Cyrk polski. Dawid Krawczyk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Cyrk polski - Dawid Krawczyk страница 3

Cyrk polski - Dawid Krawczyk Reportaż

Скачать книгу

się zwłaszcza cieliste szpilki. Tak się rozochocił, że spocone dłonie musi wytrzeć o spodnie.

      Przegląd tematów dzisiejszego show: Jarosław Kaczyński broni na spotkaniu wyborczym wolności w internecie. Geje obrażają papieża, bo 2 kwietnia, w rocznicę śmierci świętego Jana Pawła II, organizują spotkanie na temat: „Jeden partner przez całe życie czy co tydzień jeden?”. W Warszawie na posiedzenie rady miasta przychodzą rodzice, którzy uważają, że Światowa Organizacja Zdrowia zmusza ich dzieci do masturbacji; czoła stawia im ekipa wyposażona w tęczowe flagi i Mateusza Kijowskiego. Posłanka PiS-u zapowiada „strefy wolne od LGBT”. Trzaskowski oskarżony o jakieś lewe reklamy na autobusach w trakcie kampanii samorządowej. I wisienka na torcie: film z chłopakami jeżdżącymi na hulajnogach po pomniku smoleńskim.

      – Myślę, że to kolejny dowód na to, że kampania do Parlamentu Europejskiego będzie wyraźnym starciem dwóch systemów wartości. Od nas zależy, który zwycięży – mówi Ogórek.

      Za chwilę zaczyna się zabawa. Gość obok mnie klaszcze tym żywiej, im większy jest harmider. Za każdym razem kiedy pada słowo „gej”, podnosi się i krzyczy: „Pedał! Nie gej, he, he!”. Kilka siedzisk dalej wychudzony mężczyzna w za dużej marynarce podnosi obrazki ze świętymi i macha, polując na uwagę operatorów.

      Ludzie, których Pani Przypał określiła jako pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości, siedzą zaraz pode mną. Szykują się do jakiejś akcji. Kiedy dyskusja tonie w powtarzanych jak mantra: „Ja panu nie przerywałem”, „Nie przerywaj” i „Zamknij ryj”, głos wreszcie dostaje publiczność.

      – Mój partner były to po prostu jest gej. Ma większe prawa do mojego dziecka, mimo że jest karany prawomocnym wyrokiem. Dziecko ma chorobę sierocą i jest więzione – mówi ze łzami w oczach kobieta z burzą czarnych loków.

      Kiedy kończy, na scenę wjeżdża starsza pani na wózku inwalidzkim.

      – Trzy i pół roku temu oficer wojewódzkiej komendy policji w Łodzi włamał się dwukrotnie do mojego wiatogarażu. Wywiózł mój samochód. Policja była, ale nie zrobiła nic, bo to ich kolega. Po dwóch godzinach wróciłam tam o dwóch kulach łokciowych…

      – Ta sprawa była już omawiana. Teraz chcemy zamknąć naszą rozmowę o pomnikach – wkracza Ogórek.

      Babka na wózku się nie daje. Prowadząca robi kilka kroków w bok, ale kobieta od wiatogarażu łapie za uchwyty przy kołach i wjeżdża w nią ze złością.

      Przez cały program prezenterzy mielą temat gejów i lesbijek, którzy do spółki z prezydentem Trzaskowskim chcą deprawować dzieci.

      – Koniec już z tymi gejami! Nikt nie chce o tym słuchać! – krzyczy w końcu wkurwiony facet spośród publiczności, zrywając się na równe nogi.

      Dostaje brawa, ale to wszystko.

      Ekipa pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości po raz ostatni próbuje przejąć program.

      – Zrobili ze mnie inwalidkę! – woła kobieta na wózku.

      – Proszę pani, nie udzieliłam pani głosu. Muszę krzyczeć, chociaż prosiłam, żebym nie musiała tego robić. Szanowna pani, otrzymała pani głos w naszym programie co najmniej sześć razy na przestrzeni historii Studia Polska! – wrzeszczy Ogórek.

      Harmider wykorzystuje lider pokrzywdzonych i zaczyna przemawiać.

