Odrobina czarów. Michelle Harrison

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odrobina czarów - Michelle Harrison страница 5

Odrobina czarów - Michelle  Harrison

Скачать книгу

powiedzieć, Charlie podwędziła dwa największe pierniczki.

      – Jeden dla mnie, drugi dla Hopsasy.

      – A ty znowu o tym szczurze? – Babka zdecydowanym ruchem zasłoniła usta. – Och, słońce! Skoro już musisz mieć zmyślone zwierzątko, niech to będzie coś miłego.

      – Kiedy szczury są bardzo miłe – przekonywała dziewczynka. – Zresztą nie masz się czego bać, babciu, bo trzymam go bezpiecznie w kieszeni.

      – Tylko go stamtąd nie wypuszczaj, dobrze?

      Betty znużyły rozmowy o wyimaginowanych gryzoniach. Upewniwszy się, że Fliss nie patrzy, cisnęła przypalonego pierniczka do kominka. Jeszcze raz podeszła do okna, by wyjrzeć na zmierzchający skwer zza wiązki zasuszonych gałązek jarzębiny i innych amuletów babci. Z mokradeł nadciągały wieczorne mgły i niepokój Betty znów się nasilał. Zawsze drwiła z przesądów babki, choć nie dało się zaprzeczyć, że rodzinę Wspacznych prześladował wyjątkowy pech. Nic nie wskazywało na to, żeby miała prędko się od niego uwolnić – tak samo zresztą jak od tego przeklętego miejsca…

      Z szarych oparów wyłoniła się postać. Strażnik więzienny – szedł przez skwer, pukając od drzwi do drzwi. Betty wiedziała, że już niebawem zjawią się kolejni. Będą szukać, będą węszyć i nie spoczną, póki nie wytropią uciekiniera. Oczywiście nie ominą Kieszeni Kłusownika; jak zawsze przyjdą tutaj, by zadawać pytania i rzucać podejrzenia.

      Kątem oka dostrzegła inny ruch. W cieniu rozłożystego dębu stały dwie postacie, przyglądające się z daleka gospodzie. Betty mogłaby przysiąc, że to mężczyźni, mimo iż nie widziała wyraźnie ich twarzy. Och, czyżby to właśnie na nich czekali? Dwaj bracia i potencjalni kupcy, jak utrzymywała babka. Gestykulowali energicznie, jakby się sprzeczali.

      Jeden z nich machnął niecierpliwie ręką i ruszył do gospody. Wtedy ten drugi pokręcił głową i wskazał na budynek, a potem na strażnika chodzącego po domach. Serce zamarło Betty w piersi, gdy dostrzegła, że odwracają się w stronę przystani, po czym ruszają, stawiając kroki do rytmu uderzeń więziennego dzwonu. Wyobraziła sobie, jak mogłaby brzmieć ich wymiana zdań: „Nie warto, strata czasu… Co za paskudna rudera! Na pewno znajdziemy coś lepszego”.

      Gdy oczy zapiekły ją od dymu i rozczarowania, odsunęła się od okna. Babka ma rację, pomyślała. Pora przestać się łudzić, że prędko sprzedadzą gospodę.

      Swoją drogą babka nie była wcale nieomylna. Bo goście nadchodzili – tylko nie tacy, jakich oczekiwali.

      Rozdział drugi

      Znak wrony

bird

      W drzwiach pokoju stanęła Fliss.

      – Charlie! – wykrzyknęła. – Dlaczego moje łóżko jest całe w okruszkach?

      – Bo nie mogłam usiąść na swoim. – Charlie wytarła rękawem masło z podbródka i wskazała na łóżko, które dzieliła z drugą siostrą. – Betty całe zajęła. Jak zwykle!

      Fliss weszła do środka, wycierając ręcznikiem krótkie ciemne włosy. Podążały za nią gorąca para i zapach płatków róż. Strzepnęła okruszki z pościeli, po czym stanęła przed lustrem i zaczęła się czesać, wzdychając błogo pod nosem.

      Betty uniosła głowę znad rozłożonych map.

