Pieśń o kruku. Paweł Lach
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pieśń o kruku - Paweł Lach страница 3
Bardzo się to wszystko spodobało Glamrungowi. Przysiadł na chwilę wśród mgieł i kości, a potem zaczął rozmyślać o swojej sławie. Nagle nieco złagodniał.
– Jeśli zatem wszyscy wiedzą o tym, że władam okolicą i boją się mnie tak bardzo, to dlaczego zapuściłeś się aż tutaj na pewną śmierć?
– Jestem kaleką – odparł wędrowiec. – Czy nie dostrzegłeś tego? Łatwo ze mnie zadrwić. Ludzie bywają okrutni. Dla zabawy wskazali mi ten szlak, wmawiając, że jest bezpieczny. Ktoś mi nawet pomógł i zaprowadził tu, a potem uciekł.
Mogło rzeczywiście tak być. Olbrzym nie znał co prawda świata ludzi zbyt dobrze, ale lubił przysłuchiwać się krążącym o nim historiom, a odkąd rozsiadł się w dolinie, polubił także ludzkie mięso. Jeśli ludzie żyjący w okolicy byli podobni do tych, których spotykał w opowieściach, to nie zdziwiło Glamrunga, że byli w stanie z kogoś zadrwić w tak okrutny sposób.
– No tak – odezwał się olbrzym bez cienia żalu – mieszkańcy portowego miasteczka oszukali cię i zgotowali okrutny los. Pociesz się chociaż, że zaznaczysz swoją obecność w opowieściach powtarzanych przez wieki.
– Mimo że nie zaznałem od życia zbyt wiele dobrego, nie chcę jeszcze żegnać się z tym światem! – zawołał rozpaczliwie ślepiec.
– Co ja mogę na to poradzić? – zaśmiał się Glamrung, aż zatrzęsła się ziemia. – Czuję ból w żołądku… Straszliwy ból! I czuję go niestety mocniej z każdą upływającą chwilą. Jeden jest na to sposób, a ty właśnie jesteś dla mnie ratunkiem. Nie rozpalę nawet ognia, by zagrzać twoje mięso. Szkoda na to czasu.
– Poczekaj jeszcze! Daj mi szansę.
– Szansę? Jak cię zwą, zuchwalcze?
– Noszę imię Ingolf, a zwą mnie po prostu Ślepcem.
Brwi Glamrunga zmarszczyły się. Olbrzym miał wrażenie, że słyszał już kiedyś to imię. Był pewien, że ktoś opowiadał mu o jakimś Ingolfie. Ale głód mącił zmysły i stępiał pamięć.
– Powiedz mi zatem, Ingolfie – odezwał się olbrzym po chwili rozmyślań – dlaczego miałbym darować ci życie? Czy kiedykolwiek w opowieści, którą słyszałeś na szlaku, ktoś obdarzył mnie takim przymiotem jak litość?
– Nigdy, Glamrungu. Nie podejrzewałbym cię nawet o taką słabość charakteru jak litość. Ale mawiają ludzie, że żywisz pewną namiętność. Wiem doskonale, że choć jesteś synem rodu olbrzymów, to nosisz w sobie pożądanie, typowe dla ludzi, a zwłaszcza karłów, które zamieszkują świat podziemi. Kochasz złoto i uwielbiasz wpatrywać się w jego blask!
Olbrzym spochmurniał. Bardzo wiele wiedział o nim ten nieznajomy wędrowiec. Zbyt wiele. Ale to, co powiedział ślepiec, było prawdziwe.
– Co jednak z tego? – odezwał się Glamrung, zbliżając się do Ingolfa. Przyklęknął na jedno kolano i schylił głowę, by lepiej przyjrzeć się wędrowcowi. – Zebrałem trochę pierścieni i złotych spinek od tych, którzy przemierzali szlak. Owszem, bardzo to cieszy moje oko. Ale ty nie wyglądasz na kogoś, kogo ludzie zowią królem. A przecież tylko królowie mają skarbce pełne złota!
– Czy imię Ingolf nic ci nie mówi?
– A powinno? – rzucił ze złością Glamrung. – Wiem tylko tyle, że mięso ludzi jest dobre i doskonale syci, bez względu na to, kto jakie imię nosi. To mnie interesuje w tej chwili. I tylko to!
