Bezkrwawy. Owen Jones

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezkrwawy - Owen Jones страница 8

Bezkrwawy - Owen Jones

Скачать книгу

miała nawet opory przed położeniem się z nim do jednego łóżka. Wygrało jednak poczucie obowiązku małżeńskiego. Jako najstarsza poszła pierwsza. Trzymała w dłoni świecę, a jej dzieci podążały nieśmiało za nią.

      Zatrzymali się przed łożem małżeńskim i zdębieli. Heng siedział na nim wyprostowany. W mroku pokoju lśniła jego blada skóra i koralowe oczy.

      - Dobry wieczór, rodzinko! – przywitał ich niskim, grobowym głosem.

      Całą trójka udała się do swoich łóżek. Żadne z nich nie mogło oderwać oczu od Henga. Mężczyzna nawet nie drgnął, tylko gapił się przed siebie.

      1 3 PEE POB HENG

      Ostatecznie cała rodzina usnęła z wyczerpania. Rankiem Heng był całkowicie opatulony kocami, a głowę miał przykrytą poduszką.

      Pozostali szybko zeszli na dół, starając się jak najprędzej przemknąć obok łóżka głowy rodziny.

      - Widziałaś jak tata wczoraj wyglądał, mamo? – spytał Den. – Jego oczy i skóra niemal rozświetlały całą izbę… ale czy to w ogóle były jego oczy? Przecież normalnie miał czarne kółka na białym tle, tak jak my. A teraz kółka były czerwone, a tło różowe. To chyba przez tę krew, prawda?

      - Nie mam pojęcia, kochanie. Może masz rację. Lepiej pójdź po więcej, a twoja siostra niech zajmie się mlekiem. Pamiętasz jak wasza ciotunia pobierała krew?

      - Tak, mamo. Tym razem wezmę ją od innego kozła, dobrze? Ten wczorajszy powinien jeszcze trochę wydobrzeć.

      - To dobry pomysł, Den. Każdego dnia bierz krew od innego kozła, a Din niech doi normalnie. Na chwilę obecną całe kozie mleko będzie dla waszego ojca, zgoda? Potrzebuje go o wiele bardziej niż my. Chyba nie chcemy żeby zgłodniał w środku nocy, prawda?

      - Zdecydowanie nie mamo! Wczoraj ledwo udało mi się zasnąć. Strasznie się bałem, że tata zacznie krążyć po mieszkaniu i szukać czegoś lub kogoś do zjedzenia.

      - Na razie nie zamartwiaj się takimi rzeczami. Ja leżę najbliżej, więc w razie czego będę jego pierwszym celem. Jednak jeśli zobaczysz na naszym łożu wór wysuszonej skóry, wyprowadź się. Zrób to samo w przypadku dostrzeżenia któregoś ranka czterech czerwonych ślepi, gapiących się na ciebie zza naszej moskitiery.

      - Pewnie, mamo! To ja pędzę po tę krew. A gdzie podziała się Din?

      - Nie wiem. Może wzięła się już za dojenie. Bierz się do roboty, a ja pojadę motocyklem po ciotunię Da. Przyda nam się jej pomoc. Nie idźcie z siostrą do ojca dopóki nie wrócę, zrozumiano?

      - Tak, mamo. Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać, ale… co jeśli on zejdzie do nas?

      - To chyba się nie stanie… Gdy wstawałam spał jak suseł. I tak wrócę szybko. Jednak gdyby faktycznie wstał, nie pozwalajcie mu pocałować się na powitanie.

      Kobieta powróciła po dziesięciu minutach wraz z Da. Gdy pojawiła się pod chatką staruszki, ta siedziała przy stole, jakby czekając na nieuchronną wizytę od kogoś z domostwa Henga. Po przyjeździe kobiet pan Lee wciąż spał na górze, Din załatwiła mleko a Den powoli kończył zdobywanie krwi.

      - Dobrze - zaczęła Da. – Na razie zalecam miksturę koziego mleka i krwi, w proporcjach 50/50. Dodamy jeszcze łyżeczkę bazylii, pół łyżeczki kolendry i szczyptę tego. Wymieszajcie wszystko porządnie i gotowe. Podawajcie mu pół litra rano i tyle samo przed snem. Na razie powinno wystarczyć. I pod żadnym pozorem nie podawajcie mu czosnku – to bardzo źle służy wampirom! Chodźmy do niego.

