Listy od astrofizyka. Neil deGrasse Tyson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Listy od astrofizyka - Neil deGrasse Tyson страница 4
Jeszcze wcześniej, w roku 1996, kiedy uczestniczyłem w wieczornej gali mojego muzeum[2] (nie byłem jeszcze wtedy szerzej znany), pewna siedząca ze mną przy stole kobieta o liberalnych poglądach dostrzegła, że pracuję dla tej instytucji, a skoro w gali uczestniczyły tylko osoby zajmujące wysokie stanowiska, szybko wysnuła wniosek, że byłem rzecznikiem prasowym lub miałem jakąś równie mało istotną posadę tradycyjnie zarezerwowaną dla symbolicznego Czarnego. W odpowiedzi wyjaśniłem jej, że jestem astrofizykiem, dyrektorem Planetarium Haydena, a także członkiem zespołu naukowego w Rose Center for Earth and Space, wówczas jeszcze w budowie, co sprawiło, że przez resztę posiłku nie odezwała się już ani słowem.
Wtedy tego rodzaju sytuacje były na porządku dziennym, ale obecnie zwyczajnie już się nie zdarzają, może z wyjątkiem osób starszych, których doświadczenie życiowe kształtowało się w Ameryce czarno-białej, a nie zwyczajnie w Ameryce. W ostatnich latach najistotniejsze wzmianki biograficzne o mnie nie wspominają ani słowem o kolorze skóry[3].
Zatem bieżące tendencje nie dostarczają dowodów na poparcie Twojego twierdzenia albo wskazują, że Twoje doświadczenie jest odmienne od przeważających trendów i zachowań.
Dziękuję za wszystkie wyrazy wsparcia – chociaż walka wciąż trwa, czasy naprawdę się zmieniają.
Neil deGrasse Tyson
Na temat ilorazu inteligencji
Zaledwie kilka dni później Marc napisał do mnie ponownie, tym razem zastanawiając się nad różnicą w wysokości ilorazu inteligencji między osobami biało- i czarnoskórymi. Często rozmawiał na ten temat z krewnymi oraz znajomymi i potrzebował nowych argumentów do dyskusji.
~
Drogi Marcu,
problem wykracza tu poza kwestię wiązania wysokości ilorazu inteligencji z rasą. Najpewniej sprawa rozbija się o samo znaczenie wyniku testu IQ. Chciałbym zwrócić Twoją uwagę na książkę zatytułowaną Genius Revisited: High IQ Children Grown Up (Nowe spojrzenie na geniusz: Dzieci z wysokim IQ jako dorośli), której autorzy przyjrzeli się setkom absolwentów szkoły podstawowej przy Hunter College w Nowym Jorku – szkoły publicznej z ostrymi kryteriami selekcji, w której średnia IQ uczniów przekraczała 150 punktów.
Kiedy ktoś zaczyna śledzić losy tych dzieci aż do dorosłości, może się spodziewać wspaniałych osiągnięć. Nie znajdzie ich jednak. Ani jednego laureata Nagrody Nobla. Ani jednego zdobywcy nagrody Pulitzera. Nikt spośród nich nie osiągnął niczego wybitnego na polu swojej działalności. Jednocześnie wedle wszelkich zwykłych miar amerykańskiego społeczeństwa odnieśli sukces – żyją w szczęśliwych małżeństwach, mają pewne zatrudnienie na szczeblu kierowniczym lub wyżej, posiadają domy na własność i tak dalej. Nie można jednak nie zacząć się zastanawiać, co tak naprawdę odróżnia osoby odnoszące wyjątkowe sukcesy od reszty, ponieważ gdyby IQ miało tak wielkie znaczenie, jak twierdzą jego apologeci, wtedy wszystkie osoby decydujące o kształcie i kierunku rozwoju naszego społeczeństwa miałyby wysoki iloraz inteligencji. Dane pokazują jednak, że jest inaczej.
Wynik testu IQ wykazuje dużą korelację ze średnią ocen w szkole średniej i college’u, ale kiedy człowiek dostanie swoją pierwszą pracę, nikt go już nie pyta o średnią z dyplomu. Wtedy ważne okazują się umiejętności społeczne, cechy przywódcze, umiejętność rozwiązywania rzeczywistych problemów, rzetelność, przedsiębiorczość, obowiązkowość, ambicja, etyka pracy, życzliwość, empatia i tym podobne. Zatem moim zdaniem dyskusje na temat związku między rasą a ilorazem inteligencji nie mają żadnego znaczenia, a na pewno nie większe niż rozmowy o związku między rasą a kolorem włosów czy też między rasą a upodobaniami kulinarnymi.
