Polscy pisarze wobec faszyzmu. Paweł Maurycy Sobczak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Polscy pisarze wobec faszyzmu - Paweł Maurycy Sobczak страница 19

Polscy pisarze wobec faszyzmu - Paweł Maurycy Sobczak

Скачать книгу

za ich poglądy wczorajsze. Nie ma np. powodu wątpić, że Goetel, pisząc swą straszną książkę o faszyzmie, kierował się uczuciami patriotycznymi. Nie przypuszczam jednak, aby […] w dalszym ciągu podtrzymywał swą wiarę w „rycerskość” hitleryzmu. Książka Goetla była zbyt nieudolna, by mogła być szkodliwa, choć mamy przykłady, że dzieła równie prostackie miały wpływ ogromny i głęboko deprawujący225.

      W opinii Słonimskiego intencje pisarza oraz naiwne podejście do polityki usprawiedliwiają opublikowanie Pod znakiem faszyzmu. Książka jest wprawdzie „straszna”, ale słowo to zostało raczej użyte w znaczeniu „nieudolna”, „nonszalancka”, pozbawiona większej wartości literackiej. Publicystyka Goetla to raczej „ferdydurki o faszyzmie”, nie zaś prawdziwa, konsekwentna (a więc naprawdę niebezpieczna) agitacja. Ta zaś przede wszystkim przykuwa uwagę felietonisty w ostatnim roku międzywojnia. Także przywoływany przez Słonimskiego kalambur „Goetels” (utworzony ze skontaminowania nazwisk polskiego pisarza oraz ministra propagandy Trzeciej Rzeszy) używany jest przede wszystkim żartobliwie226. Przypuszczam, że nadspodziewana tolerancja okazana Goetlowi przez Słonimskiego227 wiąże się z archaicznym – sentymentalnym czy wręcz naiwnym – pojmowaniem polityki przez autora Wyspy na chmurnej Północy. Polityka jawi się Goetlowi jako walka o wcielenie wartości (także moralnych), nie zaś narzędzie realizacji celów militarnych. Obca wydaje się pisarzowi możliwość rozumienia sfery działalności politycznej jako gry, strategii, techniki czy wojny (współzależność i nierozerwalność wojny od polityki Carl von Clausewitz podkreślał ponad sto lat przed powstaniem Pod znakiem faszyzmu). Zapewne tę właśnie cechę sposobu myślenia Goetla zauważył Słonimski, kiedy pisał o „rzewności” i „liryczności” jego książki („Goetel nie był politykiem, tylko artystą” – zapewniał w latach siedemdziesiątych bliski przyjaciel pisarza Wiesław Wohnout228). Autor Okna bez krat mógł odnaleźć pewne podobieństwa do własnego światopoglądu, z pewnością zaś nie dostrzegł „roboty na zimno”, czyli cynizmu, który zawsze tak odstręczał Słonimskiego. Natomiast znacznie mniej wyrozumiałości okazał – ale też chyba poważniej potraktował omawianą pozycję – cytowany przez „Wiadomości Literackie” Wincenty Rzymowski. W jego artykule, zamieszczonym na łamach socjalistycznego „Dziennika Ludowego”, znalazły się słowa o „chomącie faszyzmu” włożonym przez autora Z dnia na dzień na własną szyję, a także przekonanie, iż tej publikacji „wstydzić się będzie Goetel i wstydzić się będzie literatura polska”229.

