Świąteczne tajemnice. Группа авторов
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 36
Colin Dexter
Największa tajemnica Morse’a
– Hej! – zawołał Scrooge swym dawnym surowym głosem. – Co to ma znaczyć? Co to za porządki, by po wczorajszym próżniactwie przychodzić tak późno?
Wpisując się w tradycję Dorothy Sayers i Michaela Innesa, kryminały Colina Dextera łączą w sobie akademicką erudycję, dobrze skonstruowane fabuły i humor. Główny bohater cyklu, inspektor Morse, występuje we wszystkich jego powieściach i zainspirował cieszący się ogromną popularnością brytyjski serial telewizyjny (zatytułowany Sprawy inspektora Morse’a), gdzie wzorem Alfreda Hitchcocka Dexter pojawia się na krótko w prawie każdym odcinku. Ciekawostka: Dexter należy do najwybitniejszych krzyżówkowiczów świata i ma na swoim koncie wiele zwycięstw w zawodach najwyższej rangi. Opowiadanie Największa tajemnica Morse’a po raz pierwszy ukazało się w zbiorze Morse’s Great Mystery and Other Stories (Londyn: Macmillan, 1993).
Nieśmiało zapukał do drzwi mieszkania Morse’a w północnym Oksfordzie. Tylko nieliczni byli zapraszani do tych niedostępnych dla Wagnera pokojów, których ściany szczelnie wypełniały półki z książkami. Nawet on – sierżant Lewis – nigdy nie czuł się tu mile widzianym gościem. Nawet w okresie świątecznym. Zresztą ta rzekomo świąteczna atmosfera niespecjalnie dawała się odczuć, kiedy Morse machnął ręką na Lewisa, żeby wszedł do środka, i dokończył – jak się wydawało – napiętą rozmowę z urzędnikiem bankowym.
– Proszę posłuchać! To moja decyzja, czy chcę trzymać te parę stówek na rachunku bieżącym. Nie proszę nawet o żadne odsetki. Wszystko, czego oczekuję, to żebyście mi nie wlepiali tych cholernych opłat bankowych, kiedy mi się zdarzy – raz do roku? dwa razy? – zrobić debet. Nie należę do ludzi szczególnie skąpych – brwi Lewisa powędrowały o centymetr do góry – ale jeśli znowu zechce pan zedrzeć ze mnie opłatę, to ma pan do mnie zadzwonić i podać mi powód!
Morse z hukiem odłożył słuchawkę i siedział w milczeniu.
– Nie wygląda na to, żeby był pan w świątecznym nastroju – zaryzykował Lewis.
– Nie lubię i nigdy nie lubiłem Bożego Narodzenia.
– Zostaje pan w Oksfordzie?
– Zajmę się estetyką.
– Placka świątecznego?
– Kuchni – zrobię remont. Nie lubię i nigdy nie lubiłem placka świątecznego.
– Z każdą chwilą brzmi pan coraz bardziej jak Scrooge.
– No i przeczytam jakąś powieść Dickensa. Zawsze to robię podczas świąt. A raczej odświeżam sobie.
– Gdybym dopiero zaczynał Dickensa, którą powieść…?
– Na pierwszym miejscu postawiłbym Samotnię, na drugim Małą Dorrit…
Zadzwonił telefon i sekretarka z komendy miejskiej poinformowała go, że wygrał na policyjnej loterii dobroczynnej kupon upominkowy wart 50 funtów. Tym razem Morse odłożył słuchawkę znacznie delikatniej niż zwykle.
– Wspomniał pan coś o Scrooge’u, Lewis? Informuję pana, że kupiłem na tej loterii pięć losów – po funcie od sztuki!
– Ja też kupiłem pięć losów, panie inspektorze.
Morse uśmiechnął się z samozadowoleniem.
– Sensem dobroczynności jest wspieranie słusznych spraw, a nie wygrywanie, Lewis!
