Siódemka. Ziemowit Szczerek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siódemka - Ziemowit Szczerek страница 4

Siódemka - Ziemowit Szczerek

Скачать книгу

z niedowierzaniem, jak te mityczne postaci nabierają realnego wymiaru, jakie musiały być małe, jakie zwykłe, kruche i niedoskonałe. I to wszystko, truchła królewskie, wota, artefakty, całe te narodowe czary-mary, Wawelu wzniosły mur, orły, sztandary, krzyże, kości mamuta wiszące nad bramą katedry, zebrane w jednym miejscu składniki Polski, zutaten, ingredients, które zmieszane razem powinny dać jakiś, jakikolwiek, kurwa, efekt, leżą sobie bezsilnie w pliku wawelskim, wawel.rar, polska.zip, i służą jedynie do kurzenia się i zaczepiania na chwilę znudzonych spojrzeń wycieczek szkolnych i ukrywających ziewanie panów Hubertów i pań Halin, którzy z nudów wybrali się do królewskiego miasta Krakowa w wolny weekend, bo ileż można patrzeć w telewizor, ileż można grilla zjeść, a dookoła nich wszystkich trwa jedna wielka impreza byłego polskiego chłopstwa, które – po wykonanym zgrabnie i niepostrzeżenie wyrzuceniu z kraju szlachty, twórców tego nieszczęsnego narodu, bo na dobrą sprawę nie do końca wiadomo, co się z tą szlachtą stało, cała impreza jakoś się, po prostu, rozpełzła, tysiąc lat historii, ot tak, rozeszło się po domach – samo przebrało się w polskie piórka, samo wskoczyło w pańsko-polskie kontusze i wycinało po trupie swojej dawnej stolicy takie hołubce, jakich nikomu wcześniej się nie śniło, zredukowawszy ją do roli oberży.

      Należało się chłopstwu po tylu latach, nie twierdzisz, że nie. Należało mu się tańczenie na trupie pańskich legend. Tyle, że taniec na trupach zawsze fatalnie wygląda.

      I przyjeżdżali do tej Polski z zagranicy – Niemce, Szwedy, Angielczyki, patrzyli z otwartymi ustami na ten obłąkańczy, prowadzący chyba tylko do piekła korowód i przyłączali się do niego, i wirowali w tym zachlajmordzkim wirze, głośno wrzeszcząc w swoich narzeczach, wyrzygując treść żołądków, a często i własne żołądki, wątroby, dwunastnice, wyrzygując na ulice, czołgając się we własnych wnętrznościach, płynąc w tych wnętrznościach korytami ulic noszących imiona świętych, obijając się o zdechłe kościoły, o mieszczańskie kamienice, w których nie było już mieszczan, a wszystko na historycznym bruku z najntisów. Magiczne miasto Kraków napieprzało syntetyczną muzyką, błyszczało błyskotkami i tylko z rzadka, trzeba było wiedzieć gdzie, dało się znaleźć cichą norkę świętego spokoju, w którą można było wpełznąć i próbować przeczekać to całe wariactwo. Pijąc, oczywiście. Jak wszyscy inni. Ogień walczy z ogniem.

      *

      No, ale teraz masz kaca i stoisz w korku na Siódemkę, w stronę Warszawy, przy Cmentarzu Rakowickim, jedziesz na spotkanie, które ma odmienić twoje życie i otwierasz okno, żeby odetchnąć mocniej tym zapachem stearyny, a w radiu – wiadomości: Rosja szaleje, na wschodzie Ukrainy wojna, Ławrow przebąkuje coś o korytarzu do Kaliningradu, wszystko mu jedno, mówi, czy przez Polskę, czy przez Litwę, nato, mówi Ławrow, samo ma zdecydować, jemu rawno, a poza tym Pribałtyka w strachu, bo rosyjskie samoloty im latają po przestrzeni powietrznej jak chcą. Widzisz swoje odbicie w lusterku, widzisz swoje skacowane oczy, mrugasz więc sam do siebie, żeby dodać sobie animuszu.

      *

      „Siódemka, Siódemka – myślisz – szós polskich królowa, droga, która jest kręgosłupem polskiego państwa, Polski wiślanej, bo ta odrzana to zupełnie inna historia”.

      Tamto to polska kolonia. A tutaj, wzdłuż Siódemki, Siódemeczki, rozwlekła swoje ciało Polska, ta Polska, the Polska, ten projekt, prodżekt, prodżekt Polska, który kilka razy nie wypalił, a teraz jest znów odpalony i terkocze, działa jakoś, pyr-pyr, pyr-pyr, zbiera się jakoś do kupy, próbuje się na nowo określić, a Siódemka jest jego osią przeprowadzoną od Gdańska przez Warszawę po Kraków i góry, przez sam jego środek, rozcina ziemię, z której ta Polska wypływała, które są jej esencją, które nadają jej kształt i ton, bo to rzeczywistość przy Siódemce nadaje ton reszcie kraju, bo to Siódemka to polskie centrum, a reszta to peryferia, choć sama Siódemka to peryferium do kwadratu, hej, Siódemka, Siódemka.