      Nieznacznie tylko korzystniej przedstawiała się recepcja Pod znakiem faszyzmu w kręgach narodowych. Idee zawarte w książce nie trafiły do postponowanych przez Goetla endeków, zafascynowanych wówczas raczej portugalskim Nowym Państwem (Estadio Novo) Salazara230. Także wśród młodonarodowców traktat o faszyzmie nie został przyjęty entuzjastycznie. Mimo wszystko jedna z nielicznych przychylnych opinii pochodziła właśnie z tego kręgu. Oto Stanisław Piasecki, redaktor naczelny „Prosto z mostu”, w tekście Faszystowskie credo Goetla stanął w obronie politycznego wymiaru pisarstwa autora Kar-Chatu. Piasecki, sam przez Witolda Gombrowicza nazywany „politykiem […], który operuje w kulturze”231, zapewnia:

      Goetel […], wbrew temu, co o nim podają encyklopedie i podręczniki, jest właśnie i przede wszystkim pisarzem politycznym, a potem dopiero, i to wtórnie, beletrystą. Że jako powieściopisarz bardziej jest znany – to już sprawa tępoty współczesnej krytyki literackiej […]232.

      Reinterpretacja powszechnego sądu dotyczącego charakteru twórczości Ferdynanda Goetla, a także podniesienie rangi pisarstwa politycznego w literackich hierarchiach (Piasecki przekonany jest o spostrzeganym współcześnie „wspaniałym rozkwicie” tego gatunku piśmiennictwa, podobnie zresztą jak o „największym upadku beletrystyki polskiej”) wydaje się jednak drugorzędnym celem artykułu Piaseckiego. Satysfakcję redaktora budzi obserwacja, iż Goetel-polityk wykroczył poza „zjełczały banał demoliberalny”, prowokując tym samym „tzw. intelektualistów (tych spod znaku PEN-Clubowego)”. Kompetentny i pozytywnie nastrojony recenzent dostrzega atuty nawet w tych punktach, które pozornie wydają się słabościami.

      Goetel jest przede wszystkim psychologiem w swych dociekaniach politycznych. Ta może niemal wyłączność argumentów psychologicznych, przy ilustracyjnym raczej traktowaniu historycznych, ekonomicznych i prawnych sprawia, że książka Goetla wywierać może na powierzchownym czytelniku wrażenie pewnego amatorstwa, czy jeśli kto chce ostrzej: dyletanctwa. Na czytelniku politycznym tego wrażenia nie wywrze. Wprost przeciwnie. Daje mu bowiem argumenty z dziedziny, najczęściej słabo uwzględnianej przez „fachowych polityków”, daje zaś argumenty szczególniej żywe, sugestywne i przekonywające.

      Jedyny poważniejszy zarzut postawiony pisarzowi dotyczy negatywnego obrazu polskiego ruchu narodowego, jaki odmalowany został w Pod znakiem faszyzmu. Redaktor wyraża przypuszczenie, że Goetel nie zna osiągnięć rodzimego nacjonalizmu, który bynajmniej „nie ma potrzeby wiele uczyć się od obcych”. Tymczasem to właśnie polscy narodowcy „potrafią zrealizować to, co Goetel tak sugestywnie przedstawia jako cel w swojej książce”. Niełatwo oprzeć się przekonaniu, iż Piasecki usiłuje zaprowadzić autora Z dnia na dzień w granice partyjnych opłotków („droga Goetla zejdzie się zupełnie z drogą polskiego ruchu narodowego”). Być może był to nawet główny powód napisania takiego artykułu. Przypuszczam jednak, że plany te nie zostałyby zrealizowane – rozczarowanie i zniechęcenie pisarza do działalności stricte partyjnej (po okresie aktywności w ramach OZN) uniemożliwiłoby taki alians233.

