Cyrk polski. Dawid Krawczyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cyrk polski - Dawid Krawczyk страница 2
Przepowiednia pułkownika Leonarda
Zagłosuj na tajską boginię z Piły
Czy chcemy być polskimi Polakami?
Przykaz, żeby nie cieszyć się za bardzo
Niech żyje Polska! Niech żyje Andrzej Duda!
Chodź, tygrysie, scena jest twoja!
Czy z tym pincet plus da się coś zrobić?
Normalni ludzie, mówili „dzień dobry”
Wychować syna w Polsce, po polsku, na Polaka
Żeby tylko się nie chcieli mścić!
Wiadomo, kto głosuje za granicą
W sobotni wieczór siedziba TVP przy Woronicza wygląda na opuszczoną. Szklana kosmiczna konstrukcja głównego budynku oświetlona, ruchome drzwi działają, ale w środku nie widać żywego ducha. Dopiero po chwili zza szerokiej recepcji wychyla się ochroniarz i przywołuje mnie ospałym ruchem dłoni. Nie pyta o nic, tylko wymownie unosi brwi i rozkłada ręce.
– Dobry wieczór, przyszedłem na nagranie programu Studio Polska, na widownię – tłumaczę się.
– To nie tu. – Rozsiada się w fotelu. – Budynek F. Wyjdzie pan, pójdzie za nasz budynek w prawo, przez parking, i będzie.
Jest. Od frontu kilku mężczyzn na papierosku. Rozświetlają ciemny parking płomieniem zapalniczki.
– Tak, Studio Polska to tutaj. Trzeba wejść, wypełnić formularz i poczekać.
W środku mam wrażenie, że znalazłem się nieproszony na czyjejś domówce. Wszyscy dobrze się znają. Jedni żartują sobie w grupkach, drudzy siedzą po kątach i coś szepcą.
– Siema!
Ktoś macha mi ręką przed twarzą.
– A nie widziałam cię tu jeszcze – mówi kobieta, trochę dziwnie pobudzona, ale nastawiona zdecydowanie przyjaźnie. – Ja tu sobie dzisiaj przyszłam towarzysko, bo ci powiem, że mam, kurwa, bana na wejście do studia już. Przypał jestem. Dwadzieścia trzy. Dwaaa-dziejścia-czy – powtarza bełkotliwie, bezwiednie zdradzając, że sobotnią zabawę zaczęła trochę wcześniej. – Dwadzieścia trzy razy byłam na widowni, ale robię za dużo dymu, to mnie już nie wpuszczają. Chuj z tym, mogę sobie teraz przynajmniej piwko dziabnąć! – śmieje się serdecznie.
O nic nie muszę prosić. Sama oferuje, że opowie mi, co się tutaj dzieje.
– Tam przy szatni siedzą opłaceni. Sześćdziesiąt zeta dostają za to, że przyjdą. Statyści. Z nikim nie gadają, nic ich nie obchodzi, tylko kasa. Tutaj są pokrzywdzeni przez wymiar sprawiedliwości. Komendant panią oszukał i ją z mieszkania wykwaterował czy coś. Ubezpieczalnia nie chciała wypłacić odszkodowania. Byli w sądzie, nic nie dostali. Stracone sprawy. Tutaj młodzież od Korwina, tam komuniści i my, dobra zmiana. – Uderza się w pierś.
– Po kolei, spokojnie. Wszyscy muszą przejść przez bramkę do wykrywania metali. – Pół godziny przed startem zmęczeni ochroniarze przepuszczają nas jedno za drugim. – Nogi i ręce szeroko. Opróżnić kieszenie. Zapraszam do studia.
– No to siema! – żegna się Pani Przypał, którą ochroniarze odprowadzają do wyjścia.
Studio ustawione à la nieduży amfiteatr. Pośrodku scena, na której wystąpią prowadzący. Pierwszy rząd zarezerwowany dla gości: polityków, publicystów, zawodowych krzykaczy, góra dla publiczności. Siadam z brzegu, a zaraz obok mnie łysy grubawy facet. Ściska w dłoni plastikową teczkę na dokumenty. Dla bezpieczeństwa kładzie ją z dala ode mnie. Mości się chwilę, poprawia zmechacony sweterek, dociska krawat. Przystrzyżony wąs bierze między palec wskazujący i kciuk, rozciąga, wyrównuje. Patrzy na mnie z góry.
– A ty za kim jesteś? – pyta.
Wiem dobrze, że odpowiedź na to pytanie może być poprawna lub niepoprawna. Tak jak Legia czy Polonia, Wisła czy Cracovia, PiS czy anty-PiS. Ale i tak próbuję się wymigać:
– Nie, ja to tak poobserwować przyszedłem. Widziałem w internecie, że zapraszają do udziału w programie.
Nie przestaje patrzeć podejrzliwie. Marszczy brew, myśli, czy już chce dać mi spokój, czy jeszcze nie. Niestety.
– No czy za tym LGBT, czy przeciw? Bo ja sobie, na przykład, tego nie życzę. Wiesz, jak to działa? Teraz lekcje w szkołach, a jutro ja czy ty będziemy musieli przy ścianie chodzić, żeby nas nie… – Zamiast poszukać słowa, podskakuje dwa razy na siedzisku w kopulacyjnym ruchu.
– Aha, to nie wiedziałem –