Niepokorni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niepokorni - Vincent V. Severski страница 9

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Niepokorni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

naczelnik… to nie fair… – dodał Irek.

      – Okej… okej… – powtórzyła dla pewności. – Ja… tak na wszelki wypadek.

      – Przecież wciąż jesteśmy Wydziałem Q – odezwała się milcząca dotąd Ewa. – Nic się pod tym względem chyba nie zmieniło… Nie zapomnieliśmy przecież o Igorze i Wasi, prawda? Zdjęcia są nam raczej niepotrzebne.

      I na chwilę nad stołem zawisła cisza.

      Jagan nie wiedział, gdzie mieszka Doronin, i wcale go to nie interesowało, ale kiedy poznał jego adres, bardzo się zdziwił. Wziął lornetkę i wyszedł na balkon. Jak wynikało z jego obliczeń, musiało to być mieszkanie w bloku, który obserwował przez ostatnie trzy dni. Z łatwością wytypował lokal na dziesiątym piętrze i dla pewności sprawdził swoje zapiski. „Mieszkanie konspiracyjne” – zapisał na liście czerwonym ołówkiem przy numerze 265, tym samym, który podał mu Doronin w esemesie.

      Ja pierdolę… ale ci nasi szpiedzy to bałwany! – pomyślał Jagan i uśmiechnął się w duchu, kiedy już wbiegał na dziewiąte piętro. Zasłonięte brudne okna, żadnych kwiatów, prania, żadnego rowerka ani beczek z ogórkami czy kapustą… Mieszkanie konspiracyjne rosyjskiego wywiadu, ale czystości to nie potrafią utrzymać. Prawdziwy Rosjanin kąpie się codziennie, bo higiena to sprawa patriotyzmu… No, chyba że jest na wojnie.

      Przystanął i przyłożył ucho do drzwi. Wewnątrz było cicho, ale Jagan wyraźnie czuł czyjąś obecność, tym bardziej że smok zadrżał delikatnie. Odbezpieczył złotą tetetkę, chociaż wcale nie czuł zagrożenia. Instynkt zawodził go jednak coraz częściej, więc nie mógł zdać się wyłącznie na niego. To był jego największy problem: zaczynał tracić zaufanie do samego siebie.

      Przełożył pistolet do prawej kieszeni kurtki, a lewą ręką delikatnie nacisnął klamkę. Nim doszedł do połowy, drzwi gwałtownie szarpnęły i otworzyły się na oścież.

      – Wchodź – wyszeptał Rudolf, przynajmniej tak się Jaganowi wydawało.

      – Aaa… skąd wiedziałeś… że ja…

      – Znikłeś na dwa dni i szef chciał już się tobą zająć.

      – Jak to zająć?

      – Dezerterów strzela się jak psy.

      – Nie jestem dezerterem – zaprotestował głośno Jagan i poczuł, jakby coś mu ugrzęzło w gardle, bo określenie „dezerter” było najgorszym przekleństwem dla żołnierza specnazu. – Zepsuł mi się telefon – dodał niepewnie, a Doronin z niedowierzaniem pokiwał głową.

      Tak czy inaczej kapitan miał już na dobre przegwizdane u Jagana. I na dodatek to imię, Rudolf, które w żaden sposób nie mogło mu przejść przez gardło. Pomyślał nawet przez chwilę, że za tego „dezertera” mógłby mu dać z lewego buta w ryj, a za imię z prawego, ale wisiał w Jasieniewie na czterdzieści tysięcy baksów, które już się rozeszły, więc się powstrzymał. Będzie jeszcze okazja – pomyślał – dopilnuję.

      W rzeczywistości kapitan Rudolf Doronin mówił normalnym głosem, był zrównoważony i zadawał pytania, kiedy chciał się czegoś dowiedzieć. Jagan był po prostu do niego uprzedzony, jak zresztą do wszystkich z wyjątkiem Gali.

