Morderców tropimy w czwartki. Richard Osman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderców tropimy w czwartki - Richard Osman страница 11

Morderców tropimy w czwartki - Richard  Osman

Скачать книгу

sobie, gdzie jest łopata.

      Zamierza zabić Iana Venthama. Klamka zapadła. Ian chyba się tego domyśla? Bezczelność da się akceptować tylko do pewnego momentu. Potem nawet najspokojniejszy i najrozsądniejszy człowiek traci panowanie nad sobą.

      Tony pogwizduje melodyjkę z reklamy radiowej i wchodzi do domu.

      Wprowadził się tu półtora roku temu, kiedy pojawiły się pierwsze prawdziwe dochody z Coopers Chase. Właśnie o takim domu zawsze marzył. Zbudowanym dzięki ciężkiej pracy, podejmowaniu właściwych decyzji, stosowaniu odpowiednich chwytów i wykorzystaniu własnych zdolności. Oto pomnik osiągnięć Tony’ego wzniesiony z cegły, szkła i sezonowanego drewna.

      Otwiera drzwi kluczem i wyłącza alarm. W zeszłym tygodniu zainstalował mu go jeden z facetów Venthama. Większość z nich to Polacy, ale dziś prawie każdy fachowiec to Polak. Tony już za trzecim razem wystukuje prawidłowo czterocyfrowy kod. Nowy rekord.

      Zawsze poważnie traktował kwestie własnego bezpieczeństwa. Przez wiele lat firma budowlana Tony’ego służyła jedynie za parawan dla interesów narkotykowych. Wyjaśniała pochodzenie dochodów. Była pralnią brudnych pieniędzy. Ale powoli się rozrastała, wymagała coraz więcej czasu i przynosiła coraz więcej forsy. Gdyby ktoś powiedział kiedyś młodemu Tony’emu, że zamieszka w takim domu jak ten, wcale nie byłby zdziwiony. Ale gdyby usłyszał, że kupi go za legalnie zarobione pieniądze, chybaby zemdlał.

      Jego żona Debbie jeszcze nie wróciła, i bardzo dobrze. Dzięki temu ma czas się skupić i dokładnie wszystko przemyśleć.

      Wraca pamięcią do kłótni z Venthamem i znów wzbiera w nim wściekłość.

      Ian zwalnia go z prac przy budowie Woodlands? Ot, tak sobie? W drodze do samochodu? Na dworze, na wypadek, gdyby Tony miał ochotę mu przywalić? Rzeczywiście chętnie by to zrobił, ale tak postąpiłby dawny Tony. Teraz skończyło się na cichej, kulturalnej sprzeczce. Nikt niczego nie zauważył, punkt dla Tony’ego. Kiedy znajdą zwłoki Venthama, żaden świadek nie będzie mógł powiedzieć, że widział, jak się kłócili. Czysta robota.

      Tony siada na stołku barowym w dużej kuchni, przysuwa go do wyspy i otwiera szufladę. Musi rozpisać plan działania.

      Nie wierzy w szczęście, tylko w ciężką pracę. Ten, kto się nie przygotuje, potem tego pożałuje. Tak powiedział mu dawno temu nauczyciel angielskiego, a on nigdy o tym nie zapomniał. Co prawda rok później, po kłótni na temat piłki nożnej, podpalił belfrowi samochód, ale co racja, to racja. Ten, kto się nie przygotuje, potem tego pożałuje.

      Okazuje się, że w szufladzie nie ma ani kawałka papieru, więc Tony postanawia opracować cały plan w głowie.

      Dzisiaj wieczorem nie podejmie żadnych kroków. Niech świat jeszcze przez chwilę trwa w stanie niezmienionym, niech ptaki śpiewają w ogrodzie, a Ventham niech myśli, że wygrał. A potem padnie cios. Dlaczego ludzie muszą zadzierać z Tonym Curranem? Czy chociaż raz to się komuś opłaciło?

      Słyszy hałas o sekundę za późno. Odwraca się i widzi zbliżający się ku niemu klucz francuski. Naprawdę duży, porządna, staroświecka robota. Tony Curran nie zdąży się już uchylić i w ostatnim momencie świadomości przyjmuje cios. Ze wszystkimi nie wygrasz, Tony. Niech im będzie, myśli, niech im będzie.

      Uderzony w lewą skroń upada na marmurową podłogę. Ptaki w ogrodzie na krótki moment przestają śpiewać, po czym wracają do wesołego pogwizdywania. Wysoko wśród gałęzi jaworu. A może buku?