      Siódemka, jak syn siódmy siódmego syna, siedem dni tygodnia, siedem sumeryjskich demonów, siedem kolorów tęczy, siedem wzgórz Rzymu i Drugiego Rzymu, siedem starożytnych mórz, siedem niebios, siedem gór i siedem rzek, siedem bram piekieł, siedem pieczęci, siedem głów Bestii i siedem rogów Baranka, siedem cudów świata i siedem grzechów głównych.

      *

      Światła się niby zmieniają, czerwone–żółte–zielone, ale ruch taki, jakby zmieniały się tylko dla żartu, bo raz na jakiś czas, owszem, zapali się zielone, ale ruszasz się do przodu o długość dwóch, może trzech samochodów, możesz więc popodziwiać sobie szyldy i reklamy po lewej stronie szosy, o, proszę bardzo, na przykład coś takiego: cukiernia solarium, ot tak, rzucone ci w twarz, bez żadnego wyjaśnienia i nie masz zielonego pojęcia, czy to połączone siły cukierni i solarium tworzą w ten sposób zupełnie nową jakości na rynku usług, czy cukiernia nosi nazwę „Solarium”, czy też solarium, być może, kto wie, nosi nazwę „Cukiernia”.

      Na cukierni solarium jakaś patriotyczna dusza wywiesiła polski sztandar, mimo że Święto Zmarłych to nie święto narodowe. Ale dusza wywiesiła, i to taki z orłem, tak więc powiewał teraz dumnie polski sztandar nad żarówo-różowym napisem cukiernia solarium na pomarańczowym tle.

      *

      W sumie dobrze, że powiewał, bo gdzie miał powiewać, to przecież polski small business napędza pkb, napędza gospodarkę tego państwa, to jemu Rzeczpospolita zawdzięcza swoją współczesną kondycję, to małe i średnie przedsiębiorstwa są tym, co tworzy Polskę, to właśnie one, stworzone przez tak pogardzanych drobnych cwaniaczków i dorobkiewiczów z najntisów, sprawiają, że Polska jako tako działa – myślałeś – to właśnie oni, ci kolesie handlujący przy użyciu łóżek polowych skarpetkami, papierosami i niemiecką chemią są prawdziwymi ojcami założycielami tego kraju, a nie Mieszko i czy Bolesław Chrobry.

      To ich nazwiska, a nie królów, Kościuszków i generałów, o których nikt i tak nic nie wie, powinniśmy przytwierdzać do obrzępolonych ścian naszych ulic. Zresztą – lepiej by tam pasowały. Bo jak wygląda tabliczka z napisem „ul. Bolesława Chrobrego” na otynkowanej pastelowym barankiem ścianie domku-bliźniaka otoczonego powyginanym w pseudobarok betonowym płotem seryjnej produkcji, do tego tabliczka z wizerunkiem wilczura i napisem „pies zły, teściowa jeszcze gorsza”? Albo tabliczka z napisem „Ul. Jagiellońska” na rozpieprzonej do szczętu kamienicy, której mieszkańcy nadal szczają i srają do jednego sracza na całe piętro i grzeją węglem z piwnicy, modląc się do Jezusa Chrystusa, żeby dach nie zawalił się już tej zimy. Kamienicy, przed którą rozciąga się blade klepisko z jakimiś dwiema nieokreślonymi budami z blachy, w której gnieżdżą się dwa samochody zajumane z Niemiec, czekające na przebicie numerów. A trójeczka i golf czwóreczka? A? Albo wielki napis „osiedle tysiąclecia chrztu polski” wymalowany wielkimi, kolorowymi kobyłami na czteropiętrowym bloku, świeżo otynkowanego na seledyn ze wstawkami ciepłych brązów, pod którego ścianami w wytartej trawie robią się błotniste kałuże przemieszane w koktajl z popękanymi płytami chodnikowymi i jakąś żul-ławką, na której odbywa się picie ciepłego piwa w puszkach ze sklepu Żabka zlokalizowanego w ceglanej i nieotynkowanej dobudówce przyłączonej do bloku w szalonych latach dziewięćdziesiątych? Przecież to wszystko wygląda jak żarty, jak robienie sobie jaj.

      Do tego wszystkiego pasują ulice z zupełnie innymi nazwami, na przykład, „Handlarzy spod dworca zoo w Berlinie”, albo „Obrońców blaszanych szczęk pod Pałacem Kultury w Warszawie”. Albo „ul. Badylarzy”, „ul. Pionierów Prywaciarstwa Polskiego”. Ewentualnie „pl. Właścicieli Kantorów” czy „al. Wypożyczalni Wideo Hollywood”. To są prawdziwi Ojcowie Ojczyzny. I nad tym wszystkim powinny wisieć flagi narodowe. Czemu nie, tak powinno być.

      *

Скачать книгу