      Książka Ferdynanda Goetla natrafiła zatem na polityczną próżnię, przynajmniej jeśli zestawić jej recepcję z oczekiwaniami autora. Nie posłużyła także opiniom o pisarzu, ułatwiła nowej władzy postawienie zarzutów o kolaborację w okresie drugiej wojny światowej (fragmenty Pod znakiem faszyzmu przedrukowane były – bez zgody, a zapewne i wiedzy autora – w kolaboracyjnym Przełomie, redagowanym przez Jana Emila Skiwskiego i Feliksa Burdeckiego)234. „Czarna legenda” przetrwała wiele lat, Goetel długo pamiętany był nie jako autor znakomitych reportaży podróżniczych – z iście futurystyczną nonszalancją „depczący zabytki” Egiptu, sceptycznie patrzący na „azjatyckie cudowności” podczas pobytu w Indiach, czy też zachwycający się surowym pięknem islandzkiego krajobrazu235 – lecz kojarzono go raczej z „gloryfikowaniem faszyzmu”236. Kwestia faszystowskich fascynacji autora Kar-Chatu powracała co kilka lat w środowiskach emigracyjnych, zazwyczaj pod wpływem nowych okoliczności zewnętrznych („sprawa Miłosza”237, „sprawa Horii”238), funkcjonalizowana jako element rozgrywki między ośrodkiem emigracji londyńskiej i środowiskiem paryskiej „Kultury”239. Nietrudno zauważyć, że także współczesnym badaczom twórczości Goetla Pod znakiem faszyzmu sprawia kłopot. Niekiedy autorzy uwypuklają pewne elementy życiorysu pisarza, bagatelizując lub lekceważąc inne. Narracja prezentująca autora Wyspy na chmurnej Północy jako szlachetnego człowieka zasad, niesłusznie oskarżanego i gnębionego

Скачать книгу


<p>225</p>

Ibidem, s. 363 (Kronika tygodniowa z 21 maja 1939).

<p>226</p>

Zestawienie postaci Ferdynanda Goetla i Josepha Goebbelsa – motywowane brzmieniowym podobieństwem nazwisk, ale uzasadniane także zaangażowaniem w działania propagandowe – w kręgach liberalnej inteligencji międzywojnia nie należało do rzadkości. W Dziennikach Marii Dąbrowskiej znajdujemy następującą – wprawdzie sprowokowaną osobistą urazą – wzmiankę o autorze Pod znakiem faszyzmu: „i takiego doczekaliśmy się Goebbelsa” (M. Dąbrowska, Dzienniki, t. 3 (1936–1945), oprac. T. Drewnowski, Warszawa 2000, s. 252).

<p>227</p>

Tolerancji tej zabraknie autorowi Kronik tygodniowych wiele lat później, kiedy kreślić będzie sylwetkę Goetla w Alfabecie wspomnień (wkładając przy tym w usta pisarza sformułowania typowe raczej dla publicystyki Jana Emila Skiwskiego) oraz w felietonie opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Czternaście lat po śmierci autora Z dnia na dzień, Słonimski zastanawiać się będzie „co pchało tego dobrodusznego człowieka, autora paru dobrych nowel, do akceptacji całej ohydy faszyzmu” [wytłuszczenie P. S.] (A. Słonimski, Trochę o wyobraźni, „Tygodnik Powszechny” 1974, nr 14. Przedruk w: idem, Alfabet wspomnień, Warszawa 1989, s. 67). Tak surowa opinia – zdecydowanie mniej zniuansowana niż w 1939 roku – zaskakuje, nie tylko dlatego, że w Pod znakiem faszyzmu Goetel zdystansował się od niektórych przynajmniej zjawisk towarzyszących ideologii, z którą sympatyzował (np. terroru), ale także z uwagi na godną, antyniemiecką postawę pisarza w czasie wojny (z odmówieniem podpisania Volkslisty na czele). Wypada zauważyć, że pisząc o Goetlu, zasłużony opozycjonista Słonimski nolens volens realizował zalecenia PRL-owskiej cenzury, dbającej o prezentowanie krytycznego wizerunku zmarłego pisarza.

<p>228</p>

W. Wohnout, Goetel – po dziesięciu latach, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 1972, nr 268. Cyt.: K. Polechoński, Pisarz w czasach wojny i emigracji. Ferdynand Goetel i jego twórczość w latach 19391960, Wrocław 2012, s. 68. Pogląd ten przedstawiony został przy okazji postawienia problemu wierności Goetla obozowi piłsudczykowskiemu. Zdaniem Wohnouta u podstaw niewątpliwego przywiązania pisarza do sanacji leżał specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości politycznej, niepostrzeżenie nabierającej w oczach Goetla cech legendy: „Legenda go urzekła, urzeczenie trwało. U polityka byłby to błąd. U artysty…” (ibidem).