      Morderca kładzie na blacie fotografię, a wypływająca z głowy Tony’ego Currana świeża krew zaczyna opływać kuchenną wyspę z drewna orzechowego.

      11

      Coopers Chase budzi się wcześnie. Kiedy lisy powracają z nocnych wypraw, a ptaki zaczynają poranny apel, na osiedlu już gwiżdżą pierwsze czajniki, a za zaciągniętymi zasłonami zapalają się pierwsze lampy. Stawy w kończynach trzaskają, budząc się do życia.

      Nikt tu nie łapie kanapki, by zdążyć na poranny pociąg, który zawiezie go do biura, nikt nie pakuje drugiego śniadania dla śpiących jeszcze dzieci, ale i tak każdy ma pełne ręce roboty. Przed laty wstawali wcześnie, bo czekało ich dużo pracy, a dzień miał tak mało godzin. Teraz zrywają się o świcie, bo tyle jest do zrobienia, a tak niewiele dni im zostało.

      Ibrahim codziennie już od szóstej jest na nogach. Basen, ze względu na bezpieczeństwo i ochronę zdrowia, otwierają dopiero o siódmej. Na próżno tłumaczył im, że ryzyko utonięcia podczas pływania w niestrzeżonym basenie jest dużo mniejsze niż ryzyko śmierci na skutek chorób układu sercowo-naczyniowego, oddechowego lub krążenia z powodu braku regularnych ćwiczeń. Opracował nawet algorytm udowadniający, że jeżeli basen będzie otwarty przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, mieszkańcy będą o 31,7 procent bezpieczniejsi niż wtedy, gdy zamyka się go na noc. Jednak osoby z Komitetu do spraw Urządzeń Wypoczynkowo-Rekreacyjnych pozostały niewzruszone. Ibrahim się nie obraził, wie, że wiążą im ręce rozmaite dyrektywy. Algorytm schował starannie, bo może jeszcze się przydać. Zawsze o jedno mniej do zrobienia.

      – Ibrahimie, mam dla ciebie zadanie – oznajmia Elizabeth, popijając miętową herbatę. – Właściwie dla ciebie i dla Rona, ale ty dowodzisz.

      – Muszę przyznać, że to mądra decyzja – zgadza się Ibrahim.

      Elizabeth zadzwoniła wczoraj wieczorem i przekazała mu wieści o Tonym Curranie. Dowiedziała się wszystkiego od Rona, który usłyszał o morderstwie od syna, a on z kolei od osoby, której tożsamość trzeba jeszcze ustalić. Tony’ego znalazła żona we własnej kuchni martwego, zabitego ciosem zadanym tępym narzędziem w głowę.

      Ibrahim lubi spędzać poranną godzinę, przeglądając notatki o starych, a czasem nowych przypadkach. Wciąż ma kilku pacjentów, którzy w potrzebie przyjeżdżają do Coopers Chase i siadają w zniszczonym fotelu pod obrazem przedstawiającym żaglowiec – oba te przedmioty towarzyszą Ibrahimowi od niemal czterdziestu lat. Wczoraj czytał notatki na temat dawnego pacjenta, dyrektora oddziału Banku Midland w Godalming, który przygarniał bezdomne psy i popełnił samobójstwo w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Dzisiaj nici z lektury, myśli Ibrahim. Elizabeth zjawiła się o świcie. Przełamanie rutyny to dla niego pewne wyzwanie.

      – Jedyne, co masz zrobić, to okłamać oficera policji – mówi Elizabeth. – Mogę ci zaufać?

      – A zdarzyło się, że nie mogłaś? Czy kiedyś cię zawiodłem?

      – Nigdy – przyznaje Elizabeth. – Dlatego lubię mieć cię pod ręką. Poza tym parzysz świetną herbatę.

      Ibrahim wie, że można na nim polegać. Ocalił wiele istnień i dusz. Był dobry w swoim fachu. Dlatego nawet teraz zdarza się, że ktoś pokonuje długą drogę, mija starą budkę telefoniczną, sklep rolniczy i przystanek autobusowy i skręca w prawo przed mostkiem, by porozmawiać z osiemdziesięcioletnim psychiatrą będącym od tak dawna na emeryturze.

      Czasem ponosi porażkę – komuż się to nie zdarza? – i w porannych godzinach czyta właśnie o takich przypadkach. Takich jak dyrektora banku, który siedział w zniszczonym fotelu, płakał bez końca i nie dało się go ocalić.

      Jednak dziś rano co innego jest ważne i Ibrahim to rozumie. Dzisiaj Czwartkowy Klub Zbrodni otrzymał prawdziwe

Скачать книгу