Hajmdal. Tom 5. Relikt. Dariusz Domagalski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hajmdal. Tom 5. Relikt - Dariusz Domagalski страница 9
Rookson spojrzał na niego bez przekonania, ale widząc wzrok głównodowodzącego, zaraz wyprostował się jak struna.
– Tak jest.
Grodzie rozwarły się i na mostek wszedł komandor Abram Peters. Pierwszy oficer dbał, żeby jego mundur był zawsze wyprasowany i nieskazitelnie czysty. Lśnił bielą podobnie jak jego włosy. Jeszcze do niedawna nie były siwe, ale czas i ciężkie przeżycia odcisnęły na mężczyźnie swoje piętno.
Komandor Peters jako ostatni dotarł na mostek, ale miał najdłuższą drogę do pokonania. W chwili podwyższenia stopnia gotowości bojowej znajdował się na końcu okrętu, nadzorując montaż nowego dopalacza. Inżynierowie pracowali nad nim od trzech miesięcy i niedawno zakończyli badania. Twierdzili, że dzięki nowej instalacji moc głównego silnika manewrowego „Hajmdala” zwiększy się prawie o dwadzieścia procent.
Peters zajął miejsce na fotelu pierwszego oficera. Admirał spojrzał na niego z niepokojem.
– Zdążyliście?
– Pewnie – odparł z uśmiechem komandor. – Wszystko działa bez zarzutu. Możemy ruszać do boju.
– Doskonale – ucieszył się Kashtaritu, ale jego uśmiech zaraz zgasł, gdy przeniósł wzrok na główny ekran, na którym widoczny był brunatno-zielony glob. – Jakieś wieści z Karazanu?
– Cały czas wywołujemy bazę, ale nikt nie odpowiada – rzekł Rookson i mocniej przycisnął słuchawkę do ucha. – Kontrola lotów zameldowała, że „Nadir” właśnie wyruszył na planetę z ekipą ratunkową na pokładzie.
– Niech informują nas na bieżąco o postępie poszukiwań.
– Tak jest!
– Proszę o meldunek z maszynowni.
– Silniki manewrowe są w końcowej fazie rozruchu – poinformował oficer odpowiedzialny za komunikację wewnętrzną. – Za dziewięć i pół minuty możemy startować.
– Panie Anderson?
Sternik uniósł kciuk. Zaraz jednak przypomniał sobie, że znajduje się na mostku okrętu terrańskich sił zbrojnych, a nie pirackiej łajbie, wyprostował się i przepisowo zameldował:
– Kurs wytyczony, panie admirale.
Kashtaritu skinął głową.
– Wygląda na to, że „Hajmdal” jest gotowy do boju.
Peters uśmiechnął się.
– Brakowało mi tego.
– Mnie też, przyjacielu, mnie też.
Podłoga zaczęła lekko drżeć, co oznaczało, że silniki są w ostatniej fazie rozruchu. Tycho Brahe poczuł, że ma ściśnięty żołądek. Ciężko przełknął ślinę. Tak reagował na stres. Wiódł niebezpieczny żywot i przez te wszystkie lata powinien się uodpornić, ale to było silniejsze od niego. Przed każdym starciem czuł niepokój, serce waliło mu jak oszalałe, oddech stawał się płytki. To wszystko jednak mijało, gdy tylko zaczynała się walka. Tętno wracało do normy, źrenice się zmniejszały, a on był skupiony i działał jak automat. Jakby posiadał velmeńskie cyberwszczepy. Wzdrygnął się na tę absurdalną myśl, podniósł wzrok na chorąży Gladys Gaumatę.
Kobieta pochodziła z systemu Tau Ceti, który do niedawna uważano za macierzysty układ Velmenów. Ale okazało się, że mieszkańcy pochodzą z Ziemi. To byli ludzie tacy jak Tycho, którzy trzysta lat temu wyruszyli w statku wielopokoleniowym na Proximę Centauri. Na pokładzie było wielu zdolnych naukowców, którzy eksperymentowali z cybernetyką i technologią wszczepów. Pragnęli udoskonalić swoje ciała na tyle, żeby przedłużyć życie i doczekać lądowania. Jednakże zatracili się w modyfikacjach i stali się zupełnie innym gatunkiem. Gatunkiem, który pragnął zniszczenia ludzkości. Ale nie wszyscy temu ulegli.