Nie znam swojego IQ. Nigdy nie zostało zmierzone. W szkole średniej byłem mniej więcej w połowie stawki rocznika liczącego siedmiuset uczniów. Niewielu nauczycieli (czy kolegów z klasy) powiedziałoby więc o mnie: „On zajdzie daleko”. Dlaczego? Ponieważ system edukacji jest zafiksowany na wynikach testów. Tymczasem już drugi rok z rzędu trafiam na listę „Harvard 100”, czyli spis stu najbardziej wpływowych wciąż żyjących absolwentów Uniwersytetu Harvarda. Powodzenia w dyskusjach z krewnymi. Jeśli ktokolwiek z nich będzie miał jakieś pytanie, z chęcią postaram się na nie odpowiedzieć. Ale zdecydowanie są ważniejsze tematy do omawiania niż IQ.
Neil deGrasse Tyson
100 mil na godzinę
czwartek, 3 maja 2012 r.
Jak leci, Ty[4]? Sądzę, że mogę Cię tak nazywać, ponieważ mam wrażenie, że znam Cię osobiście.
Obejrzałem dosłownie każdą sekundę wszystkich Twoich filmów na YouTubie. Przychodziłbym na Twoje prelekcje, ale praca wymaga ode mnie ciągłych podróży. Nazywam się Jarrett Burgess i gram zawodowo w baseball. Zdecydowałem się napisać tego mejla, ponieważ od czwartego roku życia chciałem zostać astronautą. Zainspirowałeś mnie i dałeś mi wiarę, że warto robić to, co się kocha, chociaż społeczeństwo i rodzina naciskają na mnie, żebym grał w baseball. Pragnę być znany ze swoich odkryć i zrobić coś ważnego dla nauki. Nie chcę, żeby definiował mnie baseball.
Nagrywaj dalej swoje filmy – docierasz nawet do takich osób jak ja. Jasne, potrafię z zapola rzucić piłkę z prędkością 100 mil na godzinę albo przebiec 60 jardów w 6,2 sekundy, a także wybić piłkę kijem na ponad 410 stóp. Nawet kiedy jestem na boisku, myślę o nauce. Chcę dążyć do swojego celu w nauce. Potrzebuję pomocy i wskazówek, od czego powinienem zacząć. Mam 21 lat i jestem bardzo gorliwy, bardzo rzetelny, a do tego, co najważniejsze, mam niesamowitą wyobraźnię. I kocham kosmos.
Proszę, pomóż mi, Neil, jak tylko możesz. Docenię to.
Jarrett Burges
~
Drogi Jarrecie,
dziękuję za tak zdecydowaną deklarację związania się z kosmosem. Nakreśliłeś dylemat, który dotyka wielu osób w naszym społeczeństwie: czy powinno się robić to, w czym jest się najlepszym? To, czego oczekują od nas inni? Czy też to, co się najbardziej kocha?
Uwielbiam baseball (napisałem kilkadziesiąt tweetów na ten temat), zatem niełatwo przyszłoby mi poradzić osobie, która potrafi cisnąć piłkę z taką prędkością, by zajęła się badaniem wszechświata. Ale jednocześnie tak się składa, że uwielbiam to, co sam robię. Dzięki temu mam silną wewnętrzną motywację i pęd do doskonalenia się w mojej dziedzinie każdego dnia – bezgranicznie.
Jeśli dobrze pamiętam, zawodnicy niższych lig zarabiają naprawdę niewiele. Zatem czas spędzony w systemie farm[5] ma służyć rozwijaniu umiejętności w oczekiwaniu na powołanie do klubu z pierwszej ligi, a nie na gromadzeniu majątku. Wydaje mi się, że mógłbyś zamiast tego uczęszczać do dobrego college’u z mocną drużyną baseballową, gdzie miałbyś możliwość regularnie grać, a jednocześnie kształcić się na astrofizyka. Jeśli mnie pamięć nie myli, na początku lat osiemdziesiątych XX wieku Roger Clemens był miotaczem na Uniwersytecie Teksańskim w Austin, poprowadził drużynę do rozgrywek na szczeblu ogólnokrajowym, a potem grał w Major League.