Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 13

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

i nie można było na niego liczyć, ale do pewnego stopnia troszczył się o syna. Jako nastolatek George długo żywił gniew wobec ojca, lecz w końcu pogodził się z sytuacją i zaakceptował go takim, jaki był. Uznał, że lepiej jest mieć ojca połowicznie niż nie mieć go wcale.

      – George – odezwał się cicho Greg. – Martwię się.

      – Nie tylko ty, mama także.

      – Co powiedziała?

      – Uważa, że rasiści z Południa wszystkich nas zabiją.

      – Nie sądzę, by do tego doszło, ale możesz stracić posadę.

      – Czy pan Renshaw coś o tym wspomniał?

      – Cholera, nie, jeszcze nic nie wie. Ale szybko się dowie, jeśli cię aresztują.

      Renshaw pochodził z Buffalo i był przyjacielem Grega z dzieciństwa, a obecnie starszym wspólnikiem w prestiżowej kancelarii prawniczej Fawcett Renshaw. Latem zeszłego roku Greg wystarał się dla syna o wakacyjną pracę biurową w firmie i zgodnie z ich nadziejami, staż zaowocował propozycją pełnego etatu po ukończeniu studiów. To było jak wygrana na loterii, gdyż George miał zostać pierwszym Murzynem, który otrzyma w kancelarii pracę inną niż sprzątanie.

      – Rajd Wolności to nie jest łamanie prawa, nie jesteśmy wichrzycielami – tłumaczył poirytowany George. – Działamy na rzecz egzekwowania tego, co zapisano w konstytucji, przestępcami są oni, zwolennicy segregacji. Adwokat taki jak Renshaw powinien to rozumieć.

      – I rozumie, mimo to nie może zatrudnić kogoś, kto miał utarczki z policją. Wierz mi, gdybyś był biały, sytuacja wyglądałaby tak samo.

      – Ale prawo jest po naszej stronie!

      – Życie bywa niesprawiedliwe, twoje studenckie czasy dobiegły końca: witaj w prawdziwym świecie.

      – Przygotujcie bilety i sprawdźcie bagaże! – zawołał szef grupy.

      George wstał.

      – Chyba ci tego nie wyperswaduję, prawda? – spytał Greg.

      Miał tak smutną minę, że George zapragnął ulec jego namowom, nie mógł jednak tego zrobić.

      – Nie, już postanowiłem.

      – A więc proszę cię, żebyś zachował ostrożność.

      George’a ogarnęło wzruszenie.

      – Szczęściarz ze mnie, bo mam ludzi, którzy się o mnie martwią – rzekł. – Wiem o tym.

      Greg uścisnął go za ramię i wyszedł niepostrzeżenie.

      Jego syn ustawił się w kolejce i kupił bilet do Nowego Orleanu. Podszedł do granatowo-szarego autobusu i podał bagaż, który został umieszczony w luku. Na boku pojazdu namalowany był duży chart oraz hasło reklamowe: Jak dobrze jest rozsiąść się w autobusie… A my nim pokierujemy. George wsiadł.

      Szef rajdu skierował go do miejsca w przedniej części. Pozostali mieli dobrać się tak, by biali siedzieli obok czarnych. Kierowca nie zwrócił uwagi na grupę, zwykli pasażerowie okazali niewielkie zainteresowanie. George otworzył książkę, którą dostał od matki, i przeczytał pierwszą linijkę.

      Po chwili lider skierował do George’a jedną z kobiet. Zadowolony George powitał ją skinieniem głowy. Spotkali się kilkakrotnie i polubił ją. Nazywała się Maria Summers i była ubrana w skromną jasnoszarą sukienkę z bawełny z dekoltem pod szyję. Miała skórę w głębokim ciemnym odcieniu, podobną do skóry matki George’a, ładny płaski nosek i usta, które nasuwały myśl o pocałunku. Wiedział, że studiuje na wydziale prawa w Chicago i tak samo jak on jest na ostatnim roku, prawdopodobnie byli więc rówieśnikami. Domyślał się, że jest nie tylko inteligentna, ale także zdeterminowana, inaczej nie dostałaby się na uczelnię, ponieważ przeciwko niej przemawiały zarówno kolor skóry, jak i płeć.

      George zamknął książkę, gdy kierowca uruchomił silnik i autobus ruszył z miejsca. Maria spojrzała na okładkę.

      – Zabić drozda. Latem ubiegłego roku byłam w Montgomery w Alabamie.

      Montgomery było stolicą stanu.

      – Co tam porabiałaś? – zainteresował się George.

      – Ojciec jest adwokatem, jego klient pozwał władze stanowe. W wakacje pomagałam tacie w pracy.

      – Wygraliście sprawę?

      – Nie. Ale zdaje się, że przeszkadzam ci w lekturze.

      – Chyba żartujesz. Poczytać mogę zawsze, a nieczęsto zdarza się, żeby taka ładna dziewczyna usiadła obok faceta.

      – Ojej. Ostrzegano mnie, że umiesz słodko gadać.

      – Zdradzę ci mój sekret, jeśli chcesz.

      – No, słucham.

      – Jestem szczery.

      Roześmiała się.

      – Tylko tego nie rozpowiadaj – poprosił George. – Zrujnowałabyś mi opinię.

      Autobus przejechał nad Potomakiem i znalazł się w Wirginii na drodze numer jeden.

      – Jesteś teraz na Południu – oznajmiła Maria. – Masz już stracha?

      – No jasne.

      – Ja też.

      Trasa wiodła prosto jak strzelił przez ciągnący się na wiele kilometrów las o barwie wiosennej zieleni. Mijali miasteczka, w których mężczyźni nie mieli nic lepszego do roboty, toteż zatrzymywali się, by popatrzeć na sunący autobus. George rzadko wyglądał przez okno. Dowiedział się, że Maria wychowała się w bardzo religijnej rodzinie; jej dziadek był kaznodzieją. On zaś zdradził, że do kościoła chodzi głównie po to, by sprawić przyjemność matce; wtedy Maria wyznała, że z nią jest tak samo. Przegadali całą drogę do Fredericksburga, czyli osiemdziesiąt kilometrów.

      Uczestnicy rajdu zamilkli, gdy autobus wjechał do małego historycznego miasteczka, w którym wciąż utrzymywała się supremacja białych. Dworzec linii Greyhound znajdował się między dwoma kościołami z czerwonej cegły i z białymi drzwiami. Wiara chrześcijańska na Południu niekoniecznie stanowiła dobry sygnał. Autobus zatrzymał się i George ze zdziwieniem zobaczył, że na drzwiach poczekalni nie wiszą tabliczki z napisami Tylko dla białych i Tylko dla kolorowych.

      Pasażerowie wysiedli z autobusu i stali, mrużąc oczy w słońcu. George przyjrzał się drzwiom dokładniej i zauważył jaśniejsze plamy: zapewne tabliczki segregacyjne zostały zdjęte całkiem niedawno.

      Aktywiści i tak postanowili zrealizować plan. Biały uczestnik rajdu wszedł do brudnej toalety na tyłach, najwyraźniej przeznaczonej dla Murzynów. Nic mu się nie stało, lecz to była łatwiejsza część zadania. George zgłosił się na ochotnika, by rzucić wyzwanie regulaminowi

Скачать книгу