Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 12

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

z puszką po ciastkach pod pachą.

      – Na stado wścibskich srok, czy to naprawdę konieczne?! – wypaliła staruszka, choć głos lekko jej zadrżał.

      Betty wstrzymała oddech. Dlaczego babka zrobiła się nagle taka nerwowa?

      Zniuchaj odsunął na bok pojemniki z pastą do butów i jakieś szmaty i z wnętrza kredensu buchnął dziwnie znajomy zapach.

      – No, no… – Wywęsz sięgnął ponad głowami sióstr. – Co my tu mamy?

      Betty wpatrywała się w niewielkie metalowe pudełko w jego dłoni – i w całe mnóstwo identycznych pudełek, upchniętych w róg szafki. Tak, teraz już widziała, co czuje.

      – Babciu! – oburzyła się Fliss. – Skąd się wziął ten tytoń? Dlaczego go tu ukryłaś?

      – Eee… – Buni Wspacznej po raz pierwszy w życiu zabrakło słów. – No więc… dostałam go dość tanio i…

      – Mam powody przypuszczać, że to kontrabanda – oznajmił Wywęsz.

      – Babciu! – krzyknęła Charlie.

      Kontrabanda? Betty patrzyła na babkę z niedowierzaniem. Nie, to przecież niemożliwe! Tak jej się przynajmniej zdawało, lecz wyrzuty sumienia malujące się na twarzy babki mówiły coś zgoła innego.

      – Czy to oznacza, że będziemy mieć kłopoty? – zapytała nerwowo Fliss.

      Wywęsz nie odpowiedział, zajęty przetrząsaniem kuchni. Betty czuła się coraz bardziej nieswojo. Kontrabanda! Na Wronoskale kary za posiadanie towarów z przemytu były surowe, ale może strażnicy puszczą im to płazem, jeśli skupią się na poszukiwaniu dziewczynki?

      W jednym z pokojów zadudniło coś głucho. Wywęsz znieruchomiał i przekrzywił głowę jak pies tropiący.

      – Zaczekajcie tu – rozkazał i wyszedł z kuchni.

      Chwilę później zaskrzypiały charakterystycznie drzwi sypialni babki i zatrzeszczał stary parkiet, a następnie rozległo się stukanie, jakby ktoś szukał schowków w ścianach. Betty drżały nogi. Zaraz przyjdzie kolej na ich pokój. A jeśli Wywęsz sięgnie do kąta, gdzie ukryła się Błądka? Nie zobaczy jej, lecz ją wyczuje, i wówczas gra dobiegnie końca.

      Betty patrzyła kolejno na wszystkich członków swojej rodziny. Babka wciąż była zszokowana i blada jak duch, a Fliss przygryzała zaniepokojona wargę. Nikt się nie odzywał i jedyne, co słyszała Betty – prócz własnego szybkiego oddechu – to szelest papieru, gdy Charlie grzebała w opakowaniu z rodzynkami. Od czasu do czasu wkładała ukradkiem rękę do kieszeni, by nakarmić Hopsasę. Wyglądała zaskakująco spokojnie, ale były to pozory – ona też się denerwowała, sądząc po tym, jak szybko przeżuwała.

      Wywęsz przeszedł przez korytarz, z sypialni babki do pokoju dziewcząt, a serce Betty zabiło jeszcze mocniej. Usłyszała kliknięcie zamka szafy, następnie szelest przesuwanych ubrań. Znów pomyślała o Błądce – o tym, jak w bezruchu wstrzymywała teraz oddech, żeby się w żaden sposób nie zdradzić. Czy Wywęsz wyczuje, że nie jest w pokoju sam? Czas płynął bezlitośnie powoli i Betty próbowała zająć czymś myśli. Może zdoła przyciągnąć strażnika z powrotem do kuchni? Tylko jak to zrobić bez wzbudzania podejrzeń? Aż raptem rozległ się krzyk, a po nim powietrze przeszyło wściekłe miauknięcie. Pazury zadrapały o drewno i przez kuchnię przemknęła plama sierści. Oj.

