Hajmdal. Tom 5. Relikt. Dariusz Domagalski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hajmdal. Tom 5. Relikt - Dariusz Domagalski страница 5
Oficerowie przytyli. Rzadko opuszczali swoje kwatery, a jeśli już, to tylko po to, żeby poczłapać na wachtę lub do stołówki. Nawet w mesie, niegdyś zawsze tłocznej, wypełnionej gwarem i śmiechem, teraz panowała cisza. Żołnierze piechoty snuli się po korytarzach znudzeni i ospali. Ożywiali się jedynie, gdy „Hajmdal” docierał do nowego układu i trzeba było przeprowadzić zwiad na jakiejś planecie. Natomiast piloci myśliwców całe dnie spędzali w hangarach, szukając okazji, żeby wystartować i polatać w przestrzeni kosmicznej.
Tycho pomyślał o Valerii i zaraz na jego czole pojawiła się głęboka bruzda. Kobieta ostatnio chodziła zła jak sadachbiańska osa. Wybuchała gniewem bez powodu i wylewała na nim frustrację. Coraz częściej się kłócili i wszystko wskazywało na to, że ich związek się rozpadnie. Porucznik posmutniał. Zależało mu na Czarnej.
Uchodziła za świetnego pilota, charyzmatyczną i przebojową oficer, ale również wredną sukę o ciętym języku i faktycznie, biorąc pod uwagę ich kłótnie, Tycho gotów był zgodzić się z tą ostatnią opinią. Ale Brahe zdążył ją dobrze poznać i wiedział, że potrafi też być wrażliwa i empatyczna. Właśnie za to ją kochał.
– Rookson – zwrócił do podchorążego obsługującego stanowisko teledetekcji. Młody mężczyzna nosił błękitny mundur terrańskiej floty i przepisową stożkowatą czapkę. Natychmiast wstał, wyprężył się jak struna i zasalutował.
– Na rozkaz!
Tycho Brahe skrzywił się. Nadgorliwość młodzieńca go drażniła. Z drugiej strony, pochlebiło mu, że podchorąży okazuje tak olbrzymi szacunek.
– Wyluzuj – burknął Tycho. – I siadaj.
Młodzieniec poczerwieniał i posłusznie zajął miejsce w fotelu. Brahe kątem oka dostrzegł, że bosman Mila Todorov – ostatnia z trójki oficerów wachtowych – uśmiecha się pod nosem.
– A ty z czego rżysz? – fuknął. W odpowiedzi kobieta wzruszyła tylko ramionami. Figlarny uśmiech jednak nie schodził jej z ust.
Ona nie miała dla Tycha żadnego respektu. Nie tylko dla niego. Pieguska była zadziorna, nie uznawała żadnych autorytetów i potrafiła dosadnie wyrazić opinię, krytykując nawet starszych stopniem. Doskonale jednak znała się na swojej robocie. Najpierw dowodziła sekcją dział pościgowych, a po przeniesieniu na mostek udoskonaliła procedury sekcji kierowania ogniem. Podczas wachty kotwicznej miała najmniej obowiązków. Cała jej praca polegała na sprawdzeniu gotowości systemów bojowych, co zajmowało jej najwyżej kwadrans.
– Prześlij mi dane z lidaru – Brahe zwrócił się do Rooksona.
– Tak jest!
Po chwili trójwymiarowy wyświetlacz na stanowisku dowodzenia rozbłysnął mnogością kolorowych punktów naniesionych na schemat układu gwiezdnego. Każdy z nich oznaczał jakąś jednostkę podróżującą w kosmicznej próżni. Były ich tysiące.
– Wyselekcjonuj jednostki należące do Federacji Terrańskiej – polecił Brahe.
Młody podchorąży zmarszczył czoło i spojrzał pytająco na przełożonego.
Mila Todorov przewróciła oczami i rzekła:
– Po prostu zlokalizuj pozycję klucza czerwonego, debilu!
Tycho spiorunował ją wzrokiem, ale nic nie powiedział. Nie było tajemnicą, że on i Valeria są parą. Nie ukrywali tego. Nie chciał jednak, żeby wszyscy wiedzieli, że się o nią martwi. Próbował w dyskretny sposób dowiedzieć się, gdzie teraz jest Czarna i czy wszystko z nią w porządku. Mila to jednak storpedowała.
– Aha. – W oczach młodzieńca pojawił się błysk zrozumienia. – Przykro mi, ale to niemożliwe.
– Czemu? – zdumiał się Brahe.
– Melduję posłusznie, że nowe sensory nie wyłapują tak małych obiektów jak myśliwce.
– Kurwa – wymsknęło się porucznikowi i zaraz tego pożałował, widząc pobladłą twarz Rooksona.
Podchorąży nie był niczemu winien, przekazał tylko złe wieści. Tycho nie był wściekły na niego, tylko na sytuację. Przed rokiem „Hajmdal” przeszedł gruntowny remont w cesarskiej stoczni, ale Bahirianie nie dysponowali takim potencjałem technologicznym jak Togarianie, którzy zbudowali okręt. Nie udało im się w pełni odtworzyć całego wyposażenia i zastąpili większość urządzeń uboższymi wersjami. Dotyczyło to również sensorów.
– Nie przejmuj się – rzucił pojednawczo do Rooksona, który odetchnął z ulgą. – Nic na to nie poradzimy.
– Niekoniecznie…
– Słucham?
Podchorąży nie odpowiedział od razu. Nałożył słuchawki, pochylił się nad konsolą, a jego palce zaczęły śmigać po wirtualnej klawiaturze.
– Może uda mi się namierzyć źródło emisji fal radiowych. Oczywiście jeśli piloci klucza czerwonego nie otrzymali rozkazu zachowania ciszy w eterze.
– Nie sądzę.
– Udało się! – rozmyślania Brahego przerwał triumfalny okrzyk podchorążego. – Zlokalizowałem ich. Znajdują się blisko dysku protoplanetarnego w sektorze D-89.
Tycho Brahe zerknął na wyświetlacz. W tym rejonie lidar wykrywał jedynie cztery jednostki. Wszystkie posiadały sygnatury frachtowców należących do Diohda.
– Poruczniku?
– Tak?
Brahe przeniósł spojrzenie z powrotem na Rooksona. Podchorąży chwycił słuchawki i przycisnął je do uszu. Na jego twarzy pojawił się niepokój.
– Coś jest nie tak – zakomunikował.
SYSTEM 41 GEMINORUM
SEKTOR ZEWNĘTRZNY
Olbrzymi okręt wynurzył się z pyłu i lodu, ukazując się w pełnym majestacie. Budził grozę samym swoim widokiem. Było w nim coś przerażającego i fascynującego zarazem. Posiadał liczne prostokątne wypustki, strzeliste wieżyczki z działami laserowymi, romboidalne osłony kryjące otwory wyrzutni rakiet i emanował czernią tak głęboką, że promienie słońca gubiły się w licznych zagłębieniach na jego kadłubie. Przywodził na myśl gotycką katedrę, którą Valeria widziała kiedyś na jakimś holograficznym obrazku, pokazującym monumentalne budowle na Ziemi.
Okręt naprawdę przywodził na myśl widmo – ducha, który pojawiał się nagle, wzbudzając grozę i niosąc zagładę. Teraz Czarna już wcale nie dziwiła się, że Diohda uważali go za wcielenie bogini wojny, okrutną Inanę-Szatur o szponach ostrych jak brzytwa i skrzydłach splamionych krwią. Mit głosił, że od czasu do czasu bogini manifestuje się