      – Przynajmniej jedna z nas jest zadowolona z nowej zasady babki dotyczącej dwóch kąpieli w tygodniu…

      Był już wieczór; ciemność napierała na nieszczelne okna, a z dołu dolatywały pomruki Buni Wspacznej, która przygotowywała się do zamknięcia Kieszeni Kłusownika.

      Nieco wcześniej, kiedy do drzwi gospody załomotali pałkami strażnicy i zaczęli wyszczekiwać pytania, w gospodzie zapadła ponura cisza, przez co więzienny dzwon zdawał się bić jeszcze donośniej. „Dwóch uciekinierów”, powiedzieli, a wśród gości podniosły się szepty. „Jednego morze wyrzuciło na brzeg – prawie się utopił i pewnie nie dożyje świtu. Ale drugi wciąż jest na wolności”. Dopiero godzinę po ich wyjściu dzwon w końcu zamilkł.

      Betty spodziewała się, że jej ulży, musiało to bowiem oznaczać, że zbieg został odnaleziony. Mimo to dręczący ją od wielu godzin niepokój nie ustępował. Tłumaczyła sobie, że to pewnie przez groźną obecność strażników. Poprzednio zjawili się w Kieszeni Kłusownika przed kilkoma miesiącami, żeby wypytywać o dwóch pracowników więzienia, którzy przepadli bez wieści – i wtedy też w miasteczku zapanowała nerwowość.

      – Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie sprzedamy to miejsce – powiedziała teraz Charlie, przywołując Betty z powrotem do rzeczywistości. – Mam już po dziurki w nosie tego strojenia się i mycia… Jedna kąpiel w tygodniu to aż nadto!

      – Brudaska – mruknęła Betty, choć w głębi duszy zgadzała się z młodszą siostrą. Nie żeby miała coś przeciwko kąpielom – gdyby tylko od wody nie kręciły jej się włosy…

      – Czego tym razem szukasz? – Charlie przycupnęła obok niej na krawędzi łóżka.

      – Miejsc – odparła wymijająco Betty. Na krótką chwilę zapomniała o zmartwieniach i opanowała ją ekscytacja, jak za każdym razem, gdy oglądała mapy. Tyle fantastycznych nazw, tyle rzeczy do zobaczenia… Cały wielki świat czekający na odkrycie! Ciekawe, dokąd się ostatecznie udamy?

      – Co powiecie o tym? Gładziska Wielkie. Brzmi ekscytująco! Patrz, jest tam las, są ruiny jakiegoś zamku…

      Fliss parsknęła.

      – Nie da się ocenić miejsca po nazwie!

      – Z Wronoskałem się da – zripostowała Betty. – Brzmi ponuro i właśnie taki jest.

      – A to tutaj? – Lepki palec Charlie zawisł groźnie nad powierzchnią mapy. – Tuż przy plaży. Li… Li…

      – Liche Rydze – dokończyła za nią Betty. – To by nawet pasowało, w końcu babka zawsze powtarza, że lepszy rydz niż nic. – Odepchnęła dłoń Charlie. – Znów podjadałaś dżem lawendowy, nienasycona bestio?

      – No – odparła z rozbrajającą szczerością dziewczynka i oblizała palce.

      Podeszła do komody, żeby wyjąć zestaw malowanych matrioszek, po czym zaczęła przy nich gmerać.

      – Nawet o tym nie myśl! – krzyknęła na ten widok Betty, ale się spóźniła.

      Spoglądając na Fliss z szelmowskim błyskiem w oku, Charlie szybkim ruchem przekręciła połówki największej lalki o trzysta sześćdziesiąt stopni.

      Najstarsza z sióstr, która właśnie skrapiała sobie nadgarstki domowymi perfumami, pisnęła przerażona, bo zupełnie znikąd pojawił się przed nią szczur o trzech łapkach.

      – Charlie! – wybuchła. Buteleczka wypadła jej z palców i po podłodze rozlała się cała jej zawartość. – Och, ty i ten twój przeklęty szczur… Nigdy więcej tego nie rób!

      Charlie

Скачать книгу