Upadające Imperium. John Scalzi
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Upadające Imperium - John Scalzi страница 11
– Na ile ponosimy za to odpowiedzialność? – zapytała Kiva.
– Możliwe, że wcale – odparł Rue. – To się ustali w sądzie. Jeśli jednak książę zdoła udowodnić, że wirus trafił do ekosystemu Kresu z powodu naszego zaniedbania, zgodnie z imperialnym prawem otrzyma rekompensatę i grzywny.
– A tymczasem, aby nie pozwolić nam wycofać zysków na Ikoyi, a co za tym idzie poza zasięg rąk księcia, pieniądze umieszczono w depozycie – powiedziała Finn.
– Czy się pomylę, mówiąc, że wcale nie są w depozycie? – spytała Kiva. – Książę używa ich, aby zwalczać rebeliantów. – Wskazała palcem za małe, solidne okno z kuloodpornego tworzywa.
Rue rozciągnął usta w wąskim uśmiechu. Najwyraźniej wszyscy na Kresie uśmiechali się w ten sposób.
– Teraz zaś, kiedy książę ogłosił stan wyjątkowy, znacjonalizowano banki. Oficjalnie tłumaczy się, że ma to na celu zapobieżenie panicznym ruchom finansowym i spekulacjom, jednak zarządzający bankami gildii mówią nam, że czyści konta.
– No to pięknie – parsknęła Kiva.
– Nie jest to taki zły plan, przynajmniej jeśli chodzi o ród Lagos – przyznała Finn. – Jeśli książę upora się z powstaniem, będzie miał dość czasu na spieranie się o zwrot pieniędzy, które ukradł. A to zajmie lata.
– A jeżeli przegra, to i tak nie będzie miało żadnego znaczenia, bo najpewniej będzie martwy – dodał Rue.
Kiva na te słowa chrząknęła i wyjrzała przez okno. Stolica Kresu, miasto Inverness, przetaczała się za szybą, niszczejąca, nieszczęśliwa, a w dali widać było kilka pożarów kopcących czarnym dymem.
– A będzie?
– To znaczy? – zapytała Finn.
– Czy będzie martwy? Czy przegra?
Rue i Finn spojrzeli po sobie.
– Nie byłby to pierwszy raz, kiedy książę Kresu zostaje pozbawiony władzy – powiedziała Finn.
– No dobra, ale co z tym konkretnym księciem? – dopytywała Kiva. – Może tracimy nasz pieprzony czas, jadąc na pogaduszki z tym kutasem?
– Dla księcia sytuacja wcale nie przedstawia się zbyt dobrze – powiedział Rue po dłuższym zastanowieniu. – Słyszeliśmy pogłoski o dezercjach w prowincjach i o dowódcach przechodzących na stronę przeciwnika, razem z żołnierzami. Zapewne w ciągu najbliższego tygodnia okaże się, jak sprawy się potoczą.
– A co z tymi kutafonami? – Kiva wskazała palcem ku górze. – Z przedstawicielami imperium? Ostatecznie książę jest pieprzonym szlachcicem. Pewnie nie postawi ich to w korzystnym świetle, jeśli po prostu zostanie wywleczony na ulicę i zastrzelony.
– To Kres, pani Kivo – wyjaśnił Rue. – Póki Wspólnota dostaje swoją działkę z handlu, cała reszta to sprawy wewnętrzne.
– Wliczając w to śmierć księcia?
– Nie byłby to pierwszy raz, gdy książę zostaje pozbawiony władzy – powtórzyła Finn.
– Dojechaliśmy do pałacu – powiedział kierowca. – Przedostanie się przez posterunki zajmie kilka minut. Czy mógłbym prosić pani zaproszenie?
Kiva podała je, po czym znów skupiła się na podwładnych.
– Zasadniczo więc mam tam iść i błagać tego fajfusa, żeby pozwolił mi sprzedać hawerfruty. Jeśli się na to zgodzi, wszelkie zyski prawdopodobnie trafią do tego tak zwanego depozytu i w życiu ich już nie zobaczymy?
– Co najmniej przez kilka lat – odparła Finn. – Oczywiście zakładając najlepszy scenariusz.
– Dlaczego, do ciężkiej cholery, nie zauważyliście, co się dzieje? – Lagos zwróciła się do Finn, równocześnie celując palcem w silnie ufortyfikowany pałac, widoczny przez przednią szybę pancerną. – Siedzimy tu, trzymając się za cycki, podczas gdy ten złamas za nasze pieniądze bawi się z powstańcami w polowanie na kreta.
– Owszem, zauważyłam, co się dzieje, tak samo zresztą jak we wcześniejszych, podobnych przypadkach – odparła Finn. – Właśnie dlatego konta, które trafiły do depozytu, były tylko w połowie tak zasobne, jak jeszcze w pierwszej minucie po tym, jak zaczęły do nas spływać meldunki o wirusie.
– A gdzie reszta pieniędzy? Zakopaliście je w ogródku?
– W pewnym sensie. Ród Lagos, poprzez kilku pośredników, stał się właścicielem całkiem sporych nieruchomości.
– Mam nadzieję, że nie tutaj – Kiva zatoczyła ręką koło. – To pieprzone miasto stoi w ogniu.
– Nie. Większość znajduje się w prowincjach Tomnahurich i Claremont. Szczególnie w tej ostatniej. Miejscowy hrabia koniecznie chciał się pozbyć kilku bardzo ładnych włości. Musiał prędko uzyskać płynność finansową.
– Jasne, że musiał. Szlachetnie urodzeni nie są zbyt popularni wśród rebeliantów.
– Zdecydowanie nie są, pani Kivo.
Samochód znów ruszył.
– Są jeszcze dwie sprawy, o których musi pani wiedzieć, zanim uda się na spotkanie z księciem – powiedział Rue.
– Mów.
Rue podał Kivie plik dokumentów.
– Po pierwsze, zrobiliśmy jak pani kazała i przyjrzeliśmy się rozprzestrzenianiu wirusa. Absolutnie nie ma dowodów na infekcję wirusową tych szczepek grejpfruta, zanim trafiły do sadów tutaj, na Kresie. Nic nie znaleziono także na owocach w magazynie, jak również na próbkach przebadanych na Nie, drogi panie, zanim odleciał.
Kiva wzięła dokumenty i na nie zerknęła.
– A więc myślicie, że to sabotaż.
– Właściwie jesteśmy tego pewni. Czy będziemy w stanie udowodnić to przed sądem, to już inna sprawa. I tu dochodzimy do tej drugiej kwestii. Książę ma doradcę pochodzącego z jednej z gildii. Nie spodoba się pani, która to gildia.
Kiva spojrzała na niego znad dokumentów.
– No, nawet, kurwa, nie mów.
– Jest z rodu Nohamapetan.
Książęcy pałac nazywał się Kinmylies. Był przesadnie luksusowy, na sposób, który wskazywał, iż jego mieszkańcy mylili przepych z elegancją.