Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 13

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

i co, łyso teraz panu? – rzuciła buńczucznie dziewczynka.

      Ale triumfalna mina Wywęsza nie zmieniła się ani na jotę, gdy mężczyzna prześlizgnął wzrokiem po dokumencie.

      – To niczego nie dowodzi. To tylko słowa.

      – Słucham…? – nie dowierzała babka. – Przecież to akt urodzenia. Jak to, niczego nie dowodzi?

      – Owszem, dowodzi. Że urodziło się dziecko imieniem Charlie – odparł Wywęsz. – Ale które dziecko? To nie jest tu napisane! Z kolei to… – Wskazał na ognik. – To mówi samo za siebie. Na tę chwilę nie potrzebujemy więcej dowodów.

      – Ale… do czego?

      – Żeby zabrać ją z powrotem na Udrękę – oznajmił strażnik.

      Charlie uniosła głowę. Jej oczy były pełne pytań, choć Betty dostrzegła w nich także odrobinę ekscytacji.

      – Zabierzecie mnie na Udrękę? – upewniła się.

      – Nie możecie! – zaprotestowała Fliss. – Przecież tam się roi od… od przestępców!

      – No cóż. – Wywęsz wskazał głową na metalowe pudełeczko z tytoniem. – A nie wiecie czegoś przypadkiem o tym? Dostała pani tytoń w zamian za ukrycie tej małej, zgadza się?

      – Bzdura! – wykrzyknęła przerażona staruszka. – Nie mamy nic wspólnego z uciekinierami z Udręki!

      Na szczęście Wywęsz nie był jedynym strażnikiem w ich domu, a Betty nie zamierzała oddać Charlie bez walki.

      – Proszę pana – zwróciła się do Zniuchaja – proszę posłuchać. Moja siostra nie jest osobą, której szukacie. Jeśli nie wierzycie, możecie spytać dowolnego mieszkańca Wronoskału! Mamy też jej zdjęcia – dodała, a jej głos nabrał siły. – No, może nie aż tak dużo, bo nigdy nam się nie przelewało, ale jeśli tylko pozwoli mi pan pokazać…

      Zniuchaj przyglądał się jej przez chwilę, z litością i niepewnością. Przeciągnął językiem po suchej wardze.

      – Może powinniśmy jej wysłuchać – powiedział w końcu. – Może to jednak nie ona…

      Wywęsz pokręcił głową.

      – Jeśli się mylimy, przyprowadzimy ją z powrotem. Ale jakoś mi się nie wydaje, żebyśmy popełnili błąd.

      – Czekajcie! – zatrzymała ich Fliss. – Czarne pióro! Gdyby Charlie pochodziła z Udręki, miałaby wytatuowany znak. – Doskoczyła do najmłodszej siostry i szybko podwinęła jej rękaw. – Proszę bardzo! Widzi pan jakieś pióro?

      Wywęsz przyjrzał się ręce Charlie i choć niczego na niej nie zobaczył, w żaden sposób nie umniejszyło to jego pewności siebie.

      – Być może jeszcze nie została oznaczona… Cóż, kolejny powód, żeby jak najszybciej dostarczyć ją na wyspę i wreszcie to zrobić.

      Betty wymieniła z Fliss przerażone spojrzenie. Ich maleńka siostra do końca życia naznaczona znakiem wrony? Na samą myśl przeszedł ją dreszcz.

      Spojrzała bezsilnie na Zniuchaja, ale już wiedziała, że drugiemu ze strażników brakuje odwagi, by się przeciwstawić. Tylko nie panikuj, napomniała samą siebie – to wyłącznie wielkie nieporozumienie, a oni już wkrótce zdadzą sobie z tego sprawę.

      – No dobrze, a to? – Zniuchaj skinął lękliwie głową w stronę błędnego ognika. – Co zrobimy z… z tym czymś?

      – To samo co zwykle – odparł mrukliwie Wywęsz. – Nie patrzymy, nie słuchamy, a już z całą pewnością za nim nie idziemy. Kto wie, z jakiej plugawej magii się zrodził – i jakie klątwy może przenosić? Nakładam na pozostałych mieszkańców zakaz opuszczania domostwa – zdecydował. – Nikt stąd nie wychodzi, nikt tu też nie wchodzi. Czy wyrażam się jasno? Czekajcie na przybycie strażników, którzy was przesłuchają.

      Położył Charlie dłoń na ramieniu, ale dziewczynka od razu ją strząsnęła.

      – Nigdzie się stąd nie ruszam, proszę pana – burknęła. – Nie możecie mnie aresztować, w przyszłym tygodniu kończę siedem lat!

      – Na twoje szczęście my nie aresztujemy dzieci. My wyłącznie przejmujemy nad nimi pieczę.

      Charlie przestała się wyrywać i spojrzała na mężczyznę z nadzieją w oczach.

      – Pieczeń…?

      Wywęsz westchnął, jakby miał jej powyżej uszu, choć Betty wątpiła, czy to wystarczy, żeby dał jej siostrze spokój. Znów złapał Charlie za ramię, tym razem mocniej.

      – Idziemy – rzucił.

      – Chwileczkę! – Babka zastąpiła mu drogę. – Moja wnuczka nigdzie stąd nie pójdzie. A już na pewno nie bez jednej z nas.

      – Przykro mi, ale to zabronione. Czy muszę przypominać, że nałożyłem zakaz…

      – Niech mnie pan pocałuje w moje cztery zakazane litery! – krzyknęła babka. – Przecież jesteście strażnikami, macie nas ochraniać. To raczej ja powinnam pytać was, skąd w domu niewinnych ludzi wziął się błędy ognik!

      Charlie zerknęła znacząco na dłoń Wywęsza, a potem na Betty.

      Mam go ugryźć? – poruszyła bezgłośnie ustami.

      – Nie! – wypaliła Betty, ku zaskoczeniu wszystkich obecnych w kuchni osób. Odkaszlnęła i rzuciła Charlie ostrzegawcze spojrzenie.

      – Tak czy siak, idę z wami. – Bunia Wspaczna podniosła z determinacją swoją fajkę. – A jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania, możecie mi je zadać po drodze.

      – Z całą pewnością nigdzie się stąd pani nie wybierze – oznajmił Wywęsz chłodno.

      Babka sięgnęła po dłoń Charlie.

      – Niech mnie pan powstrzyma.

      I nagle wybuchł chaos.

      Wywęsz odepchnął brutalnie rękę staruszki. Babka rozdziawiła usta, po czym wydobyło się z nich słowo, przez które Fliss się zaczerwieniła, a Charlie zrobiła wielkie oczy.

      – Jak pan śmie podnosić na mnie rękę?! – krzyknęła Bunia Wspaczna.

      Na oczach przerażonej Betty uniosła drewnianą łyżkę, którą wciąż trzymała w dłoni, a następnie zdzieliła Wywęsza prosto w nos.

      – Dość tego! – wściekł się strażnik. – Jest pani aresztowana!

      – Nie! – wtrąciła się Fliss. – Nie może pan! Babciu, błagam, przeproś pana…

      – Słucham? Przeprosić? O nie, dziecko, po moim trupie! – stwierdziła babka z osobliwym błyskiem w oku.

      Och,

Скачать книгу