<p>229</p>

W. Rzymowski, Goetel pod znakiem faszyzmu, „Dziennik Ludowy” 1939, nr 1. Cyt.: Przegląd prasy, „Wiadomości Literackie” 1939, nr 3, s. 7.

<p>230</p>

O odbiorze Pod znakiem faszyzmu w kręgach zbliżonych do Narodowej Demokracji zaświadczają teksty W. Wielowieyskiego, Pionier zagadkowego faszyzmu, „Warszawski Dziennik Narodowy” 1939, nr 187 oraz S. Cata-Mackiewicza, Książka dyletanta niebezpieczna dla dyletantów, „Słowo” 1938, nr 354. Artykuły te przywołuje, opisując współczesną recepcję książki Goetla, Maciej Urbanowski, Polityka Ferdynanda Goetla, s. 25–27.

<p>231</p>

W. Gombrowicz, Wspomnienia polskie, s. 137.

<p>232</p>

S. Piasecki, Faszystowskie credo Goetla, „Prosto z mostu” 1939, nr 4, s. 1. Podobnie pozostałe cytaty z tego artykułu.

<p>233</p>

Kilka miesięcy później „Prosto z mostu” opublikowało jeden artykuł Ferdynanda Goetla. Był to jednak niemal zupełnie pozbawiony akcentów politycznych reportaż Dni Krzemieńca („Prosto z mostu” 1939, nr 28, s. 1–2).

<p>234</p>

Warto pamiętać, że informacje dotyczące współpracy Goetla z okupacyjnymi władzami niemieckimi propagowane były nie tylko w PRL, krzywdzące pisarza oskarżenia o kolaborację formułował na emigracji Stefan Korboński, zasłużony działacz Polskiego Państwa Podziemnego (por. K. Polechoński, op. cit., s. 250–252). Czesław Miłosz podkreślał jednak, konfrontując postawę Goetla z zachowaniem Józefa Mackiewicza, umiejętności dyplomatyczne, którymi wykazywał się autor Kar-Chatu. „W Warszawie pamiętano jego przedwojenne otwarte pochwały faszyzmu, a w 1940 roku zdradzał nieśmiałe skłonności do kolaboracji […]. Jednak Goetel miał dobre wyczucie społecznych presji i nakazów patriotycznego kodeksu, toteż nie posunął się dalej w ugodowości wobec Niemców. I chociaż pojechał do Katynia, nikt go jakoś później na emigracji nie piętnował jako kolaboranta. Natomiast Mackiewicz, który ze wszystkimi chodził na udry, nie liczył się z publiczną opinią i był z temperamentu pieniaczem, jadąc do Katynia umacniał nieprzychylne jego osobie nastroje i nikogo nie obchodziło, że pojechał za zgodą polskich władz podziemnych” (C. Miłosz, Rok myśliwego, Kraków 1991, s. 208).

<p>235</p>

Na odmienność postaw narratora-bohatera reportaży Goetla zwraca uwagę Monika Worsowicz – w Egipcie narrator przyjmuje postawę „nonszalanckiego zdobywcy”, na kartach Wyspy na chmurnej Północy przeistacza się natomiast w ostrożnego i uważnego obserwatora (M. Worsowicz, Między literaturą a dziennikarstwem – reportaże podróżnicze Ferdynanda Goetla, [w:] Reportaż w dwudziestoleciu międzywojennym, s. 145).

