Upadające Imperium. John Scalzi
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Upadające Imperium - John Scalzi страница 6
– Jesteś bardziej popularny niż twoja matka.
Cardenia nigdy nie poznała swojej babci, imperoks Zetian III, ale opowieści o tych czasach wywoływały u niej zakłopotanie.
– Kamień byłby bardziej popularny od mojej matki – oświadczył Batrin. – Jednak nie powinnaś się oszukiwać, moje dziecko. Żaden imperoks Wspólnoty nie był aż tak popularny. To nie jest w jego, że tak powiem, zakresie obowiązków.
– Przynajmniej jesteś bardziej popularny niż większość z nich.
– I właśnie dlatego musiałaś zapłacić tylko niektórym spośród ludzi pod oknami.
– Jeśli chcesz, mogę ich odesłać.
– Nie przeszkadzają mi. Jeśli będą mieli jakieś prośby, zajmij się tym.
Po tych słowach Batrin zapadł w drzemkę i kiedy Cardenia upewniła się, że śpi, wstała z krzesła i wyszła do prywatnego gabinetu ojca. Przyzwyczajała się już do pomieszczenia, które wkrótce, jakby nie patrzeć, miało stać się jej gabinetem. Gdy tylko wyszła z sypialni, zobaczyła profesjonalny zespół medyczny, na którego czele stał Qui Drinin, imperialny lekarz. Medycy przyszli do imperoksa, aby go umyć, sprawdzić jego funkcje życiowe i upewnić się, że czuje się na tyle komfortowo, na ile to możliwe w przypadku kogoś, kto zmaga się z bolesną i nieuleczalną chorobą.
W prywatnym gabinecie czekała Naffa Dolg, niedawno mianowana szefem personelu Cardenii. Przyglądała się swojej pracodawczyni, która podeszła do małej lodówki i wyciągnęła z niej napój. Cardenia usiadła, otworzyła pojemnik, upiła dwa solidne łyki, po czym odstawiła napój na biurko ojca.
– Podkładka – powiedziała Naffa do szefowej.
– Serio? – spytała Cardenia.
– To biurko – Naffa wskazała na mebel – należało kiedyś do imperoksa Turinu II. Ma sześćset pięćdziesiąt lat. Stanowiło prezent od ojca Genevieve N’don, która miała zostać jego żoną po…
– Wystarczy! – Cardenia uniosła dłoń. Sięgnęła na drugi koniec biurka, po małą, oprawioną w skórę książkę. Położyła ją przed sobą i na niej postawiła pojemnik z napojem. Zauważyła wyraz twarzy Naffy.
– Co znowu?
– Nic, nic – odparła Naffa. – Tylko że twoja „podkładka” to pierwsze wydanie Komentarzy do nauk Racheli Chao, a to oznacza, że ma prawie tysiąc lat. Powiedzieć, że jest bezcenna, to poważne niedomówienie. Nawet myśl o tym, aby postawić na niej pojemnik z napojem, jest zapewne bluźnierstwem najwyższej kategorii.
– Na litość boską. – Cardenia pociągnęła kolejny haust, po czym odłożyła napój na dywan, obok biurka. – Zadowolona? To znaczy, o ile ten dywan również nie jest absolutnie bezcenny.
– W zasadzie…
– Czy możemy przyjąć, że wszystko w tym pokoju, no może z wyjątkiem ciebie i mnie, ma zapewne kilkaset lat, pierwotnie zostało podarowane któremuś z moich przodków przez jakąś inną, niezmiernie sławną, historyczną osobistość i jest bezcenne lub przynajmniej warte więcej niż większość ludzi jest w stanie zarobić przez całe życie? Jest w tym pomieszczeniu coś, co nie pasuje do tego opisu?
– Myślę, że chyba ta lodówka – Naffa wskazała urządzenie.
Ostatecznie Cardenia znalazła podkładkę, położyła ją na biurku i tam postawiła swój napój.
– Ta podkładka pewnie też ma ze czterysta lat i stanowi dar od księcia Kresu – powiedziała, po czym zerknęła na asystentkę. – Nie mów mi, jeśli tak jest.
– Nie powiem. – Naffa wyciągnęła tablet.
– Ale wiesz, prawda?
– Masz prośby od komitetu wykonawczego – oznajmiła Naffa, ignorując ostatni komentarz swojej szefowej.
Cardenia wzruszyła ramionami.
– To ci niespodzianka.
Komitet wykonawczy składał się z przedstawicieli trzech gildii, trzech ministrów z parlamentu i trzech arcybiskupów z Kościoła. Dawniej komitet stanowił bezpośredni łącznik imperoksa z trzema ośrodkami władzy we Wspólnocie. Teraz jego zadanie polegało na zachowaniu ciągłości rządów w ostatnich dniach panowania. Członkowie komitetu przyprawiali Cardenię o lekkie szaleństwo.
– Po pierwsze chcą, abyś pojawiła się w sieci i wziąwszy pod uwagę stan twojego ojca, jak to ujęli, „uspokoiła obawy o imperium”.
– On umiera, i to szybko – odparła Cardenia. – Nie jestem pewna, czy to uspokajające wieści.
– Chyba woleliby coś bardziej tchnącego nadzieją. Przesyłają mowę.
– Nie ma sensu uspokajać sytuacji w imperium. Kiedy ta mowa dotrze do Kresu, on już nie będzie żył od dziewięciu standardowych miesięcy. Nawet Bremen jest o dwa tygodnie drogi stąd.
– Są jeszcze Hub i Xi’an, razem ze stowarzyszonymi narodami z tego systemu. Najdalszy z nich znajduje się zaledwie pięć godzin świetlnych stąd.
– Oni już wiedzą, że umiera.
– Tu nie chodzi o jego umieranie, tylko o ciągłość.
– Dynastia Wu sięga tysiąca lat wstecz, Naffo. Tak naprawdę nikt aż tak nie martwi się ciągłością władzy.
– To nie o samą ciągłość się martwią, tylko o swoje codzienne życie. Niezależnie od tego, kto zostanie imperoksem, zajdą zmiany. W systemie żyje trzysta milionów imperialnych poddanych, Cardenio. Jesteś dziedziczką. Wiedzą, że dynastia się nie zmieni. Chodzi o wszystkie inne kwestie.
– Nie mogę uwierzyć, że w tej sprawie stoisz po stronie komitetu wykonawczego.
– Dwa razy dziennie nawet zepsuty zegar pokazuje właściwą godzinę.
– Czytałaś przemówienie?
– Czytałam. Tragedia.
– Przerabiasz je?
– Owszem, już przerobiłam.
– Co jeszcze? – zapytała Cardenia.
– Chcą wiedzieć, czy zmieniłaś swoje stanowisko w sprawie Amita Nohamapetana.
– Stanowisko co do czego? Spotkania się z nim czy poślubienia go?
– Jestem skłonna przypuszczać, że mają nadzieję, iż to pierwsze doprowadzi do tego drugiego.
– Już raz go spotkałam. I właśnie dlatego nie mam ochoty spotykać się z nim ponownie. A już absolutnie nie mam zamiaru za niego wychodzić.
– Komitet