Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy kusiciel (t.4) - Kristen Ashley страница 6
– A jeśli wdasz się w bójkę, zawsze wal w jaja – poradził mi Ciężki.
To była dobra rada, ale nie miałam zamiaru aż tak się zbliżać. Chciałam tylko zatruć im życie. Przejść do partyzantki. I tak zrobiłam.
Jechałam za mordercą Parka, a gdy szedł na deal, brałam nóż i przebijałam opony.
Jasne, że to może wyglądać głupio i dziecinnie, ale wiecie, jak idziesz sprzedawać dragi, to chcesz się szybko zawinąć i jechać do następnego klienta, a nie wzywać pomoc drogową.
Potem w czasie jednego z jego spotkań rzuciłam z ukrycia świecę dymną, przerywając im transakcję i przerażając na śmierć. Nie dałabym rady wypłoszyć mu wszystkich klientów, narkomani na głodzie poradzą sobie ze strachem. Ale mogło to zdenerwować dilera, a o to właśnie chodziło.
Obserwowałam zabójcę Parka jakiś czas i poznałam jego dostawcę.
Zaczęłam śledzić dostawcę i przebijać opony również jemu.
Wycinałam mnóstwo takich numerów, robiąc głupie, wkurzające rzeczy tuż przed ich nosem. Do moich ulubionych należał ten z folią spożywczą na drzwiach; diler miał przerwę w niszczeniu ludziom życia i posuwał swoją panienkę, a gdy skończył, wszedł prosto w folię i przez chwilę nie miał pojęcia, co się dzieje. Zaczął wrzeszczeć, wymachiwać łapami, a folia oblepiła go ze wszystkich stron.
Widziałam to wszystko i prawie posikałam się ze śmiechu.
W ciągu dnia pracowałam z dziećmi. W nocy nękałam dilerów, dostawców oraz ćpunów. Tak się uczyłam ulicy, a przynajmniej jakiejś jej części.
Uważałam. Zapamiętywałam twarze, imiona, miejsca i spędzałam mnóstwo czasu z Zipem, Ciężkim i Frankiem.
Rozszerzałam sieć.
Sal Cordova to mój pierwszy błąd.
Cordova był drobnym dostawcą i dilerem na pół etatu; uprzykrzałam mu życie dla zasady, głównie dlatego, że był zadufanym palantem, który myślał, że kobiety powinny na niego lecieć. Śledziłam go, łaziłam za nim po barach, obserwowałam i zrozumiałam, że on serio uważał się za Bóg wie kogo, nawet jeśli kobiety się z tym nie zgadzały. Obawiałam się, że może być jednym z tych gości, którzy zmuszą kobiety, by się zgadzały.
Mógłby uchodzić za przystojnego. Był kilka centymetrów wyższy ode mnie, nieźle zbudowany (nie jak Vance Crowe, ale umówmy się, tak jak Vance zbudowany był tylko Vance), jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Problem polegał na tym, że był również palantem, oblechem i był tak głupi, że zrobiłam się bezczelna.
Pewnego dnia w jakiejś taniej spelunce podeszłam do niego, wsunęłam się do boksu i usiadłam naprzeciw. Spojrzał zaskoczony i uśmiechnął się, myśląc pewnie, że go podrywam.
– Cześć, złotko – powiedział i mrugnął do mnie.
Błagam.
– Jules – powiedziałam, usiłując nie rzygnąć.
– Cześć, Jules. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Dobra, więcej nie wytrzymam.
Nie tracąc czasu, powiedziałam mu jasno, po co przyszłam.
– Sprzedasz działkę jakiemuś dzieciakowi, bezdomnemu czy nie, i znikasz z interesu. Pamiętaj, mam cię na oku.
A potem wstałam i wyszłam. Mówiłam, że zrobiłam się bezczelna. A to niedobrze. Wtedy właśnie ludzie, ci niewłaściwi, dowiedzieli się, kim jestem.
Zip nie był zadowolony.
– Dziewczyno, odbiło ci – uznał.
Gdy powiedziałam o tym Nickowi (mówiłam Nickowi wszystko, bo nauczyłam się dawno temu, że i tak się dowie)… No więc, powiedzieć, że nie był zadowolony, oznaczałoby nie powiedzieć nic.
– Do reszty straciłaś rozum?! – wrzeszczał na mnie.
Nie zareagowałam. Tego, że najlepszym sposobem na Nicka jest cisza, również nauczyłam się dawno temu.
To Roam i Sniff rozpowszechnili plotki o Law.
Roam mnie znał. Wiedział, jaka jestem, i słyszał, co się wyprawia na ulicy. Zorientował się, że za tym wszystkim muszę stać ja, i popełnił błąd: powiedział o tym Sniffowi. Sniff nigdy nie umiał milczeć i kochał Parka. Obaj go kochali, więc teraz obaj uważali, że to, co robię, jest super. Zanim powiedziałam Sniffowi, żeby trzymał gębę na kłódkę, było za późno. Zostałam Law i koniec.
Moje wystąpienie w spelunce Cordova potraktował jak wyzwanie. Nie chciał mnie zastrzelić, chciał ode mnie czegoś innego. Czegoś obrzydliwego, jeśli pomyśli się o tym w kontekście Sala (i całkiem fajnego, jeśli się to skojarzy z Crowe’em, ale nie zapędzałam się tak daleko). Dlatego zamiast po prostu dać mi wycisk, żebym przestała go nękać, Sal Cordova, nie uwierzycie, próbował mnie skłonić, żebym z nim poszła na randkę.
Mówiłam, że to debil.
Wszystko razem doprowadziło mnie do miejsca, w którym znalazłam się teraz.
Sal w końcu dopadł mnie i sprecyzował swoje zamiary. Ja powiedziałam, żeby poszedł się jebać. On się trochę wzburzył i mieliśmy niewielki pościg samochodowy. Skończyło się na tym, że mierzyliśmy do siebie z broni na zatłoczonej czteropasmowej ulicy, tuż przed księgarnią z używanymi książkami, znanej z tego, że często bywali tam Lee Nightingale i jego ludzie.
Resztę już znacie.
***
– Miau? – zaryzykował Boo, patrząc na mnie i chyba wyczuwając kocim instynktem, że życie mi się zjebało.
Pewnie zastanawiał się, kto mu da jeść, jeśli coś mi się stanie.
– Tak, Boo. Dokładnie tak. Miau – odparłam.
Rozdział drugi
Lewitacja
Zadzwonił telefon. Wstałam, przełożyłam Boo, który zareagował gniewnym „miau!”, i przeszłam przez pokój, żeby odebrać.
– Halo?
– Jesteś walnięta! Walnięta! – wrzeszczał mi Zip do ucha.
Plotki o starciu z Cordovą zdążyły się już rozejść.
– Zip… – zaczęłam.
– Wycofujesz się. Nie wychylasz. Co najmniej przez tydzień, może miesiąc, a może na zawsze –