Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 7

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

i dziś nawiedzali mieszkańców. Nie, to tylko stek bzdur, pomyślała Betty i potrząsnęła głową. Przecież przysięgała, że nie będzie dawać wiary takim bajeczkom.

      – Charlie? – rzuciła w mrok. – Jesteś tam?

      Cisza. I znów cichy szept, a po nim jakby szuranie. Zza beczki wyłoniła się główka o dwóch kucykach i rozbieganych oczach.

      – Na stado wścibskich srok! – burknęła Betty. Myśli o duchach pierzchły i jej serce się uspokoiło. – Co tu robisz w środku nocy? – Zadrżała w swoim szalu i ruszyła w stronę narożnej części podwórza, gdzie pośród bagiennych traw znajdował się lichy kwietnik.

      Charlie miała na sobie strój wyjściowy, jej czarny płaszcz stapiał się z ciemnością.

      U stóp dziewczynki leżały rydel oraz pudełko po zapałkach – w nim zaś Betty dostrzegła coś malutkiego, pierzastego i… nieruchomego. Ścisnęło ją w gardle. To pewnie Oj znów buszował po okolicy.

      – Charlie! – Żal Betty przemienił się w irytację. Teraz już rozumiała, dlaczego jej siostrzyczka, mająca fioła na punkcie wszystkiego, co żywe, wykradła się nocą z domu. Skinęła na kwietnik, z którego wystawały rzędy gałązek – każda z nich oznaczała jeden grób. – Babcia prosiła, żebyś nie zakopywała tu więcej żadnych martwych zwierząt! – Urwała, bo zorientowała się, że siostra wcale jej nie słucha. – Co się z tobą dzieje? – syknęła. – Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?

      Charlie przesunęła się odrobinę i wskazała przed siebie drżącym palcem.

      Dopiero wtedy Betty je dostrzegła – dziecko skryte w cieniu wnęki między dwiema skrzynkami; dziewczynkę mniej więcej w wieku Charlie, a zatem sześcio-, może siedmioletnią. Jej chudą, brudną twarz znaczyły ślady łez; każda cząstka jej istoty zdawała się promieniować biedą, od połatanych, znoszonych ubrań począwszy, a na głodnych oczach skończywszy.

      – Kto… kto to jest? – szepnęła Betty.

      – Nie wiem – odparła Charlie. – Wykradłam się, żeby pochować ptaszka, i wtedy ją zobaczyłam.

      Dziewczynka drżała na całym ciele, wpatrując się w nie wielkimi oczami. Charlie kucnęła i wyciągnęła do niej rękę.

      – Kim jesteś? – zapytała. – Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy.

      Dziewczynka wzdrygnęła się, ale nie odpowiedziała. Do jej twarzy kleiły się strąki potarganych włosów, do ciała zaś przemoczone łachmany.

      – Jak się tu znalazłaś? – rzuciła Betty surowiej, niż powinna.

      Nieznajoma skuliła się i wycofała jeszcze głębiej w mrok, a wtedy Betty zauważyła bijący od niej blask. Wszędzie wokół lśniły butelki po piwie – nawet w miejscach, gdzie nie docierał blask księżyca. Czyżby miała tam gdzieś latarenkę…?

      – Patrz. – Charlie wskazała siostrze furtkę. Była zamknięta, ale w miejscu, gdzie odpadł kawałek przegniłego drewna, ziała spora dziura. – Pewnie się przecisnęła.

      Betty zmarszczyła brwi. Czuła z tyłu głowy osobliwe mrowienie.

      – Dlaczego się tu chowasz? – nie dawała za wygraną, starała się jednak mówić łagodniej, jak do spłoszonego zwierzątka.

      I raptem cofnęła gwałtownie rękę, bo zza podartej sukienki dziewczynki wyłoniła się kula światła.

      – Błędny ognik! – Chwyciła Charlie za ramię i pociągnęła do tyłu, gdy kula uniosła się ponad ich twarze. – Musiał tu za nią przyjść z mokradeł!

