Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 4

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

na nim wrona czarna jak sadza. Gdy obserwowała Betty paciorkowatymi oczami, dołączyła do niej druga, a po chwili trzecia. W głowie dziewczyny rozbrzmiały słowa starego przesądu Buni Wspacznej:

      Jedna na bagienne mgły,

      Dwie – na splot wydarzeń zły,

      Trzeciej widok zawsze wróży:

      Bądź gotowy do podróży.

      Betty patrzyła, jak trzecia wrona zrywa się w powietrze – na znaku zostały tylko dwie. Nie wierzyła w te bzdurne zabobony, skąd więc jej nietypowa nerwowość?

      „Nim nadejdzie wiosna, ta stara gospoda będzie wyłącznie wspomnieniem”, oznajmił ojciec, kiedy w pierwszym tygodniu roku postawił znak. Cóż, najwyraźniej się pomylił. Mijały kolejne dni, tygodnie przechodziły w miesiące… a teraz był prawie maj. Z początku babka nie chciała przystać na pomysł sprzedaży – który narodził się w głowie Betty, skoro już o tym mowa. Długo musieli ją przekonywać, by zrozumiała, że pora rozwinąć skrzydła i opuścić Wronoskał.

      – Moglibyśmy udać się dosłownie wszędzie – rozmarzyła się Betty. – Otworzylibyśmy w jakimś ładnym miejscu herbaciarnię albo lodziarnię… Uważam, że należy się nam wszystkim odrobina szczęścia!

      Wizja lodów wystarczyła, żeby rozbudzić wyobraźnię Charlie – i tym sposobem szalona z pozoru idea zaczęła zapuszczać korzenie.

      Jednakże ucieczka w nieznane nie była tak łatwa, jak wydawało się Betty. Bo choć Kieszeń Kłusownika prezentowała się obecnie całkiem znośnie – a już z pewnością lepiej niż jeszcze do niedawna – czasy świetności miała dawno za sobą. Nie było tygodnia, żeby nie odpadła jakaś dachówka czy nie oberwała się okiennica. Nawet teraz ojciec dziewczyn naprawiał coś na piętrze.

      – Nie da się ukryć, że to rudera – opowiadała radośnie Bunia dwóm jedynym interesantom, którzy przyszli obejrzeć gospodę. – Ale przynajmniej n a s z a rudera! Należy do Wspacznych od… cóż, od całych wieków.

      W rzeczywistości wszyscy zdawali sobie sprawę, że problem stanowi nie sama gospoda, lecz jej lokalizacja. Stała bowiem na ponurych, dżdżystych mokradłach, prawie w cieniu ogromnego więzienia. Na Wronoskał, największą z czterech wysp tworzących archipelag znany jako Wyspy Żałosne, przybywali wyłącznie ci, którzy nie mieli innego wyjścia – na przykład rodziny skazańców, które chciały pozostać blisko swoich krewnych. W samym więzieniu tkwiło zaś wielu miejscowych przestępców.

      Groźnych ludzi, pomyślała Betty, aż przeszedł ją dreszcz. Oszustów, złodziei, a nawet morderców. Zamkniętych w odległości jednego kursu promem w ponurym gmaszysku wzniesionym na Skrusze. Za nią znajdował się Lament, gdzie grzebano mieszkańców Wronoskału, a jeszcze dalej Udręka, ostatnia wyspa i zarazem jedyna, której Betty i jej siostry nigdy nie odwiedziły. Była ona bowiem przeznaczona dla wygnańców – nikt inny nie miał tam wstępu.

      Betty zerknęła na Palczastego, który siedział ze zwieszonymi ramionami przy barze. Nerw na jego czole drgał do rytmu uderzeń dzwonu.

      Wszyscy miejscowi znali jego przeszłość – najpierw jako strażnika więziennego, a potem oszusta. On jeden wiedział o Udręce więcej niż wszyscy inni bywalcy Kieszeni Kłusownika razem wzięci, a to dlatego, że w przeszłości przemycał ludzi, którzy rozpaczliwie pragnęli uciec z wyspy.