<p>236</p>

Taka lapidarna charakterystyka znalazła się choćby we wspomnieniowym tekście Włodzimierza Słobodnika, poświęconym zmarłemu kilka miesięcy wcześniej Julianowi Tuwimowi. Przywołujący spotkanie z Tuwimem w roku 1937 autor Niepokoju wieczornego napisał: „Na terenie Związku Literatów Polskich odbywało się nasze walne zebranie. Przewodniczył mu gloryfikator faszyzmu Goetel” (W. Słobodnik, Trzy spotkania, „Łódź Literacka”, listopad–grudzień 1954. Cyt: P. Matywiecki, Twarz Tuwima, Warszawa 2007, s. 347).

<p>237</p>

Przypadek Goetla przywołany został przez Juliusza Mieroszewskiego, zarzucającego środowisku londyńskiej emigracji stosowanie podwójnych standardów moralnych przy ocenie uwikłania pisarzy w totalitaryzm („dla sympatyków faszystowskiego totalizmu byliśmy zawsze raczej wyrozumiali”). Mieroszewski zestawia bezkompromisowość „londyńczyków” wobec byłego dyplomaty Polski Ludowej Miłosza z faktem, iż „jeden z czołowych pisarzy emigracyjnych do tej pory nie odwołał publicznie swej faszystowskiej książki, wydanej w Polsce przed wojną” (J. Mieroszewski, List z Wyspy. Sprawa Miłosza, „Kultura” 1951, nr 7/8, s. 100). Ostrze krytyki publicysty skierowane jest tu nie tyle przeciw Goetlowi i jego „koszmarnej książce”, lecz przeciwko obłudzie i politycznej krótkowzroczności „polskiego Londynu”.

<p>238</p>

Vintilă Horia, emigracyjny pisarz rumuński, został w 1960 roku laureatem niezwykle prestiżowej Nagrody Goncourtów, przyznanej mu za książkę Dieu est né en exil. Wkrótce po ogłoszeniu tej decyzji Towarzystwa Literackiego ujawnione zostały związki Horii z Żelazną Gwardią, której przed laty był członkiem. W wyniku skandalu wywołanego przez tę informację laureat zrzekł się nagrody, szeroko dyskutowany zaczął być również problem faszystowskiej przeszłości antykomunistycznie nastawionych emigrantów z Europy Środkowej. Echa debaty dotarły także do środowiska paryskiej „Kultury”, przy tej okazji powróciło nazwisko autora Pod znakiem faszyzmu. Komentujący „sprawę Horii” Jerzy Giedroyc pisał w liście do Jerzego Stempowskiego: „na własnym odcinku mamy podobny casus z Goetlem, który właśnie umarł”, natychmiast jednak zaznaczał niewspółmierność postaw obu pisarzy („Goetel nie kolaborował, a zachowywał się w czasie okupacji wyśmienicie”, jedynie w okresie poprzedzającym wybuch wojny „wyraźnie faszyzował”). Surowiej postępowanie Goetla ocenił Stempowski, wskazując na bogate doświadczenie życiowe polskiego literata: „Goetel nie był dzieckiem ani młodym szaławiłą jak Horia i trudniej go wytłumaczyć” (J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 19461969, oprac. A. S. Kowalczyk, t. 2, Warszawa 1998, s. 142 i 145). Wymianę korespondencji między redaktorem „Kultury” i autorem Esejów dla Kassandry analizuje Krzysztof Polechoński, op. cit., s. 212–214.

<p>239</p>

Krytycznie oceniając na łamach „Kultury” wspomnieniowy tom Goetla Czasy wojny, Janusz Jasieńczyk przypominał związki Goetla z obozem sanacyjnym oraz publikację Pod znakiem faszyzmu. „Rozumiem, że klęska nie jest dobrym źródłem natchnienia, zwłaszcza klęska człowieka, co – jak sam powiada – związał swój los i życie z obozem politycznie przegranym i klęska pisarza, który dziś musi przyznać, że popełnił błąd pisząc apologię faszyzmu” (J. Jasieńczyk [J. Poray-Biernacki], Świadectwo klęski, „Kultura” 1955, nr 7/8, s. 210).