Niepokorni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niepokorni - Vincent V. Severski страница 13

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Niepokorni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

zmienił wyraz twarzy, uśmiechnął się sucho i spojrzał zimnym wzrokiem starego generała wywiadu wojskowego.

      – Oczywiście – odparł pewnym głosem Krugłow, ale teraz nabrał wątpliwości, czy aby nie wykazuje za dużo inicjatywy. To ostatnie, dziecinne pytanie Łopatina zabrzmiało jakoś złowieszczo.

      Ludzie z nadmiarem inicjatywy pierwsi giną – pomyślał i dolał koniaku do kieliszków.

      Tadeusz Konarzewski był przewodniczącym partii od chwili jej powstania. Był też jej założycielem. Dlatego kwestionowanie jego przywództwa nie było ani praktyczne, ani dobrze widziane, ani mądre i właściwie się nie zdarzało. Dzięki temu partia miała się dobrze i pod kierunkiem Tadeusza szykowała się do wielkiego przełomu. Objęcia władzy.

      Sytuacja międzynarodowa wokół Polski, na Wschodzie, Zachodzie, Bliskim Wschodzie oraz w Chinach – wszystko układało się w logiczny, koherentny ciąg wydarzeń i Tadeusz wiedział aż nadto dobrze, że człowiek w obliczu zagrożenia szuka przede wszystkim bezpiecznego miejsca dla siebie i swojej rodziny. Ale jeszcze bardziej potrzebuje kogoś, kto się nim zaopiekuje, obroni i pokaże, gdzie się można schronić, weźmie pod swoje stalowe skrzydła.

      Od wielu miesięcy badania opinii publicznej wskazywały, że Polacy tęsknią za silnym przywódcą i nieustannie wspominają marszałka Piłsudskiego, wolność i demokrację odsuwając na dalszy plan. Im lepsza była sytuacja gospodarcza Polski i większa niepewność jej bezpieczeństwa, tym bardziej ludzie bali się o swoją przyszłość i dorobek. A od pewnego poziomu strach napędza się już sam.

      Taka była esencja myśli politycznej Tadeusza i w Gabinecie Cygar Woskowych wszyscy się z nią zgadzali. Co więcej, panowało przekonanie, że ta prosta diagnoza, przy obojnactwie politycznym partii rządzącej, sama załatwi im przejęcie władzy i właściwie trzeba tylko uważać, by nic nie zepsuć. A psują najczęściej zwykli głupcy i szpiedzy – uważał Tadeusz – dlatego zagrożenie jest realne i poważne.

      Jednak wykrycie głupca i szpiega wrogiej partii we własnych szeregach było bardzo trudne, ba, prawie niemożliwe, i wymagało od przewodniczącego czegoś więcej niż talentu. Wymagało wizjonerstwa. Czasami zewnętrznie szpieg i głupiec niczym się od siebie nie różnią. Jak jednak odróżnić szpiega udającego głupca od własnych pożytecznych głupców, bez których polityka nie może się obejść? Z tym Tadeusz miał problem. Wprawdzie nigdy nie złapał wewnętrznego szpiega, ale wiedział, że są wszędzie i knują razem z innymi szpiegami wrogiej partii. Wiedział, bo sam przecież miał takich szpiegów wszędzie.

      Tak mu też podpowiadał Wacław, który najlepiej się na tym znał, oraz logika i intuicja, tym bardziej że głupców rozpoznawał natychmiast, a było ich wokół mnóstwo. Tadeusz miał też problem z ustaleniem, który głupiec jest lojalny, który zaś nie. A lojalność cenił sobie najwyżej. Mówiło się nawet, że kiedy wchodził do polityki, to właśnie z powodu utraty zaufania rozszedł się z żoną. Wiedział też, że nie każdy, kto jest szczery, mówi prawdę i na odwrót. Inni też to wiedzieli, ale tylko on potrafił rozróżnić.

      W partii, której przewodził, działały wszystkie demokratyczne instytucje, jakie powinny istnieć, by członkowie myśleli, że mają wpływ na jej funkcjonowanie. Były wybory, członkowie głosowali i decydowali, spierali się i podgryzali, ale i tak wszyscy wiedzieli, że najważniejszy jest Gabinet Cygar Woskowych, którego statut partii oczywiście nie przewidywał. A w Gabinecie o wszystkim decydował Tadeusz, chociaż czasami można było podyskutować. A przynajmniej tak się wydawało.

