Wyrosnąć z DDA. Robert J. Ackerman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wyrosnąć z DDA - Robert J. Ackerman страница 9
Moje życie jako córki alkoholika było jednym wielkim sekretem. Tego, co regularnie działo się w moim domu – kompletnego chaosu – nigdy nie ujawniałam przed kolegami ani nauczycielami. Prowadziłam podwójne życie. W domu byłam żołnierzem na wojnie. W szkole byłam małą, psotną dziewczynką, kupującą sobie czas w bezpiecznej przystani, w której nikt mnie nie pytał, co dzieje się w domu. W miarę trwania wojny czułam jednak narastającą potrzebę, żeby moi nauczyciele trochę bardziej się mną zainteresowali. Stopnie miałam dobre, ale w klasie trudno było nade mną zapanować. Wiele popołudni przesiedziałam w szatni albo na pustych korytarzach, zastanawiając się, co będzie się tego wieczoru działo między rodzicami. Czy Tata znowu wróci do domu pijany? Czy matka go zaczepi i rozpęta awanturę? Po czyjej stronie stanę? Życie było bardzo skomplikowane. Ani przez chwilę go nie rozumiałam. Wydawało się, że układa mi się tylko z tatą. Dlaczego nie czułam się bezpiecznie przy matce? Miałam wrażenie, że matka i obaj bracia mnie nie znosili. Tata stworzył mi dzieciństwo złożone z narciarstwa, softballu, łażenia po górach, wypadów na plażę, obozów koszykarskich, długich przejażdżek w kabriolecie, oglądania przedstawień i wyjść do restauracji. Gdy we dwójkę wychodziliśmy z domu, wszystkie zgliszcza domowych wojen zostawały za nami. Matka szalała z zazdrości, kiedy widziała, jak każdego dnia wychodzimy; mój ojciec nigdy nie obdarzał jej pozytywną uwagą – nie było przytulania czy całusów, żadnej czułości ani miłości. Tylko niedotrzymane obietnice i fizyczny ból.
Bracia mieli poczucie, że ojciec ich porzucił, więc nie byłam ich ulubioną siostrzyczką. Gdy nie byłam z ojcem albo w szkole, stawałam się celem docinków i odreagowywania złości. Matka widziała siniaki i zadrapania na moim ciele, ale chyba uważała, że sobie na nie zasłużyłam. Kiedy w trakcie rytualnego bicia brat złamał mi rękę, nawrzeszczała tylko na mnie i jeszcze przez parę godzin zwlekała z zabraniem mnie do szpitala.
W wieku jakichś siedmiu lat nauczyłam się być twardą chłopczycą po to, żeby się bronić. Poza tym miałam w głowie swoją wymarzoną rodzinę, której wizję hołubiłam przez lata. Ta rodzina zachęcała mnie do śpiewania piosenek z musicalu Annie (miałam jasnorude włosy) w ogródku przed domem w nadziei, że zostanę „odkryta” i zagram w filmie. Chciałam także dostać się do olimpijskiej drużyny narciarskiej i pojechać na igrzyska, więc członkowie mojej wymarzonej rodziny gorąco kibicowali mi na wszystkich zawodach alpejskich, w których startowałam, bez względu na to, czy wygrywałam czy nie. Ten świat wyobraźni pomagał mi się odcinać i utrzymać przy życiu dzięki zachowaniu tajemnicy.
Moi rodzice w końcu się rozwiedli. Miałam dziewięć lat i bez żadnego wyjaśnienia oprócz: „Nie chciał cię” zamieszkałam sama z matką i braćmi. Wojny toczyły się dalej, ale nie było już taty, który by mnie bronił. Moje zachowanie w szkole pogorszyło się i nauczyciele wreszcie zaczęli przyglądać się mojej sytuacji domowej. Ale nie znaleźli tam wiele ponad zwykły smutek po rozwodzie; współczuli mojej matce. Ogromnie chciałam powiedzieć im prawdę o swojej rodzinie, ale zachowywałam lojalność, tak jak mnie nauczono. W końcu dzieciństwo dobiegło kresu.
Wyrastając w domu pełnym przemocy, nie masz poczucia bezpieczeństwa. Kiedy wybuchała kłótnia lub bójka, wspinałam się na wielkie drzewo przed naszym domem, żeby od wszystkich uciec. Zwykle nikt za mną nie szedł, więc mogłam sobie w spokoju popłakać, jeśli tego potrzebowałam. Siedziałam oparta o konary przez kilka godzin, licząc przejeżdżające samochody, śpiewając sobie piosenki, strugając gałązki scyzorykiem, aż wychodziła matka i krzyczała na mnie, żebym „w tej chwili wracała”. Czasem wracałam, a czasem nie. Tę decyzję podejmował zwykle za mnie ton jej głosu.
