Chamstwo. Kacper Pobłocki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chamstwo - Kacper Pobłocki страница 26
Patriarchat w społeczeństwach niewolniczych, jak przypomina historyk, „podkopuje solidarność między wyzyskiwanymi, gdyż zasadza się na tworzeniu oraz pielęgnowaniu ich osobistej więzi z panem”302. Każdy akt dobroci skierowany jest zwykle do jednostki, którą w ten sposób wyróżnia się na tle pozostałych, wzmacniając dzięki temu jej lojalność wobec pana – co zarazem sprawia, że erodują więzi, jakie niewolnicy tworzą między sobą. Relacja niewolnicza opiera się na wyłączności. Każda interakcja międzyludzka, w której nie ma pana, podważa absolutny charakter pańskiej władzy. Dlatego ideologia patriarchalna dążyła do kolonizacji wszystkich sfer życia poddanych – również tych, gdzie nie sięgała bezpośrednia władza pana.
W języku nowożytnej niewoli nie ma już klarownego podziału na pana i niewolnika. Po jednej stronie mamy dom, ojca, właściciela, państwo. Po drugiej – służbę, rodzinę, dzieci, sieroty, robotników, wyrobnice, czeladź. Słowa, które niegdyś bezpośrednio wiązały się z relacją niewolniczą, spowszedniały, stały się neutralne. Utraciły swoje jednoznacznie patriarchalne konotacje. Ale to właśnie z tych pojęć utkana została siatka międzyludzkich uwikłań w Polszcze, ta cała plątanina więzi zwana społeczeństwem.
„Szkolny wizerunek trzech stanów, umieszczonych warstwowo jeden nad drugim, wydaje się niezbyt trafnym modelem stratyfikacji społecznej” Polszczy303, zauważył historyk. Faktycznie, przyjęło się oddzielać społeczeństwa tradycyjne, zwane feudalnymi, od współczesnych, zwanych kapitalistycznymi. Społeczeństwo kapitalistyczne, złożone z klas, charakteryzuje się dynamizmem; feudalizm jawił się jako spetryfikowany porządek, a wyodrębnione stany tworzyły stabilną piramidę. Na jej dole znajdował się plebs, a nad nim kolejne – coraz węższe – warstwy, od mieszczaństwa, kleru i szlachty aż po monarchę, który plasował się na samym szczycie304.
Metafora feudalnej piramidy powstała do opisu średniowiecznej Francji, a następnie została przeniesiona na inne społeczeństwa, które nie przekroczyły progu współczesności305. Jest jednak nietrafiona i bardziej przeszkadza, niż pomaga w zrozumieniu specyfiki dawnych społeczeństw. „Wszystko, co nie pasuje do obrazu feudalizmu, usuwane jest z wyobrażenia lub umieszczane na drugim planie”306, stwierdza historyczka. Tak los spotkał na przykład ludzi luźnych czy pracowników najemnych, którzy teoretycznie nie powinni się pojawić w zdominowanym przez relacje poddańcze feudalizmie Polszczy. Oczywiście pod względem formalnym aż do czasów rewolucji francuskiej istniały odrębne stany. Ludzie nie rodzili się równi wobec prawa, ale w konkretnej grupie społecznej, wśród szlachty czy włościan, a każda z nich miała inne przywileje i inne obowiązki. Lecz to nie prawo stanowiło spoiwo łączące poszczególnych ludzi w społeczną całość.
„Stan szlachecki – pisał historyk o Polszcze – zawierał miniaturę całej hierarchii społecznej: od królowiąt magnackich poprzez szczeble pośrednie do »chłopów szlacheckich« – szlachty zagrodowej, wreszcie luźnych – gołoty”. Stan włościański był podobnie zróżnicowany: „zawierał on rozliczne stopnie od »arystokracji wiejskiej«, która nie zawsze stykała się osobiście z pańszczyzną, czasem docierała ze swoimi skargami aż do króla, czasem stawała na czele buntów chłopskich”307. Kmiecie, czyli bogaci chłopi, oburzyliby się, gdyby im powiedzieć, że łączy ich coś z komornikami – prekariuszami żyjącymi kątem u innych i dla innych robiącymi. Na to nakładało się ogromne zróżnicowanie terytorialne. Szlacheckie ojczyzny-włości, zwane państwami, stanowiły autonomiczne byty, a zagranica zaczynała się nie na granicy Polszczy i ościennych królestw, lecz pomiędzy dominiami poszczególnych panów. Sąsiadujące dobra ziemskie mogły podlegać innemu prawu: bywało, że nawet i w jednej wiosce poszczególne rodziny obowiązywały różne przepisy.
Idea stanów nie pozwala zrozumieć, jak wyglądała wówczas dynamika społecznych podziałów oraz sojuszy. Znów historyk: „Linia demarkacyjna ucisku społecznego nie przebiegała wyłącznie poziomo pomiędzy szlachtą a chłopami, lecz była dość skomplikowana. Jak magnateria niezgorzej uciskała ubogą szlachtę, tak »arystokracja wiejska« umiała drogą odrobów [odrabiania pańszczyzny], pożyczek procentowych i innych sposobów wykorzystywać biedotę komorniczą i luźnych. Nieraz dopomagała jej w tym szlachta osiadła […]. Z drugiej strony ludzie luźni, często jak i gołota w stosunku do magnaterii, stanowili bierne narzędzie szlachty, dostarczając hajduków i pachołków do tłumienia ruchów chłopskich, czy dostarczając wiernych nieraz sług dworskich, wykorzystywanych przeciwko wsi”308. Również linia dzieląca chłopów od drobnej szlachty w niektórych regionach i okolicznościach wcale nie musiała być ostra: na Mazowszu to właśnie u lumpenszlachty schronienie znajdowali uciekinierzy od złych panów309.
Tym, co organizowało ludzką zbiorowość Polszczy, była relacja służebności.
Tak wyraził ją Gostomski: „Pan każdy sługami sławy, zachowania [poważania, wpływu] i majętności dostawa; sługami też to traci: taki, który sługi nie rozezna, chować i rządzić nie umie”310. Innymi słowy – to, jakich (oraz ilu) masz służących, mówi najwięcej o tym, kim jesteś. Pozostajesz częścią społeczeństwa, osobą społecznie żywą tylko w relacji służebnej. Jako pan wobec sługi. Dlatego pan słudze „wychowanie dobre dać powinien, jako jednej podporze swojej, bez której trudno stać każdemu”311.
Kategorie pańskości i służebności były nie tylko istotniejsze niż podział na stany, ale odgrywały też większą rolę niż inne linie demarkacyjne: podział na ludność osiadłą i mobilną, na ludność trudniącą się pracą wolną i niewolną. Organizowały życie społeczne w Polszczy według logiki innej niż ta, którą przypisywano zwykle społeczeństwom określanym jako feudalne. Służebność miała bowiem charakter relacyjny: samo szlachetne pochodzenie nie oznaczało, że jest się automatycznie panem, czyli pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. Panem trzeba było się stać. A można to było zrobić tylko dzięki posiadaniu służących.
Wraz z transformacją instytucji niewoli – przemiany niewolników w służebników –
299
D. Graeber,
s. 288–290.
300
W. Hejnosz,
301
A. Brückner,
302
E. D. Genovese,
s. 5.
303
J. Jedlicki,
304
Zob. np. A. Wyczański,
305
Zob. W. Kula,
306
S. Reynolds,
307
S. Grodziski,
308
Tamże, s. 116.
309
A. Woźniak,
310
A. Gostomski,
311
Tamże, s. 110.