      – Przygotowałem testament, bo straszy się mnie dzisiaj, że albo zostanę powieszony, albo mnie zabiją w wypadku. Ale ja się nie boję. Mam w dupie swoje życie! Mnie interesuje tylko byt mojego narodu! Proszę mnie zabić! – drze się na całe gardło pan Jerzy.

      Jestem na tyle blisko, że widzę gotujące się na jego czerwonym czole krople potu.

      * * *

      Po raz pierwszy obejrzałem Studio Polska w marcu 2018 roku.

      Późnym wieczorem mały telewizorek ustawiony na taborecie nie odbierał dobrze żadnego kanału. Na TVP Info śnieżyło akurat najmniej. Leżałem na rozklekotanym łóżku w nieotynkowanym budynku przy drodze do Białegostoku i przeżywałem swoją reporterską porażkę.

      Przez cały dzień jeździłem od domu do domu, od plebanii do plebanii, zaglądałem do sklepów spożywczych i wystawałem na przystankach pekaesu w okolicach Kulesz Kościelnych, Starych Wnor, Sokół i Kobylina-Borzym. Pola po horyzont, kościoły z pomnikami księdza Popiełuszki i drewniane chałupy.

      Kiedy PiS dochodził do władzy w 2015 roku, wygrywając najpierw wybory prezydenckie, a później zdobywając większość w parlamencie, to właśnie w podlaskich gminach mógł liczyć na rekordowe poparcie. Dziewięciu na dziesięciu mieszkańców głosowało tutaj na partię Jarosława Kaczyńskiego.

      Przyjechałem, bo chciałem się dowiedzieć, jak oceniają rządy dobrej zmiany i czy są zadowoleni ze swojego wyboru. Zmęczony już byłem publicystyką zalewającą gazety i portale. Im bardziej autorzy przekonywali, że oto odkrywają prawdziwą polityczną duszę Polek i Polaków, tym bardziej działało mi to na nerwy. Wyłącznie spekulacje, fantazje, wyobrażenia, wszystko pisane przy biurku. Trochę bezczelnie, a trochę naiwnie wierzyłem, że oto ja, reporter, udam się do matecznika partii władzy, zapytam: „Dlaczego PiS?”, i obwieszczę światu odpowiedź. Okazało się to dużo trudniejsze, niż się spodziewałem.

      – Byli już tutaj z Polsatu. Starczy.

      – Jak pan ciągle nie wiesz, dlaczego ludzie głosują na PiS, to nie mamy o czym gadać.

      – Od kogo jesteś?

      – Z Warszawy? To nie.

      – Dla kogo to?

      – O nie, z lewicowymi mediami nie gadam!

      – A poszedł mi stąd!

      Pod koniec dnia na dyktafonie miałem sporą kolekcję takich kilkosekundowych wypowiedzi. Do rozmowy nie udało mi się namówić nikogo.

      Odpuściłem po zmierzchu, wsiadłem w furę. W głośnikach na drzwiach zagrał radiowy dżingiel – dziennikarz niskim głosem zapraszał właśnie jakieś mądre głowy do dyskusji o polaryzacji mediów, bańkach informacyjnych i o tym, że „nie potrafimy ze sobą rozmawiać”. Po całym dniu odbijania się od drzwi byłem przekonany, że akurat o polaryzacji wiem trochę więcej niż publicyści powołujący się na taksówkarskie mądrości.

      Resztki energii spożytkowałem na walnięcie w guzik, który wyłączył to smętne pitolenie.

      Samochód wypełniły ledwie słyszalne pomruki silnika, mrok na dobre rozlał się po podlaskich polach. Idealna sceneria, żeby zanurzyć się w poczuciu porażki, której właśnie doświadczałem. Cała robota psu w dupę. Zero materiału. Żeby od rana do wieczora nie namówić nikogo nawet na chwilę dłuższej rozmowy? Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.

      Kiedy pytali skąd i od kogo, odpowiadałem szczerze. Nie będę kłamać. Bo po pierwsze nieszczególnie potrafię, a po drugie mają prawo wiedzieć, z kim rozmawiają. Pracowałem wtedy na etacie w Krytyce Politycznej i zaczynałem współpracę z warszawską „Wyborczą”.

      Walę się na wyro w pokoju wynajętym

Скачать книгу