      - Ciotuniu Da, zanim to zrobimy powinnam ci powiedzieć, że przez większość wczorajszej nocy siedział wyprostowany na łóżku, świecąc się jak latarnia. Miał przeraźliwie bladą skórę, różowe oczy i czerwone źrenice – relacjonowała Wan. – A gdy do nas przemówił… Na Buddę! Nigdy nie słyszałam czegoś podobnego. Powiedział „Dobry wieczór, rodzinko”, ale tak dziwnym i niskim głosem… To było naprawdę straszne.

      - Teraz to nieważne… Chodźmy go obejrzeć.

      Wzięli flakon z koktajlem i poszli na górę. Gdy otworzyli izbę, wewnątrz było ciemno jak oko wykol. Wszystkie okiennice były zamknięte. Wan wyszła za próg po świecę. Zapaliła ją za pomocą zapalniczki i wróciła do pomieszczenia. W tym czasie Da zdążyła zbliżyć się do łoża, w którym spał Heng.

      Blask świecy nie ujawnił żadnych nowinek, więc kobiety odwiązały moskitierę i usiadły po obu stronach łóżka. Wan odsunęła zasłony. Jej oczom okazał się on, leżący nago na plecach, z rozłożonymi rękami i otwartymi oczami. Właściwie były to dwa głębokie, czerwone kółka osadzone w różowych migdałach, które z kolei tkwiły w upiornej, beznamiętnej masce będącej kiedyś twarzą mężczyzny. Jego wargi były ledwo widoczne.

      Kobieta spojrzała pytająco na Da. Staruszka przyglądała się pacjentowi. Położyła zewnętrzną część dłoni na jego czole i wcale nie była zaskoczona, że ma ono temperaturę pokojową.

      - Jak się dziś czujesz, Heng? – spytała jego żona.

      - Głodny… Nie, spragniony – odparł. Słowa toczyły się z jego ust niczym głazy po skalnym zboczu.

      - Dobrze, skarbie. Usiądź sobie i damy ci trochę pysznego koktajlu.

      Panie zmieniły ułożenie poduszek, pomogły Hengowi usiąść i opatuliły go kocem.

      - Wypij to, kochany – powiedziała Wan. – To ten sam napój, który tak ci wczoraj posmakował.

      Da nalała trochę płynu do szklanki i wsadziła do niej słomkę. Mężczyzna wypił dwie porcje różowego napoju z zieloną ziołową pianką. Zdawało się, że nieco po nich odżył. Przeciągnął się i rozejrzał dookoła jakby pierwszy raz widział swój pokój.

      - Smakowało, co Heng? – spytała Da. – Widzę, że jesteś o wiele bardziej żywy. Czy dasz radę zejść dziś na dół? Trochę słońca dobrze ci zrobi… Wyglądasz nieco blado… Nie jesteś przyzwyczajony do siedzenia pod dachem, prawda?

      Heng przyjrzał się jej jakby mówiła do niego w obcym języku. Następnie przeniósł spojrzenie na żonę.

      - Chcesz iść do toalety, Heng? Dawno się nie wypróżniałeś. Wszystko w porządku tam na dole? Może przynieść ci wiadro?

      - Tak, to dobry pomysł. Chcę do toalety, ale najpierw napiję się jeszcze koktajlu.

      Żadna z kobiet nie wiedziała ile może go pić, więc pozwoliły mu w pełni zaspokoić pragnienie. Heng wypił cały litr.

      Da przechyliła się do tyłu i obserwowała jak Wan pomaga mu się ubrać. Koktajl zaczynał działać i mężczyzna stawał się coraz bardziej energiczny.

      - No to chodź, skarbie. Ubierzesz się i pójdziemy na dół.

      Kobiety wzięły dygoczącego Henga pod ręce i pomogły mu wstać. Zachowywał się jak rower z rozklekotanym kołem. Gdy udało im się zaprowadzić go na półpiętro,

Скачать книгу