Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 17

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

z pistoletami, ruszyli w kierunku opla.

      – Co nam grozi? – odezwała się Szrebska.

      – Tobie tylko mało przyjemne przesłuchanie. Jeśli o mnie chodzi, trudno powiedzieć.

      – Mam to nagrywać? – zapytała, sięgając po komórkę.

      – Nie. Połóż ręce na kierownicy.

      – Gdyby cię zamknęli, pamiętaj, że znam świetną prawniczkę z kancelarii Żelazny & McVay. Da ci zniżkę.

      Forst wskazał wzrokiem kierownicę, ale Olga skrzyżowała ręce na piersiach.

      Funkcjonariusze podeszli z obu stron, gotowi w każdej chwili dobyć broni. Ustawili się w taki sposób, że zdeterminowany kryminalista mógłby ich odepchnąć, otwierając z impetem drzwi.

      Wiktor złapał za klamkę, a potem wyrzucił gumę na zewnątrz i wyszedł z auta.

      – Ręce na dach! – rozkazał funkcjonariusz.

      – Spokojnie, sierżancie – odparł Wiktor, patrząc na oznaczenia na mundurze. – Jestem uzbrojony tylko w big redy.

      – Ręce na dach!

      Gdy Forst nie wykonał polecenia, funkcjonariusz natychmiast do niego doskoczył, złapał go za fraki i obrócił. Nieporadnie nacisnął na szyjny odcinek kręgosłupa, licząc na to, że Wiktor się pochyli. W tej ekwilibrystyce były co najmniej dwa momenty, gdy Forst miał sposobność, by odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Posłusznie położył jednak dłonie na dachu astry, a potem spojrzał na Olgę.

      Wysiadła z samochodu i spiorunowała policjanta wzrokiem. Nie sprawiała wrażenia chętnej do współpracy. Typowa dziennikarska postawa, skwitował w duchu.

      Przypuszczał, że sytuacja szybko przerodzi się w katastrofę. Ocenił swoje szanse – w tej chwili groziła mu odsiadka, ale może sprawny prawnik rzeczywiście potrafiłby wyciągnąć go z tego gnoju. Wystarczyło tylko współpracować.

      – Słuchaj… – zaczął niepewnie.

      – Ryj, kurwa! – wydarł się funkcjonariusz.

      Standard. Ćwiczyli takie okrzyki długimi godzinami na szkoleniach. Jakkolwiek szlachetnie by do tego zawodu nie podchodzić, duża część nauki sprowadzała się do robienia odpowiedniego wrażenia. Mając regularnie do czynienia z kryminalistami, należało operować językiem, który rozumieli. Tubalny, dosadny ton był katowany do upadłego.

      Forst się rozejrzał. Na parkingu nie było nikogo, oprócz tirowca, który właśnie odsłaniał firankę w kabinie, zainteresowany krzykami. Szrebska nadal stała przed policjantem, nie mając zamiaru odwracać się do niego tyłem.

      Znajdujący się za Wiktorem funkcjonariusz zaczął go przeszukiwać.

      Forst wiedział, że jeśli ma coś zrobić, to właśnie teraz. Za chwilę skują go i wsadzą do radiowozu.

      – Stój spokojnie! – ryknął sierżant.

      Komisarz zaczerpnął tchu i podjął decyzję. Nawet jeśli była to jedna z najważniejszych spraw w historii polskiego wymiaru ścigania, nie była warta tego, by iść za nią siedzieć.

      – Pochyl się, kurwa! – krzyknął funkcjonariusz, a potem przywalił Wiktorowi w plecy.

      Forst zacisnął usta i zrobił, co mu kazano.

      – Nogi szerzej!

      Policjant kopnął go w kostkę i przycisnął mocniej do karoserii. Wiktor wykonał polecenie, nie protestując. Nie ulegało wątpliwości, że ma do czynienia z żółtodziobami – jeden przesadzał z siłą fizyczną, drugi nie potrafił okiełznać Szrebskiej.

      – Przyzwyczajaj się do tego, Forst – odezwał się przez zęby funkcjonariusz. – W więziennej celi będziesz tak się ustawiał co dnia.

      Jeśli dotychczas wątpił, że ktoś z góry się na niego uwziął, teraz nie miał wątpliwości. To nie było normalne zatrzymanie, tym dwóm polecono, by się nie certolili.

      Wiktor obejrzał się przez ramię na młodzika.

      – Ryj na samochód! – wydarł się policjant.

      – Nie wiem, kto wam…

      Forst urwał, gdy funkcjonariusz uderzył go w żebra. Ból szybko zaczął rozchodzić się po klatce piersiowej – równie szybko, jak świadomość tego, że całe zajście nie skończy się tak, jak przypuszczał komisarz.

      – Nie jęcz – odezwał się napastnik. – Zanim dojedziemy do aresztu śledczego, oberwiesz jeszcze niejednokrotnie. A tę dziennikarską dziwkę przejadę na wylot.

      Komisarz znów spróbował się odwrócić, tym razem bardziej zdecydowanie.

      – Głowa w dół, kurwa!

      Forst nie zdążył jej pochylić. Funkcjonariusz rąbnął go w potylicę, aż zaszumiało mu w uszach.

      Wiktor nie planował się bronić, zadziałał instynkt samozachowawczy, wzmocniony latami ćwiczeń. Z impetem odrzucił głowę w tył, trafiając policjanta prosto w twarz. Młody zawył cicho i zatoczył się o krok.

      Zanim drugi z policjantów się zorientował, Forst dopadł już do zdezorientowanego młokosa i wyrwał mu pistolet z otwartej kabury. Nie zastanawiał się ani przez moment. Wszystko działo się automatycznie.

      Dopiero po upływie kilku sekund komisarz zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.

      Teraz nie było już odwrotu.

      – Szrebska! Odsuń się! – krzyknął.

      Dziennikarka natychmiast wykonała polecenie, a drugi z policjantów trwał w bezruchu, nie rozumiejąc, co się stało. Forst odszedł kilka kroków od tego, któremu teraz z nosa ciekła strużka krwi, cały czas mierząc do niego z broni. Obaj sprawiali wrażenie, jakby narobili w spodnie.

      – Drgnij tylko, a strzelę – powiedział Wiktor. – W tej chwili wszystko mi jedno. I tak poślą mnie do Wronek.

      Funkcjonariusz przełknął ślinę.

      – Nie strzelisz – powiedział słabo.

      Miał stuprocentową rację. Czym innym było przywalić policjantowi w nos, czym innym pociągnąć za spust. Nie miał zamiaru ryzykować, że któregoś z nich zrani czy, nie daj Boże, zabije.

      Olga odsunęła się na bok, piorunując Wiktora wzrokiem. Spodziewał się zobaczyć w jej oczach ulgę, ale jej nie dostrzegł.

      – Zwariowałeś? – zapytała, oddychając ciężko.

      Komisarz poprawił chwyt broni.

      – Przed chwilą sama byłaś gotowa rzucić mu się do gardła.

      – Ale

Скачать книгу