CHŁOPIEC Z LASU. Harlan Coben
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу CHŁOPIEC Z LASU - Harlan Coben страница 4
– No dobrze, Crash, dosyć tego – mówi znużonym głosem jeden z nich, ale ani Crash, ani inni w ogóle się tym nie przejmują.
A Naomi musi to znosić.
Matthew powinien coś zrobić, powinien to powstrzymać, ale nic nie robi. Już nie. Kiedyś spróbował.
Nie skończyło się to dobrze.
Próbuje sobie przypomnieć, kiedy zaczęły się kłopoty Naomi. W podstawówce była pogodnym dzieckiem. Zawsze się uśmiechała, tak to pamięta. Owszem, nosiła używane ubrania i niezbyt często myła włosy. Część dziewcząt trochę się z niej nabijała. Ale wszystko było w porządku aż do pewnego dnia, kiedy na zajęciach u pani Walsh, w czwartej klasie, zrobiło jej się nagle niedobrze i zwymiotowała na linoleum. Brązowe odpryski rzygowin poleciały na Kim Rogers i Taylora Russella, a smród był tak okropny, że pani Walsh musiała wyprosić z sali lekcyjnej wszystkie dzieci, wśród nich i Matthew, i posłać je na boisko, gdzie trzymając się za nosy, powtarzały „Fuj, fuj”.
Po tym epizodzie sytuacja Naomi diametralnie się zmieniła.
Matthew często się nad tym zastanawiał. Czy czuła się źle od samego rana? Czy jej ojciec – matka zniknęła już wtedy z pola widzenia – zmusił ją, by poszła do szkoły? Czy gdyby Naomi została tamtego dnia w domu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy to, że zwymiotowała, było jakimś punktem zwrotnym, czy może i tak znalazłaby się na tej mrocznej, ciernistej, pełnej udręki ścieżce?
Kolejna zaśliniona kulka papieru przykleja się jej do włosów. Naomi słyszy kolejne wyzwiska. Kolejne okrutne kpiny.
Siedzi i czeka, aż to się skończy.
Przynajmniej na razie. Przynajmniej tego dnia. Musi wiedzieć, że nigdy nie skończy się na dobre. Nękanie nigdy nie ustaje na długo. Towarzyszy jej przez cały czas.
Jak udaje jej się przetrwać?
W niektóre dni, tak jak dzisiaj, Matthew bacznie to obserwuje i ma ochotę coś zrobić.
Na ogół jednak aż tak bardzo się nie przejmuje. Dręczą ją i w inne dni, ale dzieje się to tak często, jest takie powtarzalne, że staje się czymś w rodzaju odległego szumu. Matthew poznał już straszną prawdę: można się uodpornić na okrucieństwo. Można uznać, że jest normą. Można je zaakceptować i robić swoje.
Czy Naomi też je zaakceptowała? Czy się na nie uodporniła?
Matthew nie potrafi na to odpowiedzieć. Ale ona codziennie tam jest: siedzi w ostatnim rzędzie w sali lekcyjnej, w pierwszym rzędzie w szkolnej auli, sama przy narożnym stoliku w kafeterii.
Aż któregoś dnia – tydzień po tej akademii w auli – Naomi tam nie ma.
Któregoś dnia znika.
I Matthew musi odkryć, co się stało.
Rozdział 2
– Ten facet powinien siedzieć za kratkami, bez dwóch zdań – stwierdził Hipster Mądrala.
Uczestnicząca w nadawanej na żywo debacie Hester Crimstein już miała udzielić na to ciętej riposty, gdy nagle zauważyła kątem oka kogoś, kto wyglądał jak jej wnuk. W blasku jupiterów studia telewizyjnego trudno było cokolwiek zobaczyć, ale to był prawie na pewno Matthew.
– No, no, ostro powiedziane – skomentował prezenter, powabny niegdyś absolwent elitarnej szkoły średniej, którego podstawową techniką prowadzenia debaty było stroszenie brwi, jakby uważał wszystkich swoich gości za idiotów, niezależnie od tego, jak sensownie się wypowiadali. – Co pani na to, pani Crimstein?
Pojawienie się wnuka – to musiał być on – trochę zdekoncentrowało Hester.
– Hester?
To nie najlepsza chwila, żeby się rozpraszać, skarciła się w duchu. Skup się.
– Jest pan obrzydliwy – rzuciła.
– Słucham?
– Słyszał pan, co powiedziałam. – Hester zmierzyła Hipstera Mądralę swoim słynnym bazyliszkowym spojrzeniem. – Obrzydliwy.
Skąd się tutaj wziął Matthew?
Jej wnuk nigdy wcześniej nie przychodził bez uprzedzenia – ani do jej kancelarii, ani na salę sądową, ani do studia telewizyjnego.
– Mogłabyś to rozwinąć? – spytał prowadzący.
– Jasne – rzuciła, nadal piorunując wzrokiem Hipstera Mądralę. – Nienawidzi pan Ameryki.
– Co takiego?
– Mówię serio – podjęła, wyrzucając ręce w górę. – Po co nam w ogóle system sądowniczy? Komu jest potrzebny? Mamy przecież opinię publiczną, prawda? Nie będzie procesu, ławy przysięgłych, sędziego… wyrok niech wyda gawiedź na Twitterze.
Hipster Mądrala nieco się wyprostował.
– Tego nie powiedziałem – oznajmił.
– Dokładnie tak pan powiedział.
– Mamy dowód, Hester. Bardzo wyraźne wideo.
– Ach, wideo… – Zakręciła palcami, jakby mówili o duchu. – Czyli znowu: niepotrzebni są przysięgli ani sędzia. Wystarczy, że pan, jako samozwańczy przywódca twitterowej gawiedzi…
– Nie jestem…
– Cicho, teraz ja mówię. I przepraszam, ale zapomniałam, jak pan ma na imię. Nazywam pana w duchu Hipsterem Mądralą, ale czy mogłabym mówić do pana Chad? – Facet otworzył usta, Hester nie dała mu jednak dojść do słowa. – Świetnie. A zatem powiedz mi, Chad, jaką, twoim zdaniem, powinien ponieść karę mój klient? Bo jeśli chcesz orzekać o jego winie lub niewinności, dlaczego nie mógłbyś także wydać wyroku?
– Mam na imię Rick. – Facet poprawił na nosie swoje hipsterskie okulary. – I wszyscy widzieliśmy to wideo. Pani klient uderzył człowieka w twarz.
– Dzięki za tę błyskotliwą analizę. Wiesz, co bardzo by nam pomogło, Chad?
– Mam na imię Rick.
– Rick, Chad, nieważne. Naprawdę bardzo by nam pomogło, gdybyś ty oraz tobie podobni po prostu podejmowali za nas wszystkie decyzje. Pomyśl, ile zaoszczędzilibyśmy czasu. Umieścilibyśmy to wideo w mediach społecznościowych i orzekli o winie na podstawie kliknięć. Kciuk w górę albo kciuk w dół. Nie trzeba świadków, zeznań ani dowodów. Wystarczy sędzia Rick Chad.
Hipster Mądrala lekko się zaczerwienił.
– Wszyscy widzieliśmy, co pani bogaty klient zrobił temu biedakowi.
– Zanim przejdziemy dalej, pokażmy jeszcze raz to