Wyznanie. Jessie Burton
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wyznanie - Jessie Burton страница 3
Wpatrywały się w siebie przez chwilę.
– Czy mogę pani w czymś pomóc? – zapytała w końcu Elise.
*
Szybko znalazły jakiś tani bar, otwarty do późna, ale nie zamówiły nic do jedzenia. „Connie”, przedstawiła się nieznajoma; „Elise Morceau”, odpowiedziała Elise. Siedziały po przeciwnych stronach stołu z kubkami parującej herbaty, rozgrzewając skostniałe palce na taniej porcelanie. Kobieta przyglądała się Elise, jakby ta była istotą ze snu.
– Zwykle tego nie robię – oznajmiła szczerze. – A ty?
– Nic się nie stało – zapewniła ją Elise, a następnie dla pewności spytała: – To znaczy, czego nie robisz?
Connie uniosła wzrok znad herbaty.
– No wiesz… Tego. Nie zaczepiam ludzi na ulicy. I nie wałęsam się z nimi po mieście.
– Ja chyba też nie. – Elise zauważyła, że Connie bardzo stara się ukryć palącą ciekawość. – Raczej mi się to nie zdarza – dodała, a Connie wyraźnie się rozluźniła.
Rozmawiały przez chwilę o tym, gdzie mieszkają – Connie nieopodal, Elise w Brixton.
– Zawsze tam żyłaś? Po południowej stronie rzeki? – dociekała Connie.
– Tak.
– Urodziłaś się tam?
Elise przyglądała się jej zaintrygowana.
– Aha.
– Ile masz lat?
– Dwadzieścia osiem.
Connie zmarszczyła brwi.
– Nie wierzę ci. Ile masz tak naprawdę?
– A ty?
– Trzydzieści sześć. To mój prawdziwy wiek, a Connie to prawdziwe imię.
– Ja mam dwadzieścia lat. I jestem Elise.
– Pracujesz w Londynie?
Elise pokiwała głową.
– W Sadzonce, kawiarni w Pimlico. Dorabiam też jako bileterka w National Theatre i pozuję do aktów w Royal College of Arts.
– Zróżnicowane portfolio – skomentowała Connie.
– A ty? Robisz w centrum? – zapytała Elise, a kobieta wyprostowała się, jakby uznała ten osobliwy dobór słów za drwinę.
– Pracuję w domu. Jestem pisarką.
– Co piszesz?
– Opowieści.
– W porządku, ale jakie?
– Cholernie dobre! – Connie parsknęła głośnym śmiechem.
– Jesteś tego pewna? – zapytała Elise.
– Czasami.
– To znaczy, że znajdę cię w bibliotece?
– W bibliotece, w księgarniach…
– Fajnie – stwierdziła Elise.
Connie wbiła wzrok w kubek z herbatą.
– No. Chyba całkiem fajnie. – Uniosła głowę. – Słuchaj, dasz się zaprosić na kolację?
*
W następny piątek, dzień przed sobotnią kolacją, Elise wstąpiła do biblioteki w Brixton i odnalazła regał z literą „H” w dziale literatury pięknej. Szybko natrafiła na właściwą pozycję: Woskowe serce, powieść wydaną w poprzednim roku. Tak jak wiele osób przed nią, Elise ściągnęła ją z półki. „Książka, o której wszyscy mówią”, głosił slogan reklamowy na tylnej stronie okładki.
Kiedy John wrócił tego wieczoru z pracy, Elise opowiedziała mu o spotkaniu z Constance Holden, autorką Woskowego serca. Pominęła jedynie tę część o Hampstead Heath, nie chciała bowiem wyjść na dziewczynę, która daje się poderwać w parku. O nie, ona poznaje ludzi na wytwornych wieczorkach towarzyskich, na których bywają sławni pisarze. John wysłuchał jej opowieści z umiarkowanym entuzjazmem – Constance Holden nie pisała książek sensacyjnych, takich z tłoczonymi literami na okładce i obowiązkową ilustracją przedstawiającą człowieka uciekającego z płonącego budynku. Nie uczył się też o niej w szkole, co oznaczało, że w gruncie rzeczy nigdy o niej nie słyszał.
Elise przeczytała całą powieść w ciągu jednej nocy. Była emocjonująca i okrutna, pełna pasji i zdań, które aż prosiły się o to, żeby je podkreślać. Początkowo Elise sympatyzowała z główną bohaterką, ale w trakcie lektury stopniowo przechodziła na stronę bohatera. Biedna Beatrice – myślała – zdruzgotana dziwaczka, żyjąca z mężem, który wodził ją za nos. Frederick potrafił być jednak taki uwodzicielski i rozsądny. Beatrice kochała się w mężczyźnie, który ściągał na nią zagrożenie, ale przynajmniej się kochała, przynajmniej miała miłość. Czy zdoła uciec? I co się stanie z jej córką, Gaby? Jak to na nią wpłynie? Elise musiała przyznać, że była to naprawdę frapująca, brutalna i odkrywcza lektura, rodzaj antyromansu ociekającego uczuciowością.
Później, leżąc w łóżku i opierając na piersi książkę Connie, o grzbiecie lekko już popękanym pod biblioteczną plastikową obwolutą, rozmyślała o miłości. Miłość… Właściwie jakie to uczucie? Elise uważała, że przez całe życie stąpa ostrożnie po krawędzi wulkanicznego krateru, którego głębi nie jest w stanie zmierzyć, a jednak przeczuwała, że drzemie w nim coś potężnego, coś, czego nigdy wcześniej nie widziała. Tam w dole, w nieprzeniknionych ciemnościach, kryło się wiele szczęśliwych dusz – ale także mnóstwo martwych ciał.
*
Na kolację – a w zasadzie pierwszą randkę – poszły do Mariposy, restauracji na Dean Street w Soho. Lokal wybrała Connie: zacienione loże, mosiężne lampy i kanapy z wytartego aksamitu o trudnym do określenia odcieniu czerwieni. Kiedy Elise zeszła po schodach, otworzyło się przed nią przestronne piwniczne pomieszczenie, zadymione i wypełnione szmerem rozmów. Kobiety o mocno umalowanych oczach, ubrane w aksamitne suknie z poduszkami na ramionach, ocierały się o zmęczonych chłopców i mężczyzn z City w modnych kapeluszach, spod których wylewały się długie włosy. Dżins, skóra, nikotyna i pieniądze – Elise czuła je na języku jak posmak żywiołów.
Connie już na nią czekała, zdążyła zamówić butelkę czerwonego wina. Wyszła z cienia, żeby się przywitać, a Elise zaskoczył jej wytworny strój. Connie wyglądała zniewalająco w prostej czarnej sukience koktajlowej, ze złotym łańcuszkiem i rudymi włosami zmierzwionymi z perfekcyjną dozą nonszalancji. Elise poczuła przypływ zazdrości – ona też chciałaby mieć trzydzieści sześć lat, własny dom i kilka bestsellerów na koncie. Znać miejsca w Soho, w których