Zakręt w twórczą stronę. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zakręt w twórczą stronę - Группа авторов страница 7

Zakręt w twórczą stronę - Группа авторов

Скачать книгу

ponieważ wracał z USA frachtem i studenci nie mogli go przywieźć. DAMB-owcy rozbili bank!

      Minął rok…

      Jakaś niedziela. Telefon z Gdańska. Pani Dorota. Jest problem. Duży problem. DUŻY.

      Prośba o pomoc, o ratunek. „Młodziaki”, moje „młodziaki” – jeśli mogę tak Ich tu nazwać – zakwalifikowały się do finałów Odysei Umysłu w USA. Udało się pozbierać fundusze na ten wyjazd – łatwo nie było. Kupili bilety, wszystko pozałatwiali, podróż, noclegi, pobyt, jakieś dodatkowe wycieczki i nagle bum! Jeden z zawodników drużyny finałowej, Tomek – nazwiska nie podaję, ale kto zna tę historię, ten wie – tadam!, zgubił paszport. Z ważną wizą. Rodzina przeszukała wszystko, dom, szkołę, plecaki, torby, kieszenie itp. Nie ma. Dodam, że Tomek był niejako wodzirejem w zespole. I co? Nie ma. Nie ma i już. Drużyna załamana. Wylot jutro, dokumentu nie ma. Prawo w USA dość restrykcyjne. Bez tego się nie uda.

      Szczerze powiem, że jak stałam, tak usiadłam. Zawsze mam tak, że jak pojawia się problem, to najpierw muszę chwilę spokojnie pomyśleć, a potem natychmiast działam. Nie ma czasu na dłuższe zastanowienie. Chyba powiedziałam tylko, że nie wiem, czy na jutro dam radę.

      Z tego wszystkiego to nawet nie powiedziałam Pani Dorocie, że ja już od prawie roku nie pracuję w KPRM. Po co Ją dobijać. I właściwie: co to zmieni? Powiedziałam, że spróbuję…

      Pierwszy telefon do koleżanki rzeczniczki jednego z resortów, od której usłyszałam: „Iza, to się nie uda. Szef zajęty, nie ma opcji, zero szans”.

      No i co dalej? W niedzielę wieczorem i tak niczego nie załatwię. Trzeba na spokojnie. Tak czy siak, oni wszyscy jutro przyjadą. Razem z Tomkiem. Najwyżej nie poleci. No, nie będzie to mimo wszystko moja wina.

      Rano w poniedziałek w pracy usiadłam do telefonu. Bo przecież jak nie spróbuję, to nie będę wiedziała, czy się uda. Już kiedyś usłyszałam, że nie ma rzeczy niemożliwych.

      Telefon do jednego sekretariatu – Szef ma spotkanie. Myślę sobie: mieliśmy dobre kontakty, nigdy nie zawracałam mu głowy, czyli dziś to musi być dla mnie ważna sprawa, skoro dzwonię. Nie może rozmawiać. Przedstawiłam się, powiedziałam, o co chodzi. Bez tego dokumentu reszty nie załatwię. Oddzwonią. Czekam. Po jakimś czasie telefon. Szef dalej zajęty, ale wydał już dyspozycje. Niczego nie obiecuje, ale spróbujemy. W międzyczasie przyjeżdżają do Warszawy szaleni konstruktorzy z Trójmiasta. Meldują, że są.

      Dzwonię dalej – jak już będzie ten dokument, to trzeba mieć kolejny. Koleżanka, kolega, znajomy – jeden drugiemu przekazuje informacje. Zawsze wiedzieli, że mam zwariowane pomysły i że dopóki nie wykorzystam wszystkich możliwości, to nie odpuszczę… To szło jak domino. Ludzie byli fantastyczni. Nie wszystkich znałam, ale każdy chciał pomóc. Ja wiszę na telefonie z tatą Tomka. Reszta grupy poleciała. Jego bilet przebukowany na jutro. Telefon jeden, drugi, czas, czekanie, podpisy, jazda Panów po mieście… Nerwy…

      I wyobraźcie sobie wszyscy czytający te słowa – to się udało! Nie wiem jak. Nie wiem, ile dokładnie osób się w to zaangażowało. Wszyscy byli genialni i bardzo życzliwi. Usłyszałam tylko, że skoro ja to robię, to warto pomóc. Tomek poleciał na finał Odysei Umysłu następnego dnia.

      To było istne szaleństwo. Ale przy tym jaka ogromna satysfakcja! Oni tam wygrali! Skakałam z radości i niedowierzania.