      – Nic, jeśli nie liczyć tego przeklętego kota. – Do kuchni wrócił Wywęsz, przyciskając dłoń do krwawiącej rany na ręce.

      Kolana Betty przestały drżeć, a żuchwa Charlie zastygła. Nie znalazł jej, Błądka była bezpieczna!

      – Chodźmy – burknął do towarzysza i odwrócił się do drzwi. – Zmarnowaliśmy wystarczająco dużo czasu.

      Betty odetchnęła z ulgą, jej serce przestało walić jak szalone.

      I wtedy do kuchni wleciała za Wywęszem kula blasku, przypominająca odrobinę rozświetlony motek wełny. Zapadła cisza pełna niedowierzania. Wszyscy patrzyli w oniemieniu, jak ognik przesuwa się ciekawsko nad podłogą, zbaczając to w jedną, to w drugą stronę, by w końcu zastygnąć tuż obok Charlie.

      No nieźle, pomyślała Betty. Wpadły jak śliwka w kompot.

      Rozdział piąty

      Szlaban!

bird

      Jako pierwsza zareagowała Bunia Wspaczna. Puszka po ciastkach wypadła jej z rąk i uderzyła z brzękiem o kafle podłogowe, napędzając wszystkim stracha. Staruszka z wytrzeszczonymi oczami mamrotała coś pod nosem i raz po raz kreśliła w powietrzu znak wrony. U jej stóp rozsypały się listy i dokumenty, nikt jednak nawet nie pomyślał, żeby je pozbierać. Betty zdała sobie sprawę, że muszą się zachowywać tak, jakby nigdy wcześniej nie widziały ognika. Spojrzała więc znacząco na siostry i we trzy też wykonały znak wrony.

      Wywęsz tak mocno zaciskał dłoń na pałce, że pobielały mu knykcie. Przez jego twarz przemknął dziwny wyraz; Betty nie była pewna, czy bardziej był podekscytowany, czy przerażony. Zobaczyć błędny ognik na mokradłach to jedno. Ale w wiosce, w środku jednego z domów? Nagle wszystko zaczęło się wydawać mniej pewne, mniej… bezpieczne.

      – Aha! – wychrypiał strażnik, choć nie wykonał żadnego ruchu w stronę Charlie czy ognika, który bzyczał teraz cichutko przy jej wypchanej kieszeni – czyli tej, w której ukrywała niewidzialnego szczura.

      Zniuchaj cofał się bezwiednie, zatrzymał go dopiero stół za jego plecami. Wyszeptywał coś w panice, zapewne modlitwę.

      – Charlie? – Buni Wspacznej załamał się głos. – Odsuń się od niego.

      Zdobywszy się na odwagę, podniosła drewnianą łyżkę i ruszyła ostrożnie w kierunku ognika, żeby spróbować go odgonić. Gdy jednak wzięła zamach, ognik śmignął jak bagienna muszka, po czym wrócił na swoje miejsce przy kieszeni dziewczynki.

      Betty znów miała serce w gardle. Wywęsz od początku był podejrzliwy, a dziwna słabość ognika do Charlie nie stawiała sióstr Wspacznych w najlepszym świetle.

      – Czyli mieliśmy rację. – Oczy zaiskrzyły mu radośnie.

      Jak Charlie, pomyślała Betty, gdy zabierali ją do cukierni Hubbardów po drugiej stronie skweru.

      – Rację? W jakiej sprawie? – spytała Fliss. – Nie mamy nic wspólnego z tym… z tym czymś! Chyba coś się panu pomyliło.

      Wywęsz zmrużył oczy.

      – Nie wydaje mi się. Bo widzicie, dziecko, którego szukamy, ma do ogników… wyjątkowe podejście. Oto dowód, że to właśnie ona, uciekinierka z Udręki!

      – Nie jestem z żadnej Udręki! – wypaliła Charlie.

      – Chwileczkę, chwileczkę! – wtrąciła się Bunia Wspaczna. – Ta dziewczyna to moja wnuczka, a ja potrafię to udowodnić.

      Uklękła,

Скачать книгу