– Ale musiałeś słyszeć – zaczął Ingolf, cofnąwszy się o krok – o wielkim skarbie Sigurda Zdobywcy, który był potężnym jarlem? Nie mylę się? Lubisz przecież opowieści. Musisz znać i tę… Wiesz dobrze, pewnie od tych, którzy zapuszczali się na tutejsze szlaki, że Sigurd pochował w górach swoje skarby. Zwoził złoto co rok, gdy długie łodzie wyprawiały się daleko na Zachód. Nikt jednak nie wie, gdzie to wszystko przepadło, bo rozdawszy część łupu swojej załodze, dla reszty złota i kosztowności znalazł sekretne miejsce. A potem jarl wypłynął raz jeszcze na morze i nie powrócił. Skarb jednak pozostał gdzieś w górach.
– Tak, znam tę opowieść doskonale – powiedział Glamrung. – Ale nikt nie znalazł skarbu do tej pory. Sam szukałem, gdy jeszcze głód mi nie doskwierał. Sigurd zabrał do zaświatów swoją tajemnicę. A może i czary strzegą porzuconego złota? Kto wie?
– Czekaj, czekaj! – zawołał Ingolf, czując, że olbrzym jest już bardzo blisko, bo wstał z trudem z klęczek i zrobił tylko krok do przodu. – Był ktoś, komu Sigurd zdradził swój sekret. Jeden z młodzieńców z załogi, która łupiła ziemie na Zachodzie. Był to syn jarla. On pomagał ojcu zanosić skarb do górskiej pieczary. Ale żądza bogactwa była tak wielka, że Sigurd oślepił własnego syna, by ten nie dotarł potem do złota. Nie była to jednak wystarczająca gwarancja dla okrutnika. Przyszła jarlowi do głowy myśl, że pewność zyska tylko wtedy, gdy wyprawi potomka w zaświaty. Nie zdążył jednak splamić się zbrodnią, bo młodzieniec uciekł z pomocą swej siostry, która spoiła ojca miodem zmieszanym z usypiającą miksturą… To tylko opowieść. Ale jest w niej wiele prawdy.
Glamrung schwycił swoją mocarną dłonią Ingolfa i podniósł go wysoko.
– Czy pamiętasz jakie imię nosił ten młodzieniec z opowieści skaldów? – zawołał ślepiec. – Czy nie mówili na niego Ingolf? Czy to nie za duży zbieg okoliczności, że spotykasz w krainie, gdzie ukryte jest złoto Sigurda, kogoś, kto nosi to imię i kogo pozbawiono wzroku wiele lat temu?
– Miesza mi się w głowie – powiedział olbrzym, chwiejąc się na nogach, ale nie wypuszczając ze swej dłoni ślepca. Skarb Sigurda, Ingolf, górski szlak, złote monety. Tego wszystkiego było za wiele. I ten głód! Dojmujący, przeszywający bólem wnętrzności. Oj, Glamrung nie mógł się skupić na niczym innym!
– To ja jestem tym Ingolfem z opowieści, Glamrungu, synem Sigurda Zdobywcy, oślepionym przez własnego ojca. Doskonale pamiętam szlak, który prowadzi do miejsca, gdzie kryją się skarby. Nigdy nie widziałeś tylu worków pełnych monet! Złote puchary wysadzane drogimi kamieniami! Pierścienie! Miecze o złotych rękojeściach i tarcze lśniące od kosztowności! To wszystko może należeć do ciebie… Ja cię tam zaprowadzę, a ty darujesz mi życie.
– Dobrze, już dobrze… – powiedział Glamrung zmęczonym głosem. – Wyjaśnij mi tylko jedno. Czemu nie próbowałeś przez te wszystkie lata dotrzeć do złota z czyjąś pomocą?
– Czy nie poznałeś już dzięki opowieściom ludzi na tyle, by wiedzieć, że nikomu spośród człowieczego rodu nie można zaufać? Przekląłem złoto, które pozbawiło mnie wzroku, podobnie jak i przekląłem swego ojca. Moja siostra również, choć i tak nie żyła zbyt długo. Myślisz, że ktokolwiek podzieliłby się ze mną odszukanym złotem? Nikomu już nie można ufać! Na nic mi bogactwa, jeżeli sprowadziłyby na mnie śmierć.