Pomimo problemów rodzinnych i mojego kiepskiego zachowania w szkole ogrom odporności, jaką wykazywałam na co dzień, był godny podziwu. Dostawałam dobre stopnie. W każdym sezonie odnosiłam sukcesy sportowe i należałam do kilku klubów. Weekendy i wakacje spędzałam z kolegami, którzy mieli różne ambicje. Rzecz jasna eksperymentowaliśmy z narkotykami i alkoholem, ale mieliśmy dość szczęścia, by nie wpakować się w żadne kłopoty w latach, w których się to działo. Upuszczałam z siebie parę, ale bez wyjawiania rodzinnych tajemnic, więc moi koledzy nie mieli pojęcia, że mój tata jest chronicznym alkoholikiem.
Nie wiedzieli też o konfliktach, jakie miałam z moją współuzależnioną matką. Lubili ją, bo wydawała się im „fajna”. Rzeczywiście umiała przy nich dobrze grać. Obie strzegłyśmy naszego sekretu. Dlatego patrząc na siebie z perspektywy mojego nauczyciela czy trenera, widziałabym życie Shelley jako stosunkowo ustabilizowane. W rzeczywistości jednak czułam się tak, jakbym z największym trudem utrzymywała głowę nad powierzchnią wody. Ciężko pracowałam na wszystkie swoje sukcesy, by zasłużyć sobie na uwagę rodziców; wszystkie zwycięstwa odnosiłam dla nich. Jednak gdy pojechałam na studia i się usamodzielniłam, dość szybko straciłam kontrolę.
Po ukończeniu szkoły średniej nie zostałam od razu przyjęta na uczelnię. Dlaczego? Bo na żadną nie aplikowałam. Rodzice nie odkładali nic na moją wyższą edukację. Ponadto z ledwością zaliczyłam ostatni rok szkoły. Nie wiedziałam, jak odbyć żałobę po niedawnej śmierci ojca i starszego brata. Ukrywałam swój ból i „trzymałam się” dla matki. Taka zasada panowała w naszym domu. Przypominam sobie ten rok i czuję wielki gniew na swoją rodzinę i nauczycieli za to, że nie zajęli się mną lepiej. Dlaczego nie zdawali sobie sprawy, że gram wyznaczoną mi rolę w horrorze reżyserowanym przez Boga i moją matkę? Miałam głęboką depresję, ale nikt nie wydawał się tym specjalnie przejęty. Wszystkie oczy były zwrócone na moją matkę – liczyło się to, jak ona radzi sobie po stracie syna. Rozumiałam to. Rodzice rozwiedli się lata przed śmiercią ojca, więc nie była tak przygnębiona z powodu jego odejścia. Byłam zaprzątnięta przede wszystkim nią, bo nie wierzyłam, że potrafi zadbać o siebie. Poza tym nie chciałam jej stracić. Znaczną część swojej młodości w tamtym roku poświęciłam na troszczenie się o matkę, nie o siebie. Trzeba było, żebym wtedy, 1981 roku, przeczytała Wyrosnąć z DDA. Dziękuję, że napisał Pan tę książkę.
Z poważaniem
Shelley
Dzień dobry!
Kilka tygodni temu byłam na jednym z Pańskich warsztatów. Zawsze rozbudza Pan we mnie multum emocji. Przetwarzam je potem przez wiele dni.
Jestem dorosłą córką ojca alkoholika. Poza tym doświadczyłam kazirodztwa oraz leczę się z alkoholizmu, współuzależnienia, narkomanii, seksoholizmu i pracoholizmu. Mam za sobą trzy małżeństwa oraz dwa długotrwałe związki z mężczyznami – wszystkie chorobliwe. W wieku trzydziestu siedmiu lat jestem matką dwojga dzieci i pracuję w opiece społecznej, zajmując się osobami niepełnosprawnymi.
Powiedziawszy to wszystko, za najsmutniejsze w sobie uznaję swoje poczucie winy, które wciąż się we mnie odzywa, jeżeli poświęcam sobie czas, oraz niemal kompulsywne odczuwanie, że muszę nad sobą pracować. Boże, jak ja potrzebuję odpocząć!
Jeśli Pan zechce, z radością bym z Panem korespondowała. Zawsze uwielbiałam Pana działania i nie znosiłam ich. Proszę przyjąć to w duchu, w jakim to piszę – z humorem.
Z poważaniem
Kelly
Szanowny Panie Doktorze!
Mam