lewej strony i po kilku sekundach przez inne zabezpieczone drzwi wchodzi młody posterunkowy.

      – Mark, tej pani właśnie skradziono torebkę na Queens Road. Możesz przyjąć zeznanie? A ja zrobię wszystkim herbaty.

      – Oczywiście. Zechce pani pójść ze mną?

      Ale Elizabeth nie rusza się z miejsca. Kręci głową, jej policzki są zalane łzami.

      – Wolałabym rozmawiać z panią policjantką.

      – Mark na pewno paniom pomoże – przekonuje dyżurny.

      – Błagam! – krzyczy Elizabeth.

      Joyce decyduje, że nadszedł czas, by udzielić jej wsparcia.

      – Moja przyjaciółka jest zakonnicą, sierżancie.

      – Zakonnicą? – powtarza dyżurny.

      – Tak – potwierdza Joyce. – Chyba nie muszę panu tłumaczyć, co się z tym wiąże.

      Sierżant widzi, że rozmowa może zakończyć się źle na bardzo wiele sposobów. Postanawia pójść na łatwiznę.

      – W takim razie proszę chwilkę zaczekać. Zaraz kogoś znajdę.

      Wychodzi za Markiem, a przyjaciółki na minutę zostają same. Elizabeth przestaje zalewać się łzami i spogląda na Joyce.

      – Zakonnica? Świetny pomysł.

      – Nie miałam czasu się zastanowić.

      – Gdyby się upierali, zamierzałam oświadczyć, że byłam molestowana – mówi Elizabeth. – Teraz wszyscy strasznie się tym przejmują. Ale zakonnica jest jeszcze lepsza.

      – A czemu chcesz się widzieć z policjantką? – Joyce ma wiele pytań, ale to jest pierwsze w kolejce. – Swoją drogą, dobrze, że nie powiedziałaś z panią posterunkową. Byłam z ciebie dumna.

      – Dzięki, Joyce. W drodze do Fairhaven pomyślałam, że powinnyśmy tu wpaść i zobaczyć się z Donną De Freitas.

      Joyce kiwa głową. W ustach Elizabeth takie stwierdzenie brzmi najzupełniej sensownie.

      – A jeżeli nie pracuje w tych godzinach? Albo pracuje, ale w komisariacie są także inne policjantki?

      – Czy przyprowadzałabym cię tutaj, gdybym tego wcześniej nie sprawdziła?

      – Jakim cudem zdołałaś…

      Drzwi się otwierają i wchodzi przez nie Donna De Freitas.

      – Słucham, czym mogę paniom… – zaczyna i nagle spostrzega, kto przed nią stoi. Patrzy najpierw na Elizabeth, potem na Joyce, potem znów na Elizabeth – …służyć?

      17

      Nadkomisarz Chris Hudson otrzymał właśnie teczkę z aktami Tony’ego Currana. Jest taka gruba, że po upuszczeniu na biurko wydaje głuchy odgłos. Chris przed chwilą się o tym przekonał.

      Pociąga łyk coli dietetycznej. Czasem się martwi, że jest od niej uzależniony. Wpadł mu kiedyś w oko nagłówek artykułu na temat tej coli. Tak niepokojący, że wolał już dalej nie czytać.

      Otwiera teczkę. Większość spotkań Tony’ego Currana z policją Kent odbyła się w czasach, kiedy Chris nie pracował jeszcze w Fairhaven. Już w wieku dwudziestu paru lat był oskarżony o napaść. A także o drobne przestępstwa narkotykowe, niebezpieczną jazdę, posiadanie groźnego psa oraz nielegalnej broni, niepłacenie podatku drogowego i oddawanie moczu w miejscu publicznym.

      Teraz czas na bardziej interesujące akta. Chris rozwija kanapkę, którą kupił na stacji benzynowej, i sięga po protokoły przesłuchań Tony’ego Currana z minionych lat, w tym ostatni, z 2000 roku, po strzelaninie w pubie Black Bridge, w wyniku której zginął młody diler narkotykowy. Świadek widział, jak Curran oddaje fatalny strzał, i wydział kryminalny w Fairhaven wezwał Tony’ego na przesłuchanie.

      W tamtych czasach Tony Curran brał udział we wszystkich tutejszych brudnych interesach. Każdy to powie. Trzymał w garści handel narkotykami w Fairhaven i nie tylko. Zarobił dużo pieniędzy.

      Chris czyta na kopii zeznania w sprawie Black Brigde przygnębiająco znajomą litanię odpowiedzi „bez komentarza”. Świadek zabójstwa, miejscowy taksówkarz, niedługo potem rozpłynął się w powietrzu. Albo się przestraszył i uciekł, albo spotkało go coś gorszego. A Tony Curran, późniejszy przedsiębiorca budowlany, wymigał się od kary.

      Co się wtedy wydarzyło? Jedno zabójstwo? Dwa? Zabito handlarza narkotykami i może także biednego taksówkarza, który był tego świadkiem.

      Jednak od 2000 roku – nic. W 2009 jeden mandat za przekroczenie prędkości, od razu zapłacony.

      Chris patrzy na zdjęcie, które zabójca zostawił przy zwłokach. Trzech mężczyzn. Jeden z nich, Tony Curran, już nie żyje. Obok, otaczając go ramieniem, siedzi miejscowy diler Bobby Tanner. Zatrudniany jako obstawa. Gdzie przebywa teraz – nie wiadomo, lecz wkrótce go wytropią. Za to miejsce pobytu trzeciego faceta jest znane aż za dobrze. To były bokser, Jason Ritchie. Chris zastanawia się, ile za to zdjęcie dałaby prasa. Słyszał o policjantach, którzy robią takie rzeczy. Zdaniem Chrisa to najgorsze szumowiny. Patrzy na uśmiechy, banknoty i piwo. Zdjęcie zrobiono pewnie około 2000 roku, mniej więcej wtedy, kiedy w Black Bridge zastrzelono tamtego chłopaka. Zabawnie jest myśleć o roku 2000 jak o dawnych czasach.

      Chris przygląda się fotografii i jednocześnie rozrywa opakowanie batonika Twix. Za dwa miesiące ma doroczne badanie medyczne i każdego poniedziałku tłumaczy sobie, że już w tym tygodniu weźmie się za siebie, zrzuci w końcu te pięć czy sześć kilogramów, które go blokują. Hamują. Przez które na wszelki wypadek nie kupuje nowych ubrań ani nie chodzi na randki, bo kto by go chciał? Pięć czy sześć kilogramów, które odgradzają go od świata. A szczerze mówiąc, dziesięć.

      Poniedziałki zwykle są udane. Chris nie korzysta z windy. Przynosi do pracy domowe jedzenie. Robi w łóżku brzuszki. Ale już we wtorek lub w najlepszym razie w środę wszystko wraca do normy. Na widok schodów czuje zniechęcenie i traci wiarę w swój plan. Ma świadomość, że tym planem jest on sam, i to go jeszcze bardziej dołuje. Właśnie

Скачать книгу