Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 15

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

Betty. – Co to ma niby znaczyć?

      Fliss ledwie powstrzymała odruch wymiotny i wypluła alkohol do zlewu.

      – Tak tylko próbuję. Babce zawsze pomaga…

      Betty wyrwała siostrze butelkę i ją zakręciła.

      – Nie jesteś babką, to po pierwsze, a po drugie, potrzebuję cię trzeźwo myślącej.

      – I tak smakuje okropnie. Fuj! – Zawartość żołądka znów podeszła jej do gardła.

      W drzwiach stanęła niepewnie Błądka. Fliss spojrzała na nią nerwowo i natychmiast odwróciła wzrok, jakby marzyła już tylko o tym, żeby dziewczynka znikła. Ściągnąwszy z haczyka pusty worek po ziemniakach, kucnęła przy kredensie i zaczęła wkładać do środka pojemniki z nielegalnym tytoniem.

      – Co robisz? – zapytała Betty.

      – Pozbywam się zapasów babki. – Fliss zawiązała worek. – Skoro o poranku mają nas przesłuchiwać strażnicy, lepiej, żeby tego tu nie było. Nie ma sensu bardziej się pogrążać.

      – Ale przecież Wywęsz i Zniuchaj już to widzieli i…

      – Nasze słowo przeciwko ich słowu – upierała się Fliss. – Niech Błądka weźmie worek ze sobą i wyrzuci go w jakieś krzaki.

      Spojrzała na dziewczynkę znacząco, a Betty odwróciła się do okna. Nic nie wskazywało na to, by kłęby mgły miały się wkrótce cofnąć. Ze zdenerwowania i strachu rozbolał ją brzuch. Dlaczego strażnicy ryzykowali podróż w taką pogodę? Niepokój, ten okropny niepokój, który nie chciał dać za wygraną, znów tu był, podskubywał jej duszę jak wygłodniała wrona.

      – No dobrze – powiedziała Fliss cicho. – Chyba już pora, żebyśmy się pożegnały, Błądko. Mam nadzieję, że uda ci się dotrzeć bezpiecznie tam, dokąd zmierzasz.

      Błądka podniosła na nią oczy, wielkie i poważne na brudnej, szczuplutkiej twarzyczce. Otworzyła usta, żeby się odezwać, ale w jej słowa wtargnął kolejny hałas.

      Głośne pukanie do drzwi gospody sprawiło, że zastygły w bezruchu.

      – Na litość wron, któż to tym razem? – zdenerwowała się Fliss.

      Betty chwyciła Błądkę za rękę i zaprowadziła ją z powrotem do sypialni, po czym ponownie zamknęła matrioszki, by ukryć dziewczynkę.

      – Nie wychodź stąd – poprosiła ją, odstawiając drewniane laleczki na komodę. – I każ ognikowi schować się w lampce!

      Zbiegła po schodach, z Fliss podążającą tuż za nią.

      – Może strażnicy postanowili jednak odpuścić babce? – zastanawiała się na głos Fliss. Pełna nadziei, trzymała za tę myśl kciuki. – Albo Charlie ich przekonała, że nie jest uciekinierką.

      Betty wolała się nie odzywać, kiedy pędziła do drzwi i odciągała rygiel. W głowie miała mętlik. Bardzo chciała wierzyć siostrze, ale nie pozwalało jej na to wrażenie, że coś jest nie w porządku – i kiedy otwierała drzwi, w głębi duszy już wiedziała, że po ich drugiej stronie nie może czekać nic miłego.

      Na progu stały dwie osoby spowite mgłą. Strażnicy – jednakże nie ci, którzy wyszli zaledwie przed momentem. Betty wstrzymała gwałtownie oddech, gdy w przyćmionym świetle dostrzegła ich twarze. Jednego z nich bowiem rozpoznała, mimo że on nie mógł jej kojarzyć.