– Będę czekał w aucie, panie inspektorze – odparł spokojnie Lewis, chociaż zaczęła go ogarniać irytacja.
Potrafił znieść wybuchowość Morse’a, ale nie miał już ochoty więcej słuchać o jego altruizmie i wielkoduszności.
Stary jaguar Morse’a znowu był w naprawie („za duży sknera, żeby kupić sobie nowe auto!”, twierdzili jego koledzy) i na Lewisa spadło tego dnia zadanie wożenia szefa – a sądząc po wcześniejszych doświadczeniach, także postawienia mu paru piw. Prawdopodobieństwo realizacji tego ostatniego scenariusza wydawało się całkiem wysokie, ponieważ Morse tak zaaranżował sytuację, że w to wtorkowe przedpołudnie ich przybycie do pubu „George” zbiegło się z momentem otwarcia lokalu. Kiedy przejeżdżali koło dworca kolejowego, Lewis powiedział Morse’owi, czego zdołał się dowiedzieć o wydarzeniach poprzedniego dnia…
Klienci „George’a” zabrali 400 funtów na rzecz Fundacji dla Dzieci Upośledzonych Umysłowo w Littlemore i ten wyśmienity urobek miał zostać wręczony sekretarzowi fundacji na koniec tygodnia, z udziałem fotoreportera „The Oxford Times”, który miał uwiecznić to wspaniałe wydarzenie. Około godziny 9.30 właścicielka pubu, pani Michaels, została wysadzona przez swojego męża pod bankiem w Carfax i wymieniła pstrokatą mozaikę monet i banknotów na czterdzieści nowiutkich dziesiątek. Następnie zrobiła zakupy (kupiła między innymi winogrona dla córki, którą właśnie przyjęto do szpitala), a tuż po dwunastej wróciła busem do domu. Pieniądze, włożone do długiej białej koperty, znajdowały się w torbie zakupowej razem z tym, co nabyła tego przedpołudnia. Jej mąż jeszcze nie wrócił z hurtowni Cash and Carry. Kiedy pani Michaels ponownie weszła do pubu przez pierwszy bar, usłyszała, że dzwoni telefon. Sądząc, że to ze szpitala (miała rację), rzuciła torbę na kontuar i pobiegła odebrać. Po powrocie stwierdziła, że koperta zniknęła.
W chwili kradzieży w pierwszym barze przebywało około trzydziestu osób: zasiedziali w tym lokalu emeryci, dyżurna wataha grających w bilard bezrobotnych oraz uczestnicy spotkania opłatkowego z lokalnej firmy. Lewis od razu wiedział, że szanse na odzyskanie pieniędzy są praktycznie zerowe, a mimo to przeprowadzone przez Morse’a trzy pobieżne przesłuchania zasmuciły sierżanta jako dalece niewystarczające.
Morse przez chwilę słuchał niczego niewnoszących zeznań właściciela, po czym zapytał, dlaczego załatwianie spraw w hurtowni zajęło mu tak dużo czasu. Chociaż podane wyjaśnienie wydawało się najzupełniej wiarygodne, Morse odprawił tego pierwszego świadka z obraźliwą wręcz opryskliwością. Z kolei tymczasowo zatrudniony barman (który stał za kontuarem poprzedniego przedpołudnia) należał do ludzi, których niezmiernie łatwo do siebie zrazić, i odmówił odpowiedzi na brutalne pytanie Morse’a o obecną wysokość jego debetu. A co można powiedzieć o pani Michaels, atrakcyjnej kobiecie z orzechowymi włosami? Kiedy nieco krzywy uśmiech pozwolił Morse’owi zobaczyć jej regularne, aczkolwiek odrobinę poplamione nikotyną zęby, ta zestresowana kobieta okazała się niezdolna do stłumienia łez, usiłując wyjaśnić Morse’owi, dlaczego do celów promocyjnych chciała użyć autentycznych banknotów zamiast powiększonego pod publiczkę czeku.
Ale