      Po powrocie mnie odwiedzili. Wszyscy. To był SPONTAN – mimo że tym razem nie była to konkurencja w zawodach. Mam z tego wyjazdu fantastyczny album ze zdjęciami. I magnes na lodówkę, o który poprosiłam. Opowiadali, cieszyli się, sypali żartami. Cudne spotkanie.

      To całe zdarzenie dało mi bardzo dużo energii i wiary w to, że jeśli robi się coś dla młodych, fajnych, pełnych zapału ludzi, to naprawdę warto. Dla własnej satysfakcji.

      Poprosiłam Tomka tylko o jedno: jeśli ktoś kiedyś będzie potrzebował pomocy tak jak on, to teraz Jego kolej, żeby pomóc w potrzebie. Bo satysfakcja z tego, że się może, jest ogromna. Tego fantastycznego uczucia nie da się niczym zastąpić. Może Tomek już to zrobił, a może to jeszcze przed nim. Nie wiem. Ale wiem, że warto.

      Po kilku miesiącach byłam w Gdańsku w siedzibie DAMB-u we Wrzeszczu. I nie mogłam wyjść z podziwu, jak na tak małej powierzchni udało się skumulować tyle energii, pomysłów, świetnych ludzi, radości, szaleństwa i zainteresowania światem oraz nauką.

      Dzięki temu wszystkiemu już wiem, dlaczego DAMB istnieje tyle lat. I końca nie widać…

      Do zobaczenia na Jubileuszu.

      Pani Doroto, dziękuję.

      SZTUKA WYBORU

      Tomasz Skoczylas

      Kto z Państwa uważa, że jest kreatywny? – Trzy czwarte sali podnosi ręce do góry. Profesor uśmiecha się pod nosem. – Nie, moi drodzy. Nikt z was nie jest kreatywny.

      Decyzja zawsze zostaje podjęta poprzez wybór jednej z dostępnych opcji. Ich pulę sami możemy rozszerzyć bądź ograniczyć. Wszystkie udzielone odpowiedzi, kupione skarpetki, wyrzucone pamiątki, ugotowane dania, zawarte przyjaźnie, wynajęte mieszkania czy przebaczone krzywdy. Przeżyte Triumfy; Upadki; Żałoby. Każda z tych rzeczy wymagała od nas decyzji. Małych bądź dużych. Tych ważnych i tych marginalnych. Każda podjęta decyzja wydaje się mieć wpływ na kolejną i wydaje się ukształtowana przez wszystkie poprzednie. To, jaką decyzję podejmiemy, jest (ponoć) zależne niemal całkowicie od naszej podświadomości. Można by się zgodzić z tą tezą. Nie mamy na to zbyt dużego wpływu. Świadomych wyborów dokonuje się tak naprawdę w ułamku sekundy, a następnie wybory te są racjonalizowane przez argumenty i „proces decyzyjny”. Skoro podejmowanie decyzji to proces podświadomy, na który nie mamy zbyt dużego wpływu, to czy nie mamy również wpływu na to, jaki będzie tego efekt? Co sprawia, że niektórzy ciągle trzymają się jednego, bezpiecznego schematu, podczas gdy inni wciąż znajdują się w coraz to nowych sytuacjach, które generują potrzebę dokonywania kolejnych wyborów?

      – Nie jesteście kreatywni, bo nikt z was nie uczył się tej kreatywności – ciągnie profesor. – Czy ktoś z was chodził na zajęcia z procesu podejmowania decyzji albo kreatywnego pisania? Nie. Uczęszczaliście na matematykę i historię. Sto razy bardziej uwierzyłbym, gdybyście mi powiedzieli, że jesteście historykami.

      Dużo łatwiej jest ocenić jakiś wybór, kiedy dysponujemy pulą kontrastujących z nim pomysłów czy rozwiązań. Trudno jest nagle wpaść na genialny pomysł. Większość otaczających nas rzeczy nie została zaprojektowana w akcie olśnienia i przypływu weny, lecz powstała w mozolnym procesie doskonalenia założeń i odrzucania setek błędnych hipotez czy projektów. Na pomysł się nie „wpada”. Do pomysłu musimy dojść. Często proces ten jest długi i żmudny, a po drodze generujemy niezliczoną ilość pomysłów tandetnych i nierealnych. Upraszczając, można założyć, że aby dojść do satysfakcjonującego nas rozwiązania, musimy wykreować masę pomysłów złych i nienadających się do realizacji.

      Kiedy ostatnio pozwoliliście sobie na stworzenie rozwiązania absurdalnego, niestosownego, wykraczającego poza normy? W korporacji, w której gonią nas terminy? Może wasza praca doktorska lub magisterska

Скачать книгу