Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 9

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

przekonana, że przetransportują go do Krakowa – zauważyła Szrebska.

      Forst milczał, uznając, że nie ma to żadnego znaczenia. I tak nie wpuszczono by ich do prosektorium.

      – Mogli polecieć do Instytutu Medycyny Sądowej – dodała. – Mają tam lepszy sprzęt.

      – To czterdziestominutowy lot z gnijącym trupem na pokładzie.

      Olga wzruszyła ramionami.

      – Nie wspomnę już o tym, że obowiązuje właściwość miejscowa. Zakopiańska prokuratura prowadzi sprawę – dodał Wiktor. – Tak czy inaczej, nie udało się ustalić tożsamości.

      – Właściwie powinniśmy się byli tego spodziewać.

      – Nie masz zaufania do organów ścigania?

      – Mam, ale większym darzę Facebooka.

      Funkcjonariusz spojrzał na nią pytająco. Szrebska wskazała torbę z laptopem, która leżała za siedzeniem kierowcy. Wiktor wyjął z niej niewielkiego macbooka air, podczas gdy Olga otworzyła lusterko nad głową i zaczęła poprawiać fryzurę.

      – Będziesz zadowolony z tego, co wrzuciłam jeszcze spod stóp Giewontu – oznajmiła.

      Forst włączył uśpiony komputer i otworzywszy Safari, wszedł na portal społecznościowy.

      – Jesteś zalogowana?

      – Zawsze.

      – Ryzykujesz, że ktoś zostawi ci gówniany prezent na ścianie.

      – Lubię żyć na granicy ryzyka – odparła, poprawiając kosmyk włosów na grzywce.

      Wiktor wpił wzrok w najnowszy post, jaki pojawił się na fanpage’u Szrebskiej. Szybko przekonał się, że to samo widnieje u niej na Twitterze i Instagramie.

      – I jak? Sto tysięcy obserwujących moje tweety i dwa razy tyle fanów. Na Insta lepiej nie wchodź, bo popadniesz w kompleksy.

      Komisarz milczał, przeglądając komentarze. Było ich ponad tysiąc, mimo że posty pojawiły się raptem dwie i pół godziny temu. Oba były apelami, na które internauci odpowiedzieli natychmiast.

      – Zrobiłam mały crowdsourcing.

      – Widzę – odparł Forst. – Załatwiłaś też sobie naganę Rady Etyki Mediów. Na tych zdjęciach widnieje twarz ofiary.

      – Nie mów! Ale wtopa.

      – I to w niezłym zbliżeniu.

      – Ktoś go rozpoznał? – zapytała z uśmiechem Szrebska.

      – Jeśli liczba lajków pod odpowiedzią świadczy o jej prawdziwości, to jest to nie kto inny jak Nergal ćwiczący przed następnym koncertem.

      – Nie ma innych propozycji?

      – Jest ich od groma.

      – A jakaś poważna?

      – Też się znajdzie.

      Szrebska oderwała wzrok od lusterka i spojrzała na macbooka.

      – A konkretniej? – dopytała.

      – Według jednego z twoich fanów, który przedstawia się jako Wielki Bałamutnik, nasz nieboszczyk to wykładowca Uniwersytetu Rzeszowskiego, niejaki doktor habilitowany Marek Chalimoniuk. Mówi ci to coś?

      – Nic a nic.

      Forst szybko sięgnął do zasobów Google i przekonał się, że trup z Giewontu w istocie jest doktorem Chalimoniukiem. Zdjęcie nieszczęśnika widniało na stronie uniwersytetu, a obok niego zamieszczono krótką notkę biograficzną. Był wykładowcą prowadzącym zajęcia z podstaw archiwistyki współczesnej, cokolwiek to znaczyło… i czymkolwiek się różniło od archiwistyki niewspółczesnej.

      – I co ty na to? – zapytał Wiktor, szperając dalej w odmętach Internetu.

      – Może przez niego kilku studentów musiało pisać warunek. Wkurzyli się, dogadali ze sobą, a potem zaciągnęli go na Giewont.

      – Z pewnością tak właśnie było – mruknął Forst. – Choć zgodzę się, że morderców musiało być kilku. Jednemu lub dwóm Chalimoniuk by uciekł.

      – Twierdzisz, że o własnych siłach wszedł na szczyt?

      – Tak. Na ciele nie było żadnych otarć. Poza tym wszystko wskazuje na to, że umarł dopiero na krzyżu.

      Olga zamknęła lusterko i włączyła silnik. Gdy ruszyła w kierunku Drogi na Bystre, dieslowy opel wydał z siebie dźwięk świadczący o tym, że najwyższa pora zrobić przegląd. Kierująca najwyraźniej jednak była innego zdania. Wdusiła pedał gazu do podłogi, a astrą szarpnęło w przód.

      – Dokąd jedziemy? – zapytał pasażer.

      – Do Krakowa.

      – Mamy w tym jakiś cel, czy zamierzamy zjeść po obwarzanku?

      – Znam tam kogoś, kto orientuje się w kulturze antycznej.

      – A nie masz na podorędziu kogoś, kto nie jest oddalony o sto kilometrów?

      – Trudno powiedzieć – odparła, nie dostrzegając turysty, który starał się wejść na pasy. – Jestem tu od wczoraj na urlopie.

      – Pozostaje ci tylko pozazdrościć.

      – Zazdrość samemu sobie, bo twój urlop będzie znacznie dłuższy od mojego.

      Forst musiał przyznać jej rację. Wodził wzrokiem za mijanymi ceprami, którzy już zmierzali w kierunku Wielkiej Krokwi, by stamtąd ruszyć na Giewont. Owczy pęd się zaczynał.

      Czerwony opel astra przemknął przez miasto i wjechał na czterdziestkę siódemkę prowadzącą do Poronina. Na Zakopiance trwały jakieś prace, jak zawsze. Wiktor nie oczekiwał niczego innego.

      Nie spodziewał się też, że otrzyma pewnego SMS-a.

      Wyciągnął smartfona i spojrzał na wyświetlacz, nie dowierzając, że ma aż tyle nieodebranych połączeń. Prócz nich, w rogu ekranu widniała ikonka wiadomości tekstowej. Forst wyświetlił ją i zdębiał.

      – Co jest? – zapytała Szrebska, obracając ku niemu głowę.

      – Komenda się o mnie doprasza.

      – Przecież cię zawiesili.

      – Tak. I teraz chcieliby mnie przesłuchać.

      – Mam zawrócić?

      Ton jej głosu świadczył, że było to pytanie retoryczne, więc Wiktor nie odpowiedział.

Скачать книгу