      – Och, że też musieli akurat teraz – rzuciła niezadowolona Fliss. – Tak się natrudziłyśmy, żeby tu było radośnie i przytulnie, a ten okropny hałas wszystko psuje.

      – E tam, niczego nie psuje. – Bunia wyłoniła się zza drzwi prowadzących na piętro. – Bo co tu jest jeszcze do zepsucia? – Machnęła bezsilnie ręką, gromiąc rozpalone kominki wzrokiem nie mniej płomiennym niż sam ogień. – Kogo my chcemy oszukać? Toż to przecież zwykła speluna dla… dla najgorszych mętów społecznych!

      – Babciu! – ofuknęła ją Fliss. – Jak możesz mówić takie rzeczy?

      – Kiedy to szczera prawda – burknęła staruszka, po czym chwyciła szklankę, by napić się whisky. – Choćbyśmy szorowały to miejsce do upadłego, nic się nie zmieni. Ech, ile razy wam powtarzałam? Z piasku bicza nie ukręcisz.

      Charlie zrobiła zdziwioną minę.

      – Dlaczego ktokolwiek miałby choćby próbować?

      – To tylko powiedzenie – wyjaśniła Fliss. – Babci chodzi o to, że nie ma sensu udawać, że to miejsce jest czymś, czym nigdy nie było.

      – Czy to znaczy, że mogę już zdjąć tę kieckę? – zapytała dziewczynka.

      – Jeszcze nie – odparła Betty. – Kto wie, może jednak przyjdą.

      – Tak sądzisz? Spóźniają się już dobry kwadrans – zauważyła staruszka ponuro.

      – A może… – Fliss się zawahała. – Czy właściwie stałoby się coś złego, gdybyśmy tu zostali? – dokończyła bez przekonania.

      – Co?! – Charlie zmarszczyła oburzona brwi. – Zostać tutaj, zamiast otworzyć lodziarnię? – Jej wielkie zielone oczy rozbłysły zachłannie. – Tylko pomyśl o wszystkich smakach! I o polewie z owoców leśnych.

      – Nie wspominając o tym, że dzielenie z wami pokoju prędzej czy później doprowadzi mnie do obłędu – poskarżyła się Betty.

      – Ja lubię dzielić z wami pokój! – zaprotestowała jej młodsza siostra.

      – Ja też, ale powoli zaczyna brakować nam miejsca – odparła Betty. – Przez te wszystkie twoje zwierzaki i góry listów miłosnych Fliss…

      – Oj tam, od razu góry! – rzuciła Fliss, chociaż jej policzki oblał szkarłatny rumieniec. – Chodzi mi tylko o to, że to przecież nasz dom.

      Betty czuła, jak narasta w niej frustracja. Fliss i jej niezawodny sentymentalizm! Zawsze mogła na niego liczyć.

      – Wiem. – Bunia westchnęła, a jej głos złagodniał. – Prawdę mówiąc, gdy tylko pomyślę, że n i e m o ż e m y się stąd wydostać… Wtedy to miejsce bardziej wydaje mi się więzieniem niż domem.

      Trzy dziewczęta wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. One lepiej niż ktokolwiek wiedziały, jak to jest czuć się uwięzionym. Aż do trzynastych urodzin Betty nad rodziną Wspacznych ciążyła klątwa, która nie pozwalała jej członkom opuszczać Wronoskału. Dopiero Betty i jej siostrom udało się zdjąć czar – w czym pomogła im odrobina rodzinnej magii. Był to sekret znany wyłącznie im trzem, a siostry Wspaczne potrafiły dochować tajemnicy.

      – Fliss – odezwała się nagle Charlie, wąchając powietrze – co to za zapach?

      – Na skaczące kawki! – Najstarsza z sióstr zerwała się w kierunku drzwi prowadzących na piętro.

      Kilka minut później wróciła z blachą poczerniałych pierniczków i zaczęła częstować nimi klientów.

      – Ja tego nie tknę – oznajmił Palczasty, przyglądając się wypiekom. – Przecie połamię sobie ostatnie zęby, które mi zostały!

Скачать книгу