      Charlie cofnęła się w panice, rydel zabrzęczał u jej stóp. Jej dziecięcą buzię ściągnęło przerażenie. Wykonała w powietrzu znak wrony, tak jak uczyła je babka.

      Betty zawahała się, ale w końcu zrobiła to samo, mimo że pozostawało to w sprzeczności z jej pragmatyczną naturą. Lepiej dmuchać na zimne, pomyślała ponuro. Babka ostrzegała je, że widok błędnego ognika na mokradłach to zła wróżba. Na Wronoskale dzieci od najmłodszych lat słuchały opowieści o podróżnikach, którzy ginęli bez śladu, zwodzeni we mgle przez te tajemnicze kule blasku.

      Ognik zawisł w powietrzu przed dziewczynką, ale się nie zbliżał. Upiorne srebrzyste światło rzucało ostre cienie na jej twarz, przez co wyglądała o wiele dojrzalej.

      – Charlie – wymamrotała Betty – wejdź do domu. A ty… – Odwróciła się do dziewczynki. – Ty wracaj tam, skąd przyszłaś.

      – Nie mogę.

      Szept był tak cichy, że Betty przez chwilę zastanawiała się, czy go sobie przypadkiem nie wyobraziła. Jednakże desperacja w oczach dziewczynki była najprawdziwsza i niepodważalna. Betty widziała w nich coś jeszcze… Determinację.

      – Nie mogę – powtórzyła dziewczynka głośniej. – Nie zrobię tego.

      – Betty? – Charlie nie potrafiła oderwać wzroku od nieznajomej. – Ona chyba potrzebuje naszej pomocy.

      – Charlie Wspaczna! – burknęła Betty. – Czy nie kazałam ci dość wyraźnie wracać do domu? Nic o niej nie wiemy – skąd się wzięła, czego chce ani skąd ma to… to c o ś!

      – On wam nic nie zrobi – zaczęła dziewczynka, ale zaraz urwała, bo z przeciwnej strony ogrodzonego podwórza nadleciał dźwięk szurania.

      Znowu się skuliła i wyglądała teraz tak bezbronnie, że Betty zalała fala współczucia. Charlie miała rację, ta mała wpadła w poważne tarapaty. Ale jak, dlaczego?

      W ciemnościach rozbrzmiał szorstki głos:

      – Mówię ci, widziałem blask, jakby latarni czy czegoś!

      Furtka zagrzechotała, gdy ktoś zaczął nią szarpać. Betty zamarła, bo w szparze po przegniłej desce zatańczyło światło pochodni, które rozlało się po lśniącym od wilgoci bruku. Chwyciła Charlie i zanurkowała za pustą beczkę po piwie – w samą porę. Pochodnia rozświetliła podwórze gospody. Betty przycisnęła palec do ust, pokazując obu dziewczynkom, że mają być cicho. Choć jeden raz jej siostra zdawała się słuchać poleceń.

      Betty zdławiła przestraszone stęknięcie, gdy coś twardego – pięść? – uderzyło w furtkę, roztrzaskując spróchniałe drewno. Na kocie łby posypał się grad drzazg. Jeszcze jeden solidny kopniak i intruzi wedrą się do środka. Nic dziwnego, że babka od tygodni suszyła ojcu dziewczyn głowę, żeby wziął się w końcu do naprawy.

      Serce Betty biło coraz mocniej. Czego oni chcieli od tej wychudzonej istoty? Och, a jeśli to ona była jednym z uciekinierów…? Nie, wykluczone, dzwon zamilkł wiele godzin temu – a w więzieniu na Wronoskale przetrzymywano wyłącznie mężczyzn. Betty czekała, aż furtka podda się sile kolejnego ciosu, wtedy jednak rozległ się drugi głos, ostry jak brzytwa:

      – Nie – zabrzmiało stalowe polecenie.

      Cisza, a później zduszone szepty, zbyt niewyraźne, żeby Betty mogła zrozumieć słowa. I znów ciężkie kroki, tym razem jednak oddalające się od

Скачать книгу