Gladys Gaumata spędziła dzieciństwo w ośrodku przygotowawczym, gdzie Velmeni elektronicznie implementowali jej wiedzę, aktywowali odpowiednie obszary mózgu i sterowali rozwojem intelektualnym. Jednocześnie poddawali ją udoskonaleniom. Wszczepiali elektronikę, amputowali części ciała i zastępowali biocybernetycznymi protezami. Uczyła się z nimi funkcjonować jak Velmeni. Pewnie gdyby nie to, że udało jej się uciec, stałaby się bez reszty jedną z nich.
Tycho Brahe wzdrygnął się. Po okręcie krążyły pogłoski, że na pokładzie znajdują się velmeńscy szpiedzy, a wywiad ich rozpracowuje. Nic nie wskazywało na to, żeby Gaumata do nich należała. Niejednokrotnie udowodniła już lojalność względem terrańskiej floty. Podczas bitwy w systemie Epsilon Eridani przywróciła sprawność wszystkich systemów bojowych, w czasie buntu załogi w układzie Jota Orionis stanęła po stronie admirała. Ale Tycho i tak czuł się nieswojo w jej towarzystwie. Podobnie jak większość załogi.
– Admirale? – rzekła chorąży Gaumata, z niepokojem spoglądając na wyświetlacz lidaru.
– Tak?
– Zbliżają się do nas trzy obiekty.
SYSTEM 41 GEMINORUM
BAGNISTA PLANETA KARAZAN
Piloci nie odważyli się lądować promem na bagnistej powierzchni planety. „Nadir” zawisł czterdzieści metrów nad ziemią i dwunastka zwiadowców desantowała się metodą „szybkiej liny”. Ezra Leahy nie miał nic przeciwko temu. Wolał to niż skok ze spadochronem.
Przeszedł go zimny dreszcz, gdy przypomniał sobie lądowanie na planecie Sykion w systemie Jota Orionis. Wówczas o mały włos pożegnałby się z życiem. Zaraz po otwarciu spadochronu jedna z komór czaszy zapadła się pod wpływem silnego wiatru. Próbował szarpać za linki sterownicze, żeby wyprostować czaszę, ale to nic nie dało. Po chwili spadochron złożył się na pół i Ezra musiał go odciąć. Otworzył zapasowy i na początku wszystko było w porządku, ale po chwili zapadł się tak samo jak pierwszy. Trzeciego spadochronu już nie miał. Ogarnęła go panika, był kompletnie bezradny. Na polu bitwy mógł coś zrobić. Strzelić, uciec, ukryć się. Ale w takiej sytuacji mógł tylko czekać na nieuniknioną śmierć. Zaczął wściekle szarpać linkami bez większej nadziei na sukces, a wówczas zdarzył się cud. Dwie skrajne komory wypełniły się powietrzem i spadochron zadziałał.
– Twoja kolej – z rozmyślań wyrwała go Elektra Ramos. Kobieta położyła mu dłoń na ramieniu i brodą wskazała linę zwisającą z promu. Oplótł ją rękoma i nogami, następnie wziął głęboki oddech i ruszył w dół.
Trenował to setki razy, na różnych planetach i w różnych warunkach. Podczas szkolenia wstępnego sierżant Campbell zabrał ich raz na lodowy księżyc, na którym tryskały gejzery. Lądowanie na powierzchni tego globu było istnym szaleństwem. Dwóch rekrutów trafiło potem do ambulatorium, a jeden zrezygnował ze służby w oddziałach rozpoznawczych i złożył podanie o przyjęcie do żandarmerii wojskowej. Ezra widywał go czasami patrolującego korytarz i pilnującego porządku na pokładach „Hajmdala”. Nie wyglądał na szczęśliwego.
Leahy czuł pęd powietrza i z przerażeniem zauważył, że wiatr zrywa