Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 6

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

za kucyk. – Nie możesz ich używać, gdy tylko najdzie cię ochota na żart. – Pogładziła delikatnie gładkie drewno. – Pamiętaj, że są naszym sekretem… i to wyjątkowym. Najcenniejszą rzeczą, jaką mamy.

      Otrzymała matrioszki na trzynaste urodziny – podarunek przekazywany w rodzinie Wspacznych kolejnym pokoleniom kobiet. Nie była to jednak zwykła zabawka.

      „Nazywam to szczyptą magii”, powiedziała Bunia, a Betty obserwowała, równie podekscytowana, co zdumiona, jak babka uczy ją używać osobliwej mocy laleczek. Wystarczyło, by włożyła jakiś drobny, osobisty przedmiot do drugiej w kolejności matrioszki, by ot tak zniknąć – lub sprawić, żeby zniknął ktoś inny, jeśli schowała rzecz tej osoby do trzeciej z laleczek. W obu przypadkach należało dokładnie je zamknąć, bo wzory na górnych i dolnych połowach musiały idealnie do siebie pasować. W chwili złączenia się połówek największej lalki dana osoba znikała. Aby natomiast odczynić magię, trzeba było przekręcić dookoła największą matrioszkę w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara.

      A teraz Betty otworzyła laleczki i pokręciła głową. W najmniejszej znajdował się pojedynczy wąs.

      – Och, tylko ty mogłaś wpaść na pomysł, żeby ukryć szczura – skomentowała, choć na jej ustach zaigrał uśmieszek. Zmierzwiła Charlie wesoło jej skołtunione włosy.

      Dziewczynka postukała palcem w czubek zadartego nosa i uśmiechnęła się szeroko.

      – Muszę uważać, żeby nie wypatrzyła go babcia – wyjaśniła.

      – A nie mogłabyś przy okazji schować go też przede mną? – burknęła Fliss.

      – Schować kogo? – rozległ się dudniący głos, aż wszystkie trzy podskoczyły.

      Betty instynktownie zamknęła matrioszki, dzięki czemu gryzoń w rękach Charlie rozpłynął się w powietrzu. Trzymała lalki za plecami, gdy do pokoju wsunął głowę ich ojciec.

      – Nikogo! – zawołały chórem trzy siostry.

      Barney Wspaczny wyszczerzył się radośnie. Policzki miał okrągłe i rumiane jak babka, a czuprynę jak Charlie – potarganą i splątaną niczym ptasie gniazdo.

      – Przez chwilę myślałem, że Fliss ukryła gdzieś kolejnego amanta – zażartował.

      Fliss zarumieniła się i zamachnęła na ojca ręcznikiem.

      – Wychodzisz? – zapytała Betty, bo zauważyła, że tato ma na sobie płaszcz.

      Kiwnął głową i podrapał się po szczeciniastym podbródku.

      – Muszę złapać ostatni prom do Grzęzistopia. Rano będą tam licytować bar, może uda mi się zainteresować kogoś naszą gospodą. Powinienem wrócić jeszcze przed podwieczorkiem. – Pociągnął Charlie za nos. – Pod warunkiem że wszystkiego nie zjesz!

      Swobodny ton ojca rozwiał część obaw Betty. Jeśli istniała na świecie choć jedna osoba zdolna słodkimi słówkami zmiękczyć potencjalnego kupca, to był nią Barney Wspaczny. Z jakiegoś powodu ludzie łatwo ulegali jego urokowi – który odziedziczyła po nim Fliss, wraz ze skłonnością do paplania rzeczy, które czasem lepiej przemilczeć.

      Dał każdej z córek po jednym kłującym całusie, po czym ruszył trzeszczącymi schodami na dół. Betty patrzyła z okna, jak zmierza przez skwer Gniazdokątka w gęstą mgłę, niosąc ze sobą wszystkie ich nadzieje.

      Jakiś czas później Betty poderwała się gwałtownie na łóżku, zbudzona przez podzwaniającą szybę. Omiótł ją wilgotny przeciąg. Sen mocno trzymał ją w swych objęciach, więc odruchowo naciągnęła kołdrę na głowę, ale coś kazało jej otworzyć oczy.

