Krawędź wieczności. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 14
Czekała na niego reszta aktywistów. Wzruszył ramionami.
– Nic się nie stało. Nikt mnie nie zatrzymywał, nikt nic nie mówił.
– Poprosiłam o colę przy ladzie i kelnerka mnie obsłużyła – oznajmiła Maria. – Wydaje mi się, że ktoś podjął tutaj decyzję, by unikać kłopotów.
– Czy tak pozostanie aż do samego Nowego Orleanu? – zastanawiał się głośno George. – Będą się zachowywali tak, jakby nic się nie stało? A później, kiedy odjedziemy, znowu narzucą segregację? W ten sposób stracimy grunt pod nogami!
– Nie martw się – odparła Maria. – Poznałam tych, którzy rządzą w Alabamie. Uwierz mi, nie są tacy bystrzy.
ROZDZIAŁ 3
Walli Franck grał na fortepianie w pokoju na górze. Ojciec Wallego dbał o to, żeby pełnowymiarowy instrument Steinwaya był nastrojony, tak by babcia Maud mogła go używać. Walli usiłował sobie przypomnieć akordy piosenki Elvisa Presleya A Mess of Blues. Były w tonacji C, co ułatwiało sprawę.
Babcia czytała nekrologi w „Berliner Zeitung”. Siedemdziesięcioletnia dama była szczupła i trzymała się prosto, miała na sobie granatową sukienkę z kaszmiru.
– Dobrze sobie radzisz z tą muzyką – stwierdziła, nie odrywając wzroku od gazety. – Masz po mnie słuch i zielone oczy. Dziadek Walter, po którym odziedziczyłeś imię, nigdy nie umiał grać ragtime’u, pokój jego duszy. Chciałam go nauczyć, ale to było beznadziejne.
– Ty grałaś ragtime? – zapytał zdziwiony Walli. – Zawsze słyszałem, jak grasz klasykę i nic poza tym.
– Ragtime ocalił nas od głodu, kiedy twoja mama była malutka. Po pierwszej wojnie światowej grywałam w klubie Nachtleben, tu, w Berlinie. Zarabiałam miliardy marek za wieczór i ledwo starczało na chleb. Ale czasem trafił się napiwek w obcej walucie i przez tydzień można było przeżyć za dwa dolary.
– O rany. – Nie wyobrażał sobie, by jego babcia o srebrnych włosach grała na fortepianie za napiwki w nocnym klubie.
Do pokoju weszła siostra Wallego. Była prawie o trzy lata młodsza i od pewnego czasu nie wiedział, jak się do niej odnosić. Odkąd pamiętał, stanowiła utrapienie niczym młodszy brat, tyle że głupszy. Jednak ostatnio nabrała rozumu, a sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej, bo niektórym z jej koleżanek urosły piersi.
Odwrócił się od fortepianu i wziął gitarę, którą przed rokiem kupił w lombardzie w Berlinie Zachodnim. Pewnie jakiś amerykański żołnierz zastawił ją za pożyczkę, której nie spłacił. Producent nazywał się Martin i choć instrument nie kosztował dużo, zdaniem Wallego był bardzo dobry. Podejrzewał, że ani właściciel lombardu, ani żołnierz nie zdawali sobie sprawy z jego wartości.
– Posłuchaj tego – rzekł do Lili i zaczął śpiewać pochodzącą z Bahamów melodię All My Trials z angielskim tekstem. Usłyszał ją w zachodniej stacji radiowej, cieszyła się popularnością wśród amerykańskich grup folkowych. Molowe akordy nadawały jej melancholijny charakter, Walli był zadowolony z tęsknie brzmiących szarpnięć strun, które sam opracował.
Kiedy skończył, babcia Maud uniosła głowę znad gazety i oznajmiła po angielsku:
– Twój akcent jest absolutnie koszmarny, dziecko drogie.
– Sorry.
– Ale zaśpiewałeś ładnie – pochwaliła Maud, wróciwszy do niemieckiego.
– Dziękuję. – Walli spojrzał na Lili. – A ty co sądzisz o tym kawałku?
– Ciut ponury. Może bardziej mi się spodoba, kiedy usłyszę go więcej razy.
– To kiepsko. Chcę go dzisiaj zagrać w Minnesänger. – Był to klub miłośników muzyki folkowej niedaleko Kurfürstendamm w Berlinie Zachodnim. Nazwa oznaczała trubadura.
Lili to zaimponowało.
– Wystąpisz w Minnesänger?
– To wyjątkowy wieczór. Organizują konkurs, każdy może zagrać. Zwycięzca dostanie szansę regularnego koncertowania.
– Nie wiedziałam, że w klubach są takie imprezy.
– Zwykle ich nie ma. To wyjątek.
– A nie trzeba być starszym, żeby chodzić do takich lokali? – zaciekawiła się babcia.
– Owszem, ale ja już tam bywałem.
– Walli wygląda na starszego, niż jest – dodała jego siostra.
– Hm.
– Nigdy nie śpiewałeś przed publicznością – zauważyła Lili. – Masz tremę?
– No jasne.
– Powinieneś zagrać coś weselszego.
– Pewnie tak.
– Może This Land is Your Land? Bardzo to lubię.
Walli zagrał, a Lili śpiewała razem z nim.
Weszła ich starsza siostra Rebecca. Walli ją ubóstwiał. Po wojnie, kiedy rodzice harowali ze wszystkich sił, by wyżywić rodzinę, Rebecca często opiekowała się młodszym rodzeństwem. Była jak druga matka, ale nie tak surowa.
I miała ikrę! Podziwiał ją, kiedy wyrzuciła przez okno makietę z zapałek budowaną przez męża; uważał, że to było niesamowite. Walli nigdy nie darzył sympatią Hansa; w skrytości ducha cieszył się, że już go nie ma.
Wszyscy sąsiedzi paplali o tym, że Rebecca nieświadomie wyszła za oficera Stasi. Walli zyskał dzięki temu sławę w szkole, a do tej pory nikt nie sądził, by rodzina Francków zasługiwała na uwagę. Zwłaszcza dziewczęta uznały to za fascynujące, że przez niemal rok tajna policja wiedziała o wszystkim, co działo się w jego domu.
Rebecca była siostrą Wallego, mimo to podziwiał jej urodę. Miała cudowną figurę oraz śliczną twarz, w której były i łagodność, i siła. Teraz jednak zauważył, że siostra wygląda jak osoba pogrążona w żałobie. Przestał grać.
– Co się stało?
– Wyrzucono mnie z pracy – odparła Rebecca.
Babcia Maud odłożyła gazetę.
– To jakiś obłęd! – oburzył się Walli. – Chłopaki z twojej szkoły mówią, że jesteś najlepszą nauczycielką!
– Wiem.
– Dlaczego cię wylali?