Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 11

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

– zdziwiła się babka. – A niby po co?

      – Od zadawania pytań jestem tutaj ja – zbył ją bezceremonialnie Wywęsz. – Wszyscy mieszkańcy domu na parter. Proszę po nich iść.

      Betty spojrzała wystraszona na Fliss. Siostry dobrze wiedziały, do czego są zdolni strażnicy. Naraził im się kiedyś ich ojciec, który musiał później odsiedzieć wyrok w więzieniu na Skrusze. A teraz byli tutaj, wtargnęli z butami do ich własnego domu.

      Na schodach rozbrzmiały kroki i babka zawołała w górę:

      – Fliss? Betty? Cha…

      – Idziemy! – odkrzyknęła drżącym głosem najstarsza z sióstr.

      Zerwała się z łóżka i podreptała boso po drewnianym parkiecie. Tuż za nią szła Charlie, która wsunęła w dłoń Fliss własną, dużo drobniejszą, a Betty zdążyła jeszcze narzucić na plecy szlafrok i zerknąć w ciemny kąt, gdzie chowała się Błądka. Zanim wyszły z pokoju, obejrzała się też na lampkę – i z przerażeniem dostrzegła, że błędny ognik przesuwa się w górę szklanego klosza.

      – Zostań tam! – syknęła przez zęby.

      Migocząca kula posłusznie opadła na dół.

      Zeszły schodami gęsiego i w milczeniu. Gdy mijały uchylone tylne drzwi, Betty spojrzała we mgłę. Niczego nie zobaczyła, chociaż dolatywały z niej odgłosy szurania beczek i pobrzękiwania butelek po piwie – to Zniuchaj przetrząsał zakamarki podwórza. W końcu dołączyła do sióstr i babki, które stały przy kominku, pilnowane przez Wywęsza.

      Był wysokim, barczystym mężczyzną, takim, przy którym wszystko inne wydawało się mniejsze. Jego potargane włosy, przypominające nieco sierść borsuka, sięgały ramion, a połowę twarzy zasłaniała gęsta broda. Przyglądał im się wnikliwie zza przymrużonych powiek. Betty wstrzymała oddech, czekając, aż jego oczy zatrzymają się na Fliss, bo uroda jej siostry – choćby i zaspanej czy nieuczesanej – robiła na przedstawicielach płci przeciwnej wrażenie. Błąd. Wywęsz nie poświęcił jej uwagi i zamiast tego wbił wzrok w Charlie.

      – Ty! – rzucił ostro. – Dlaczego nie jesteś w piżamie?

      Babka otworzyła usta, żeby zaprotestować, po czym spojrzała na wnuczkę i równie szybko je zamknęła. Po raz pierwszy wydawała się nie tylko poirytowana, ale wręcz zmartwiona, jakby do niej dotarło, że coś jest nie w porządku. Nastrój w sali natychmiast się zmienił, powietrze trzeszczało od napięcia.

      „Kiedy strażnicy przychodzą węszyć”, mawiała Bunia Wspaczna, „trzeba się pilnować, żeby nic nie śmierdziało”.

      Wywęsz krzywił się, jakby rzeczywiście coś wyczuł – i nie chodziło wcale o niewidzialnego szczura w kieszeni najmłodszej z sióstr.

      Betty patrzyła bezsilnie, jak Charlie zerka to na babkę, to znów na strażnika.

      – Zmoczyłam łóżko! – skłamała bez choćby cienia zażenowania dziewczynka i rzuciła mężczyźnie oskarżycielskie spojrzenie. – Przeraziło mnie walenie do drzwi. Musiałam przebrać się w czyste rzeczy.

      Wywęsz uniósł brew.

      – Tak szybko?

      Charlie skrzyżowała ręce na piersi.

      – A tak!

      Strażnik zrobił kilka kroków w kierunku schodów. Charlie zorientowała się, że przejrzał jej blef, i szybko zastąpiła mu drogę.

      – No dobrze, wcale się nie posikałam.

      – Czyli mnie okłamałaś. – Oczy Wywęsza błysnęły żarłocznie, niczym u rekina, który wyczuł krew w wodzie. – Dlaczego?

      – Bo… – Charlie spojrzała wstydliwie na babkę. – Och, bo musiałam coś zakopać!

      – Charlie Wspaczna, ty znów to samo? – stęknęła Bunia Wspaczna.

      Charlie wsunęła dłoń do kieszeni i wyciągnęła z niej kłębuszek piór, który Betty widziała wcześniej na podwórzu. Na twarzy Wywęsza pojawił się wyraz obrzydzenia.

      – Przecież to ledwie pisklę – rzuciła Charlie płaczliwym tonem.

      – Dość tego! – warknął strażnik. – Dlaczego zeszłyście na dół dopiero, gdy zostałyście zawołane?

      – To znaczy? – spytała Betty, choć nagle zrozumiała, skąd wzięła się podejrzliwość Wywęsza – i zadała sobie pytanie, czy przypadkiem nie pomyliła się po raz drugi.

      – Gdyby to moje dzieci zbudziło w środku nocy walenie do drzwi, od razu pobiegłyby sprawdzić, co się dzieje. – Strażnik przeciągnął zimnym spojrzeniem po całej trójce dziewcząt. – A wy siedziałyście na górze cicho jak myszy pod miotłą.

      Betty poczuła w brzuchu nerwowe łaskotanie. Wywęsz miał rację, w innej sytuacji wszystkie wyskoczyłyby z łóżek – no, może oprócz Fliss. Betty i Charlie dołączyłyby do babki, żeby zobaczyć, co to za zamieszanie.

      – Coś sugerujesz, młody człowieku? – Bunia zmarszczyła podejrzliwie brwi.

      Strażnik huknął pięścią w kontuar, sprawiając, że wzdrygnęły się z zaskoczenia.

      – Szukamy dziecka – syknął. – Dziewięcioletniej dziewczynki, niedużej jak na swój wiek, o brązowych włosach. Dziewczynki dokładnie takiej jak… – Wskazał na Charlie. – Ona.

      – Czyli tak naprawdę nie wiecie, jak ona wygląda – stwierdziła babka.

      – Mamy dokładny rysopis. Chyba pani nie sądzi, że znamy osobiście każdego skazańca z tej przeklętej wyspy?

      – Przecież to niepoważne! – wypaliła Fliss, która w końcu odzyskała głos. – Charlie to nasza siostra, a nie jakaś… uciekinierka.

      Babka wyglądała na osłupiałą.

      – Twierdzi pan, że nasza Charlie… – Potrząsnęła głową. – Mamy tu jej akt urodzenia!

      – W takim razie proszę go przynieść. – Wywęsz pstryknął palcami. – Migiem!

      Z każdą mijającą sekundą twarz babki coraz bardziej przypominała odcieniem buraka. Staruszka burknęła coś pod nosem i ruszyła schodami na piętro, tupiąc głośniej niż zazwyczaj. Tuż za nią podążał Zniuchaj, który właśnie skończył przeszukiwać podwórze. Betty pomyślała o dziewczynce i jej błędnym ogniku, ukrywających się na górze, i poczuła w żołądku bolesny skurcz. Coraz bardziej żałowała, że wpuściła Błądkę do Kieszeni Kłusownika – i że ją w ogóle spotkała.

      Krzyk Zniuchaja sprawił, że krew stężała jej w żyłach.

      – Tutaj! – wołał strażnik.

      Błagam, błagam, oby ich nie znaleźli, myślała przerażona Betty.

      – Idźcie!

Скачать книгу