      Miał trzydzieści pięć lat, z czego dziesięć spędził w Meksyku, USA i Indiach. Gdyby Jagan to wiedział, inaczej spojrzałby na kapitana, bo to znaczyło, że zna fach i ma doświadczenie bojowe, jak mówili o pracy zagranicznej szpiedzy, a Jagan cenił tylko zawodowców. A gdyby wiedział jeszcze, że Doronin służył w jednostce do zadań specjalnych, z pewnością zmieniłby opinię. Nowy szef SWZ Krugłow wybrał Doronina właśnie dlatego, że ten cały czas działał za granicą i był prawie nieznany w Centrali, nie miał powiązań z żadną koterią w Jasieniewie i pochodził z chłopskiej rodziny gdzieś zza Uralu. Kończył tajny indywidualny kurs oficerski, więc nie był uwikłany w układ towarzyski, w jakim tkwią wszyscy absolwenci Akademii Andropowa. Nigdy też nie spotkał się z Popowskim, więc było prawie pewne, że nie jest związany z grupą Lebiedzia znaną jako biełaja komanda, i bardzo prawdopodobne, że nie zdradzi.

      – Herbaty? – zapytał Doronin, ale Jagan udał, że nie słyszy. – Nie to nie.

      Usiedli w dużym pokoju na starej, zaplamionej wersalce i Doronin otworzył pokrywę laptopa.

      – Zdejmij kurtkę – powiedział spokojnie. – Chwilę posiedzimy. Jest o czym pogadać. Zapocisz się. – Spojrzał na Jagana, który patrząc w okno, poprawił kurtkę i położył nogi na ławę. – Wystaje ci z kieszeni ta twoja złota tetetka. Nie sądzisz, że to siara chodzić z takim babskim pistolecikiem? – zapytał z uśmiechem, ale Jagan tylko wcisnął mocniej głowę w kołnierz i wciąż gapił się w okno. Pistoletu nie poprawił. – Coś taki najeżony? Stało się coś?

      Jagan wzruszył ramionami.

      – Mów, komandir, co się dzieje. Szkoda czasu. – Wsunął pistolet do kieszeni. – Mam nowiutką giurzę SPS, jak trzeba… więc nie bądź taki mądry, towarzyszu oficerze wywiadu.

      – Oj, chorąży Trubow… – Doronin pokręcił głową z lekkim uśmiechem. – Lubię cię i już wiem, że ta nasza wyprawa będzie chyba najwspanialszym przeżyciem, jakie dotąd miałem. Naprawdę cię lubię, chociaż nie mam zielonego pojęcia, dlaczego akurat ciebie wyznaczono do tej roboty. Mówią, że jesteś nieśmiertelny… Nexus… Pewnie dlatego – powiedział bez cienia ironii i pokiwał z uznaniem głową. – Zobaczymy, czy z ciebie taki dżygit, jak mówią.

      – Jaki Nexus? – obruszył się Jagan, ale poczuł się dziwnie z innego powodu. Do tej pory tylko Gala mówiła, że go lubi, i wiedział dokładnie, co to znaczy, bo słowa zamieniała w czyn. Kiedyś coś takiego powiedział chyba Tatar w Szwecji, nie był pewien, zresztą Tatar nie żyje. Ale Doronin? W każdym razie postanowił zdjąć kurtkę i zabrał nogi ze stołu.

      – Napiję się tej herbaty – wykrztusił przez zaciśnięte gardło.

      – A dlaczego mówią na ciebie Jagan? – Kapitan podniósł się z kanapy.

      – Czy to ważne? A co… nie czytałeś moich akt?

      – Nie – doleciało z kuchni.

      – Dziwne – mruknął Jagan. – Wszyscy wcześniej czytali.

      – Co mówisz?

      – Nic.

      – Żonaty jesteś? Masz dzieci? Jakąś rodzinę…

      – A co cię to obchodzi?

      – Chcę cię poznać. Będziemy przecież razem pracować. – Z kuchni dochodził stukot szkła. – Dopaść Popowskiego to prawdziwe wyzwanie dla takich kozaków jak my. Nie będzie łatwo…

      – To weź sobie moje akta i poczytaj, jak tak bardzo chcesz mnie poznać. Tam wszystko jest. A Popowskiego mamy przecież zlikwidować, więc w czym problem? Prosta sprawa…

      – Tylko gdzie on jest?

Скачать книгу