Człowiek Nad Morzem. Jack Benton
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Człowiek Nad Morzem - Jack Benton страница 8
- Jaką obsesję?
- Obsesję… okultystyczną.
- Jest pan jednym z tych walniętych łowców duchów?
- Od tygodnia lub dwóch.
- Dobre miejsce, by zacząć – mruknął Arthur. – Słyszał pan o Becce Lees?
Slim zmarszczył brwi. Skądś znał to nazwisko…
- Druga ofiara – oświecił go Arthur. – Pięć lat po pierwszej. W 1992 roku. Była jeszcze trzecia w 2000 roku, ale dojdziemy do tego.
- Powinienem to zapisywać?
W półmroku gest Arthura mógł być skinieniem lub wzdrygnięciem.
- Nie rozmawiam teraz z panem – rzekł. – Sam pan to wszystko odkryje. Ostatecznie.
- Ale gdyby nierozwiązana sprawa Joanny Barmwell stała się nieco… rozwiązana, czy nie byłoby to na twoją korzyść?
- Mick był dobrym kumplem – stwierdził Arthur.
Slim wyczuł, że kwestia została domknięta.
- Co masz dla mnie?
- Becca Lees miała dziewięć lat – ciągnął dalej Arthur. – Znaleziono ją w sadzawkach na południowej części plaży, podczas odpływu.
- Utonęła – powiedział Slim, przypominając sobie przeczytane artykuły. – Wypadek.
- Nie było na niej ani śladu. Przyjechałem pierwszy na miejsce. Ja… - Slimowi wydawało się, że usłyszał coś jakby tłumione łkanie. – Przewróciłem ją.
- Dużo słyszałem o tych prądach – oznajmił Slim.
- Był październik – mówił dalej Arthur. – Mniej więcej o tej porze. To był tydzień przerwy semestralnej. Był sztorm i na całej plaży walały się śmieci. Zdaniem matki Becci, dziewczynka poszła nad morze, żeby pozbierać drewno wyrzucone na brzeg. Potrzebowała go do projektu szkolnego.
- Sam tak robiłem – westchnął Slim. – Pewnie postanowiła popływać i ją wciągnęło.
- Jej matka podrzuciła ją przy drodze. Wróciła po nią godzinę później, lecz było już za późno.
- Sądzisz, że ją zamordowano?
Arthur walnął w deskę rozdzielczą z taką wściekłością, że Slimem aż wzdrygnęło.
- Ja to wiem, do diabła! Tylko co ja mogłem zrobić? Nie morduje się nikogo na plaży, jeśli nie ma odpływu. A wie pan dlaczego?
Slim pokręcił głową.
- Zostawia się ślady. Próbował pan kiedyś zacierać ślady na piasku. To niemożliwe. Był tam tylko jeden i to wszystko. Prowadził do brzegu wody, a dalej była mała przestrzeń w miejscu, do którego docierał pływ. Dziewczynkę ciągnięto przez wodę i porzucono na skałach. Pozostawiona sama sobie do momentu opadnięcia wody.
- To wygląda na utonięcie. Podeszła za blisko, wciągnęło ją, a potem przeciągnęło na plażę.
- Tak się wydaje. Tylko że Becca Lees nie umiała pływać. Nawet nie lubiła plaży. Nie miała ze sobą stroju kąpielowego. Gdy się pojawiliśmy, na plaży były ślady, po których chodziła zbierając rzeczy z ziemi. A gdzieś w połowie drogi do linii odpływu, prowadził prosty ślad w kierunku wody, zakończony dwoma odciskami stóp w piasku. Są ustawione w stronę morza. Co to panu mówi?
Slim zrobił długi wydech.
- To, że albo nielubiąca wody dziewczyna poczuła nagłą potrzebę podejścia nad brzeg… albo zauważyła coś intrygującego.
- Coś, co wylazło z wody – przytaknął Arthur.
Slim przypomniał sobie postać, którą widział na brzegu. Czy Becca Lees dostrzegła coś podobnego? Coś, co skłoniło ją do zaniechania zbierania drewna i pójścia prosto w stronę wody? Coś, co doprowadziło do jej śmierci?
- Jest jeszcze coś – powiedział Arthur. – Znalazł to koroner, jednak nie wystarczyło to do wykluczenia nieszczęśliwego wypadku. Mięśnie w okolicy łopatek dziewczyny i jej karku były nienaturalnie spięte. Tak jakby zesztywniały natychmiast po jej śmierci.
- Jak to się mogło stać?
- Rozmawiałem o tym z koronerem i nawet przedłożyłem to nadkomisarzowi jako uzasadnienie przedłużenia śledztwa. Brakowało jednak dowodów. Samo zjawisko mogło po prostu świadczyć o tym, że Becca starała się oprzeć wielkiemu ciśnieniu w chwili śmierci.
Slim pokiwał głową. Potarł oczy, jakby chciał wygnać z umysłu niechcianą wizję.
- Ktoś trzymał ją pod wodą.
Zanim Arthur wysadził Slima pod domem, mężczyźni wymienili się numerami. Policjant obiecał dotrzeć do jakichkolwiek informacji w aktach sprawy. Miał jeszcze więcej do powiedzenia, ale w domu czekała na niego żona z kolacją. Przekazanie tych wieści musiało zatem poczekać.
Po tak ciężkim dniu mózg Slima aż skwierczał od wiadomości. W takim stanie udało mu się dojść do tylko jednego wniosku – musiał porozmawiać z Emmą o Tedzie.
10
Do spotkania z Emmą doszło w parku kilka mil za miastem. To ona wybrała miejsce. Prawdopodobieństwo, że ktoś mógł ich tam zobaczyć było bardzo małe, więc mogli spokojnie załatwić sprawę bez obaw połączenia jej w jakikolwiek sposób z Tedem. Gdy Slim czekał na kobietę nie mógł opędzić się od uczucia, że ich zachowanie przypomina parę kochanków, a towarzysząca mu samotność aż za bardzo pasowała do takiego scenariusza. Zobaczył w końcu zbliżającą się Emmę. Kobieta szła żwawo ze spuszczoną głową. Slim wcisnął dłonie głęboko do kieszeni płaszcza, żeby go w żaden sposób nie zdradziły.
Twarz Emmy miała oschły wyraz.
- Minęły prawie dwa miesiące – zaczęła. – Ma pan dla mnie jakąś odpowiedź?
Żadnego formalnego powitania. Analityczna część osobowości Slima miała ochotę wytknąć, że minęło dokładnie siedem tygodni i cztery dni.
- Proszę usiąść, pani Douglas. Mam już pewne informacje, ale musiałbym znaleźć ich jeszcze więcej.
- No jasne, panie Hardy. Mam panu płacić, lecz pan nadal musi coś rozgryźć, zgadłam?
Slima korciło, żeby wspomnieć, że nie otrzymał jeszcze ani pensa. Zamiast tego rzekł:
- Według moich obserwacji pani mąż nie ma romansu – ulga na twarzy Emmy została w pewien sposób utemperowana