Upadające Imperium. John Scalzi

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Upadające Imperium - John Scalzi страница 8

Upadające Imperium - John Scalzi

Скачать книгу

po tobie władzę. Wielu ludzi by było.

      – Z pewnością, moje dziecko. Jednak posłuchaj, Cardenio. Wcale nie żałuję, że to ty przejmiesz po mnie rządy.

      – Dziękuję.

      – Naprawdę. Rennered byłby doskonałym imperoksem. Dosłownie urodził się do tej roli, tak samo zresztą jak ja. Ty jednak nie. Lecz to nie jest takie złe.

      – Myślę, że jest. Ja nie mam pojęcia, co robię – wyznała Cardenia.

      – Nikt z nas nie wiedział, co robi – zapewnił Batrin. – Różnica polega na tym, że ty zdajesz sobie z tego sprawę. Gdyby Rennered był tutaj, byłby równie zdezorientowany, ale bardziej pewny siebie. I dlatego właśnie walnąłby głową w mur zaraz po wyjściu przez bramę, tak jak ja, i moja matka, i mój dziadek. Może przełamiesz tę tradycję.

      Na te słowa Cardenia się uśmiechnęła.

      Batrin niemal niezauważalnie uniósł głowę.

      – Nadal nie wiesz, co ze mną począć, prawda? – zapytał.

      – Nie wiem – przyznała Cardenia. – Cieszę się, że udało nam się lepiej poznać w ciągu tych ostatnich kilku miesięcy. Gdyby nie… – rozłożyła ręce w pełnym bezradności geście – cała reszta tego wszystkiego.

      Batrin się uśmiechnął.

      – Chcesz poznawać swojego ojca, ale zamiast tego musisz się skupić na przygotowaniach do objęcia rządów nad Wszechświatem?

      – Brzmi to groteskowo, ale tak.

      – To moja wina. Wiesz, że byłaś wpadką, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. – Cardenia kiwnęła głową. – Wszyscy, nie wyłączając twojej matki, mówili mi, że lepiej będzie trzymać cię na dystans. A ja z radością się z nimi zgadzałem.

      – Wiem. Nigdy cię za to nie obwiniałam.

      – Nie obwiniałaś, ale musisz przyznać, że to dziwne.

      – Nie wiem, co masz na myśli.

      – Jesteś, jak najbardziej dosłownie, księżniczką, ale nie żyłaś jak księżniczka. Myślę, że nikogo nie skrzywdzimy, jeśli powiem, że większość ludzi w takiej sytuacji czułaby urazę.

      Cardenia wzruszyła ramionami.

      – Podobało mi się, że to majaczy gdzieś na horyzoncie. Kiedy miałam osiem lat, trochę mnie to uwierało. Lecz gdy dojrzałam na tyle, aby zrozumieć, co oznacza bycie księżniczką, cieszyłam się, że ominęła mnie spora tego część.

      – A jednak los pchnął cię w tę rolę.

      – Tak – zgodziła się.

      – Nadal nie masz ochoty być imperoksem, prawda?

      – Nie, nie mam. Wolałabym, żebyś przekazał władzę kuzynowi albo bratankowi, czy jeszcze komuś innemu.

      – Gdyby Rennered ożenił się wcześniej i miał dziecko, to by rozwiązało twój problem. Tak się jednak nie stało. Nawet gdyby poślubił tę córkę Nohamapetanów, a ona urodziłaby dziedzica, zostałaby teraz regentką. Zaś pomysł, żeby oddać jej stery nieograniczonych rządów, nie brzmi za dobrze.

      – Sam go nakłaniałeś do tego małżeństwa.

      – Polityka… Zakładam, że ciebie już namawiają, żebyś poślubiła jej brata.

      – Tak.

      – To by było korzystne politycznie.

      – Chciałbyś, abym to zrobiła?

      Batrin zakaszlał, długo i mocno. Cardenia nalała mu szklankę wody, po czym przytrzymała ją przy jego ustach, żeby się napił.

      – Dziękuję. I nie. Nadashe Nohamapetan jest bezduszna i okrutna, ale Rennered też nie był niewiniątkiem. Pod tym względem przypominał moją matkę. Trzymałby ją w szachu. Co więcej, cieszyłoby go to wyzwanie, podobnie jak ją. Ty jednak nie jesteś Renneredem, zaś Amit Nohamapetan nie został obdarzony błyskotliwością, jaką posiada jego siostra.

      – To nudziarz.

      – Tak, jeśli chcemy ująć rzecz zwięźle.

      – Ale powiedziałeś, że to małżeństwo byłoby korzystne politycznie.

      Batrin bardzo lekko wzruszył ramionami.

      – Bo tak jest, ale co z tego? Niedługo i tak będziesz imperoksem.

      – A wtedy nikt nie będzie mi mówił, co mam robić.

      – Ależ wręcz przeciwnie – stwierdził Batrin. – Wszyscy będą ci mówili, co masz robić. Tyle że nie zawsze musisz słuchać.

***

      ROZDZIAŁ 2

      Kiva Lagos upojnie pieprzyła się z asystentem ochmistrza, z którym bujała się przez ostatnie sześć tygodni na statku Tak, drogi panie, to moje dziecko, zdążającym z Lankaran do Kresu, kiedy do jej prywatnej kajuty bezceremonialnie wszedł drugi oficer Waylov Brennir.

      – Jest pani potrzebna – powiedział.

      – W tej chwili jestem krzynkę zajęta – odparła Kiva.

      Wreszcie zaczynała dobrze się bawić, więc jebać Waylova (nie dosłownie, wyglądał ohydnie), jeśli miała z tego zrezygnować tylko dlatego, że tu wszedł. Niełatwo było o dobrą zabawę. Ludzie uprawiają seks, a ten włazi bez zapowiedzi. To nie jej wina, że się wpakował na taką sytuację. Asystent był nieco skonsternowany, ale Kiva trochę mocniej go przycisnęła, dając znać, że impreza się jeszcze nie skończyła.

      – To ważne.

      – Zaufaj mi, to również.

      – Mamy na pokładzie urzędników celnych, którzy nie pozwolą nam rozładować żadnych hawerfrutów ze statku – oświadczył Brennir. Jeśli był zszokowany albo zgorszony tym, co robiła Lagos, to całkiem nieźle mu szło ukrywanie tego faktu. Najbardziej wyglądał na znudzonego. – To właśnie z powodu wyładunku hawerfrutów przylecieliśmy na Kres. Jeśli nie sprzedamy ich albo licencji, mamy przesrane. Jest pani przedstawicielem właściciela. Będzie pani musiała wyjaśnić swojej matce, dlaczego ten rejs okazał się finansową katastrofą dla pani rodziny. Tak więc może zechce pani natychmiast dołączyć do kapitana Blinnikki, który właśnie rozmawia z celnikami, celem sprawdzenia, czy da pani radę pomóc w załatwieniu problemu. Może też pani oczywiście kontynuować pierdolenie się z tym młodszym członkiem załogi. Z całym szacunkiem. Niewątpliwie obie te rzeczy są tak samo ważne, jeśli chodzi o przyszłość pani, statku i rodziny.

      – Żeż kurwa mać – zaklęła Kiva. Nastrój zdecydowanie szlag trafił i asystent ochmistrza, jej mała zabawka, wyglądał na ten moment dość mizernie. – Całkiem niezła pyskówka do kogoś, kto może cię wykopać, Brennir.

Скачать книгу