      – Proszę wybaczyć, że nachodzimy w środku nocy – odezwał się mężczyzna – ale szukamy zbiegów z Udręki i musimy sprawdzić każde domostwo.

      Fliss zmarszczyła czoło.

      – Ale… przecież przeszukaliście już gospodę.

      Strażnicy wymienili spojrzenia i zmrużyli podejrzliwie oczy.

      – To niemożliwe.

      – Nie panowie, tylko wasi koledzy – wytłumaczyła Fliss. – Inni strażnicy, jeden z nich przedstawił się jako Zniuchaj, a drugi… – Spojrzała na siostrę.

      – Wywęsz – podpowiedziała Betty, wpatrzona jak zaklęta w bruzdę między brwiami mężczyzny, z każdą chwilą coraz głębszą.

      Drugi ze strażników znów spojrzał na pierwszego.

      – Nie znamy nikogo o nazwiskach Wywęsz ani Zniuchaj.

      Rozdział szósty

      Rzut oka przez wiedźmi kamień

bird

      – Byli tu jeszcze kilka minut temu – tłumaczyła głośno Fliss. – Zadawali pytania, grzebali w rzeczach…

      Pierwszy ze strażników przerwał jej urzędowym tonem:

      – Tę stronę Wronoskału przeszukuje tylko nas dwóch. Rozdzieliliśmy się z drugą parą strażników co najmniej godzinę temu. Ktokolwiek was naszedł, nie byli to strażnicy.

      Nie strażnicy? Czyli kto? Wątpliwości sączyły się w umysł Betty niczym bagienne opary. Czuła się zagubiona i przerażona.

      – A-ale przecież mieli mundury! – Warga Fliss zaczęła niebezpiecznie drżeć. – I zabrali naszą najmłodszą siostrę! Nie tylko ją, aresztowali też babkę. To na pewno nieporozumienie, jakiś okropny błąd! – Spojrzała rozpaczliwie na Betty. – Sama im powiedz!

      – Tak, to… nieporozumienie – wychrypiała Betty. Od razu zrozumiała, co oznacza błaganie w oczach Fliss: żeby wydała Błądkę. Tyle że to nie było wcale takie proste. Po pierwsze, zrobienie tego nie zwróci im Charlie. Po drugie, rzuci nowe podejrzenia na rodzinę Wspacznych. – Wzięli naszą siostrę za uciekinierkę, a gdy próbowałyśmy ich powstrzymać, aresztowali babkę i powiedzieli, że zabierają ją na Dziób Szachraja i… – Urwała, bo początkowy szok ustępował przed lodowatym strachem, który rozlewał się po całym jej ciele.

      Kim w takim razie było tych dwóch, którzy zabrali Bunię i Charlie? I czego chcieli od Błądki? Cóż, bez względu na to, jak brzmiały odpowiedzi na te pytania, uprzedzili strażników. W Betty narastała panika, bo w jednej chwili wszystko się zmieniło. Gdzie miały szukać Charlie, skoro nawet nie wiedziały, kto ją zabrał? A przede wszystkim: w jakim celu?

      – Dziwne. Czemu mieliby je pomylić? – zastanawiał się na głos strażnik. – Cóż, chyba sami powinniśmy się tu rozejrzeć – stwierdził w końcu.

      – Chwileczkę! – Fliss zastąpiła mu drogę. – Skoro tamci nie byli prawdziwymi strażnikami, jaką mamy pewność, że w y nimi jesteście?

      Mężczyzna wykrzywił wąskie usta, które Betty dobrze pamiętała z ich poprzedniego spotkania. Był to niski i chudy jak szczapa mężczyzna z rzadkim, obwisłym wąsem, przypominający trochę zagłodzonego szczura – również z charakteru. Błysnął siostrom przed oczami złotą odznaką z wronią stopą, która zalśniła nawet w słabym świetle. Betty przypomniała

Скачать книгу