      W pokoju było cicho. Zbyt cicho. Betty odwróciła się i zmrużyła nieprzytomnie powieki. Charlie zwykle hałasowała nocą, pochrapując i świszcząc, a tymczasem Betty nie słyszała niczego prócz szumu własnego oddechu. Zamrugała, by odpędzić reszki snu.

      Po stronie Charlie leżała wyłącznie zmięta pościel. Dziewczynka zniknęła.

      Betty usiadła, nasłuchując. Może jej młodsza siostra postanowiła przypuścić szturm do spiżarni, co czasem się jej zdarzało? Wiedziała, że nie wolno jej podjadać w nocy, ale jej żołądek bez dna miewał w tej kwestii inne zdanie. Ostatnio spałaszowała pół bochenka chleba odłożonego na śniadanie. Babcia porządnie się wściekła i zagroziła, że za karę każe jej posprzątać zagracony schowek w korytarzu.

      Niech ona zajmie się tym rano, pomyślała Betty i ziewnęła. Mimo to usiadła i wytężyła słuch, czekając, aż z kuchni doleci jakiś charakterystyczny dźwięk, który zdradzi jej siostrę, brzęk naczyń albo tupot kroków. Nic z tego – wciąż cisza jak makiem zasiał. Ponieważ ciekawość nie dawała Betty spokoju, wyśliznęła się z łóżka i wsunęła stopy w buty.

      Po drugiej stronie pokoju spała bezgłośnie Fliss. Wyglądała niemal jak skrzydlata wróżka o krótkich ciemnych włosach sterczących kępkami wokół owalnej twarzy. Nawet we śnie jej starsza siostra była zdecydowanie zbyt wytworna, żeby pozwolić sobie na choćby ciche chrapnięcie.

      Narzuciwszy szal na ramiona, Betty wykradła się na korytarz i zamarła. Babka świszczała w swojej sypialni jak stara lokomotywa. Betty obejrzała się w stronę kuchni. Cisza i ciemność.

      Odwróciła się więc w przeciwnym kierunku i ruszyła schodami na parter. Z każdym jej krokiem woń piwa i babcinej fajki stawała się wyraźniejsza. Pchnęła drzwi i zamarła. Wisząca na nadprożu podkowa była przekrzywiona. Jak do tego doszło? Przecież Bunia Wspaczna poprawiała ją kilka razy dziennie, tak bardzo się bała, że opuści ich szczęście. Betty naprostowała ją szybko, ale zaraz potem upomniała cicho samą siebie. Podkowy, wrony… jeszcze trochę i sama zamieni się w babkę! Mimo to uporczywy niepokój powrócił.

      Rozejrzała się po pustych krzesłach i stolikach. Powietrze było ciepłe od resztek żaru promieniującego z kominka. Wciąż ani widu Charlie.

      Przyśpieszył jej puls. Spokojnie, Betty, sześciolatki nie przepadają bez śladu z domu, a już na pewno nie takie hałaśliwe jak Charlie Wspaczna.

      Może przyśnił jej się jakiś koszmar i wpełzła do łóżka babci? Betty uznała, że warto przynajmniej to sprawdzić. Zawróciła i już miała ruszyć na górę, ale raptem potknęła się o coś ciepłego i posykującego.

      – Oj! – burknęła, po części z irytacji, a po części dlatego, że tak miało na imię owo „coś”.

      Kot zgromił ją spojrzeniem i podreptał do tylnych drzwi gospody. Zaczął drapać pazurami o drewno, miaucząc cicho.

      – Nie jestem twoją służącą – fuknęła Betty, kiedy jednak Oj skierował na nią złośliwe żółte oczyska, zrozumiała, że to nieprawda. Cena za niewypuszczenie kota na dwór była mokra i śmierdząca, a to zazwyczaj Betty musiała o poranku łapać za szmatę. – Przeklęte kocisko… – Włożyła klucz do zamka, by z zaskoczeniem zdać sobie sprawę, że zamek był otwarty. – Nie, to przecież niemożliwe, żeby…

      Kiedy pchnęła drzwi, jej nagie kostki omiótł zimny podmuch wiatru. Wyszła na podwórze, a Oj czmychnął między jej nogami. Na niebie lśniła rozmazana

Скачать книгу