      W istocie nie było to ciało doradcze, lecz kontrolne, które pozwalało Tadeuszowi trzymać blisko siebie i pilnować potencjalnych puczystów, zdrajców, szpiegów i złodziei. Bo Konarzewski był doświadczonym politykiem i wizjonerem, więc najlepiej wiedział, że nic bardziej nie korumpuje ludzi niż polityka właśnie.

      Członkami Gabinetu było siedmiu najbliższych współpracowników Tadeusza, w tym Lucjan Górski z Torunia.

      Tego dnia się zebrali, by przedyskutować kandydaturę partii w zbliżających się wyborach prezydenckich. Wiadomo już było, że obecny prezydent z powodów zdrowotnych ma ogłosić ustąpienie z urzędu, a wybory odbędą się w ciągu pół roku, więc trzeba było się spieszyć.

      Tadeusz zdawał sobie sprawę, że po dwóch kolejnych skróconych i byle jakich prezydenturach wyborcy zażądają kogoś charyzmatycznego i zdecydowanego, zwłaszcza że poziom dezorientacji społeczeństwa osiągnął dno, co pokazywały wszystkie sondaże.

      Lucjan bardzo liczył na tę nominację i miał podstawy przypuszczać, że tak właśnie się stanie. Wspierał go sam Wacław Koszyk, etnograf i były szef ABW, najbardziej zaufana osoba Konarzewskiego.

      Tadeusz i Wacław byli rówieśnikami z pokolenia wielkiego powojennego wyżu demograficznego, które wykuwało przyjaźń na wyprawach do ruin miasta wciąż pachnącego śmiercią.

      Mieszkali w tej samej klatce schodowej na warszawskim Latawcu mokrym jeszcze od zaprawy murarskiej. Siedzieli w tej samej ławce w podstawówce numer 43 imienia Adama Próchnika na ulicy Stefanii Sempołowskiej, a drogę do szkoły przemierzali razem, wywijając workami z kapciami.

      Ojciec Tadeusza był zwykłym murarzem, który otrzymał mieszkanie na budowanym przez siebie Latawcu, natomiast ojciec Wacława zmarł zaraz po jego narodzinach i nie zachowały się żadne zdjęcia. A zatem syn właściwie go nie znał. Wychowywała go charyzmatyczna matka, znana dziennikarka, w czasie wojny łączniczka Komendy Głównej AK. Mimo braku domowej biblioteki Tadeusz uczył się lepiej od Wacława, choć zazdrościł mu mamy z bohaterskim powstańczym życiorysem.

      Tadeusz od początku miał zadatki na przywódcę, w czym nie przeszkadzały mu spore trudności z właściwym planowaniem działań, określaniem priorytetów, a także – co najważniejsze – z identyfikacją wrogów, nie mówiąc o ich neutralizacji. Ale to był właśnie drugi szereg, wymarzone pole działania dla Wacława. I to dzięki niemu Tadeusz przez całą szkołę podstawową i liceum był przewodniczącym klasy. Tak rozpoczął się ich wspólny marsz ku polityce.

      – Jaka sytuacja? – zapytał Tadeusz.

      – Prezydent ma bardzo złe wyniki histopatologiczne i galopujący cukier. Nie poprawiły się od poprzedniego badania… – zaczął Wacław, tocząc wzrokiem po siedzących przy stole członkach Gabinetu.

      – A to pewne? – przerwał mu przyjaciel. – Bo wiesz… jeśli nas podpuszczają, to możemy zrobić falstart. Twoje źródło w Pałacu jest wiarygodne? Czego od nas oczekuje?

      – Wiarygodne. I drapieżne. Nazywam je Sroka, bo łapie w dzióbek wszystko, co błyszczy – odpowiedział spokojnie Wacław i delikatnie się uśmiechnął. – Chce zostać w kancelarii, jeśli nasz kandydat wygra. A poza tym proszę bardzo… – Wyjął dyktafon. – Sami możecie posłuchać, o czym rozmawia prezydent z premierem Bańkowskim. Zastanawiają się, czy sędzina wybierze prezesurę w Trybunale, czy jednak będzie kandydować.

      – Najpierw ja przesłucham to nagranie – uciął Tadeusz. – Jak on to zrobił? Nooo… to nagranie.

      – Mamy specjalistów na wolnym rynku, mamy. – Wacław uśmiechnął się porozumiewawczo, ale wszyscy członkowie Gabinetu wiedzieli, że chodzi o lojalnych wobec byłego szefa funkcjonariuszy służb. – Co więcej… – ciągnął – Sroka ma być zaufanym

Скачать книгу